"Hańba dla naszego narodu" - awantury o pomniki i krzyż
Największa tragedia w historii Stanów Zjednoczonych wymagała odpowiedniego upamiętnienia - co do tego nikt nie miał wątpliwości. Jednak nie obyło się bez sporów na linii władze - przedsiębiorcy; zastrzeżenia do formy pomnika zgłaszały też rodziny ofiar. W Strefie Zero rozgorzała nawet kłótnia o krzyż. Przykład zza oceanu pokazuje, że nie tylko Polacy mają problem z upamiętnieniem ofiar narodowych katastrof...
Larry Silverstein - amerykański miliarder i potentat w na rynku nieruchomości, to jeden z głównych aktorów w historii odbudowy strefy zero. W lipcu 2001 roku Silverstein podpisał umowę na 99-letnią dzierżawę kompleksu World Trade Center. Po wrześniowych zamachach zadeklarował chęć jego odbudowy. Osiem i pół roku później, w rozmowie z dziennikarzem telewizji CBS, Silverstein tak skomentował stan prac w Strefie Zero: "To hańba dla naszego narodu. Jestem najbardziej sfrustrowanym człowiekiem na świecie".
Plany budowy monumentu upamiętniającego ofiary tragedii ogłoszono w niecały rok po zamachach. W organizację tego przedsięwzięcia zaangażowali się m.in. gubernator stanu Nowy Jork George Pataki i burmistrz miasta Michael Bloomberg. Konkurs na projekt pomnika ogłoszono w 2003 roku. Głównym koordynatorem prac został Daniel Liebeskind - amerykański architekt, urodzony w Łodzi syn polskich Żydów. Komisja konkursowa otrzymała ponad pięć tysięcy zgłoszeń z całego świata. Zwyciężył projekt "Reflecting absence" ("Pamiętając o nieobecności") autorstwa Michaela Arada i Petera Walkera. Architekci zaprojektowali swego rodzaju "park pamięci" - na placu, gdzie stały niegdyś Twin Towers, zasadzono ponad 400 dębów. W fundamenty zburzonych wież wbudowano baseny, a na ścianie każdego z nich uruchomiono wielki wodospad. Na okalających je gzymsach wyryto nazwiska ofiar zamachów z 2001 i 1993 roku (w latach 90. w północnej wieży WTC zdetonowano bombę, zginęło sześć osób, ponad tysiąc zostało rannych).
Już sam konkurs wzbudził wiele kontrowersji. Artyści narzekali na zbyt krótki termin składania zgłoszeń i sztywne kryteria wykonania prac, które miały ograniczać ich swobodę twórczą. Podważano kompetencje samego Liebeskinda. Pojawiły się też głosy, że koordynatorzy prac w Strefie Zero chcą przeforsować swoją wizję jej zagospodarowania - pod budowę pomnika przeznaczono bowiem jedynie 4,7 z 16 akrów World Trade Center Site.
Pomnik - przedmiot partyjnych rozgrywek?
Kłótnie "o pomnik" znamy także z naszego rodzimego podwórka. Jednak jak podkreśla prof. Bohdan Szklarski, amerykanista z UW - W Polsce pytanie o sposób upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej stało się przedmiotem partyjnych rozgrywek. Amerykanie tego uniknęli. Ważniejszą kwestią było dla nich godne uczczenie ofiar zamachów, a nie kłótnie o to, kto ma prawo o nich pamiętać - uważa prof. Szklarski.
Wśród ofiar ataków z 11 września nie było jednak czołowych polityków. Poza tym, jak mówi Paweł Laidler, amerykanista z UJ - Katastrofa smoleńska była też rozpatrywana w kontekście Rosji i związków z Katyniem, dyskusja na ten temat toczyła się na wielu płaszczyznach. W Stanach Zjednoczonych podkreślano przede wszystkim ludzki wymiar tragedii - zauważa Laidler.
George Pataki, gubernator stanu Nowy Jork, obiecał rodzinom ofiar zamachów, że w miejscu, gdzie stały bliźniacze wieże, nie powstanie żaden nowy budynek. I słowa dotrzymał - było to jedno z podstawowych kryteriów konkursu na projekt pomnika. Nie znaczy to jednak, że rodziny zmarłych bezkrytycznie akceptowały pomysł upamiętnienia ich bliskich.
Ważny głos rodzin ofiar
Zakwestionowano na przykład sposób umieszczenia nazwisk na okalających baseny tablicach. Jeszcze w 2006 roku rodziny domagały się wprowadzenia określonego systemu umieszczenia imion i nazwisk ich bliskich. Jak mówiła portalowi npr.pl Edie Lutnick, której brat zginął pod gruzami World Trade Center - W wyniku zamachów zmarło 658 pracowników Cantor Fitzgerald (firmy, która miała swoją siedzibę w jednej z wież - przyp. red.). Losowe umieszczenie nazwisk tych osób uniemożliwi rodzinom wspominanie bliskich razem z ich kolegami - mówiła Lutnick.
W odpowiedzi na podobne apele ofiary zamachów wyszczególniono w odpowiednich grupach: razem umieszczono nazwiska pasażerów i członków załogi samolotów, które uderzyły w wieże, w bliskim sąsiedztwie pojawiają się też nazwiska pracowników obu wież. Uwzględniono także indywidualne prośby bliskich ofiar, np. aby razem zapisać imiona i nazwiska osób ze sobą spokrewnionych. Jak przypomina dr Paweł Laidler - Długo trwała też dyskusja na temat tego, czy nazwiska ofiar zamachów powinny znaleźć się pod poziomem zero, czy - jak ostatecznie ustalono - zostać umieszczone ponad ziemią - mówi dr Laidler. Dariusz Materniak z Portalu Spraw Zagranicznych (psz.pl) dodaje, że - Władze miasta postępowały zgodnie z zasadą, że wola rodzin co do sposobu upamiętnienia ofiar tragedii powinna być rozpatrywana w pierwszej kolejności.
Niezadowolenie ze sposobu prezentacji nazwisk na pomniku głośno wyrażali również nowojorscy strażacy. Domagali się oni, aby na monumencie zapisano stopień i funkcje pełnione przez kolegów, którzy zginęli podczas akcji ratunkowej 11 września 2001. Tu też osiągnięto kompromis - obok nazwisk osób, które dotarły na miejsce jako pierwsze, zapisano nazwę ich jednostki. Nie uwzględniono jednak stopnia poszczególnych funkcjonariuszy.
A to Polska właśnie
W Polsce wszystkie strony sporu twierdziły, że walczą o godne upamiętnienie ofiar. Kłótnie dotyczyły zarówno miejsca budowy ewentualnego monumentu (Warszawa? Smoleńsk?), jak i jego forma. Części rodzin ofiar nie spodobał się projekt pomnika wyłoniony w konkursie zorganizowanym przez warszawski magistrat. Jego autorem był Marek Moderau, który zaproponował obelisk w kształcie złamanej na pół bryły. Uroczystość oficjalnego odsłonięcia tego monumentu, z udziałem prezydenta i premiera, odbyła się w listopadzie 2010r. na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Beata Gosiewska, pierwsza żona zmarłego w katastrofie smoleńskiej posła PiS Przemysława Gosiewskiego, w wywiadzie dla "Polski the Times" określiła projekt jako "brzydki, tandetny, ohydny", jako "pomnik władz, a nie katastrofy".
Kwestia budowy pomnika podzieliła bliskich ofiar katastrofy polskiego tupolewa. W połowie sierpnia 2010 r., jeszcze przed oficjalnym odsłonięciem monumentu na Powązkach, grupa tzw. obrońców krzyża zaprezentowała "Obelisk wierności ojczyzny", projekt autorstwa Maksymiliana Biskupskiego. Pomnik ten przedstawiał 96 wznoszących się do góry rąk. Jednocześnie ogłoszono, że pomysł ten zaakceptowały rodziny ofiar. Zapytany o opinię na temat tej propozycji Paweł Deresz, mąż zmarłej w katastrofie smoleńskiej Jolanty Szymanek-Deresz, oznajmił, że nikt nie konsultował z nim tego projektu. We wrześniu 2010 roku szeroko komentowano też koncepcję Aleksandra Rossa, aby na Krakowskim Przedmieściu stanął pomnik w kształcie otwartego grobu.
Grupa tzw. obrońców krzyża domagała się budowy pomnika na Krakowskim Przedmieściu. Prezydent w wywiadzie dla tygodnika "Polityka" określił ten pomysł jako "dość dziwny", ale ostateczną decyzję w tej sprawie pozostawił władzom miasta i stołecznej konserwator zabytków. Hanna Gronkiewicz - Waltz, prezydent Warszawy, decyzję o budowie monumentu pozostawiła.. mieszkańcom stolicy. Ci w sondażu zamówionym na zlecenie stołecznego ratusza pomnikowi powiedzieli stanowcze "nie" - przeciwko jego budowie opowiedziało się 70% respondentów. Badanie przeprowadzono w czerwcu tego roku. Jednak miesiąc później w mediach pojawiła się informacja, że... pomnik jednak powstanie. Miasto ma sfinansować symboliczny park 96 drzew, które zostaną zasadzone w warszawskim Ursynowie.
Kłótnie za wielką wodą
W Ameryce porozumienie w sprawie ostatecznego kształtu monumentu osiągnięto po kilku latach gorących dyskusji. Podczas trwania prac budowlanych w Strefie Zero, w Nowym Jorku funkcjonowały dwa pomniki "zastępcze". Jednym z nich był pomnik światła, po raz pierwszy uruchomiony w 2002 roku. 88 reflektorów, które włączano w każdą rocznicę zamachów, tworzyło dwie wystrzelające w niebo kolumny. Całość można było oglądać w promieniu 96 km.
Tu także nie obyło się bez protestów ze strony rodzin ofiar zamachów. Na ich wniosek zmieniono pierwotną nazwę projektu - "Towers of light" ("Wieże światła") na "Tribute in light" ("Hołd światła"). Zdaniem bliskich ofiar, pierwszy tytuł niedostatecznie podkreślał ogrom ludzkiej tragedii i kładł zbyt duży nacisk na związane z zamachami straty materialne.
Drugi pomnik - rzeźba Fritza Koeniga "Sphere", ("Kula"), ma dla rodzin ofiar zamachów znaczenie symboliczne. Do 11 września dzieło stało na placu między dwiema wieżami World Trade Center. Po wydobyciu rzeźby spod gruzów okazało się, że jej struktura pozostała nienaruszona, widocznych jest jednak wiele dziur, zagięć i uszkodzeń spowodowanych przez spadające odłamki stali i gruzu. W takiej postaci dzieło Koeniga trafiło do Battery Park. Po zapowiedzi władz Nowego Jorku, że po otwarciu oficjalnego pomnika ofiar zamachów z 11 września "Kula" zostanie przeniesiona do specjalnego magazynu, brat jednej z ofiar, Michael Burke, zaczął bojkotować ten pomysł.
Mężczyzna zorganizował szeroko zakrojoną kampanię w internecie; pod petycją przeciwko usunięciu rzeźby podpisało się ponad siedem tysięcy osób. Burke walczył, aby rzeźba wróciła na miejsce, które zajmowała przed katastrofą. Zapowiedział też, że jeśli jego żądania nie zostaną spełnione, nie pojawi się na uroczystościach z okazji 10. rocznicy zamachów 11 września. Władze zdecydowały jednak, że "Kula"zostanie najprawdopodobniej umieszczona w jednym z miejskich parków. Jak komentuje dr Kacper Rękawek z SWPS i PISM - Bez względu na to, w jakiej formie zostaną upamiętnione ofiary katastrofy, Amerykanie nie będą zadowoleni - bo na pewno nie będzie powrotu do World Trade Center sprzed 11września. To naród zwycięzców, uczczenie takich tragedii stanowi dla nich dużą trudność - komentuje dr Rękawek.
W kwietniu 2011 roku wydawało się, że polski spór o formę pomnika może zakończyć projekt, któremu przyklasnęli przedstawiciele różnych środowisk - m.in. Marta Kaczyńska i Jakub Płażyński, syn zmarłego w katastrofie smoleńskiej Macieja Płażyńskiego. Mowa tu o pomniku światła, który miał pojawiać się przed Pałacem Prezydenckim codziennie po zapadnięciu zmroku. Projekt zaprezentowany przez Pawła Spychalskiego w kwietniu tego roku zakładał, że na Krakowskim Przedmieściu zostaną zamontowane reflektory, które będą wytwarzać słupy światła. U podstawy każdego z nich miała znaleźć się data urodzenia i śmierci każdej z ofiar katastrofy. Ta koncepcja także nie doczekała się realizacji.
Amerykanie też walczyli o krzyż
W polskiej dyskusji na temat upamiętnienia ofiar katastrofy Tu-154M pojawiły się akcenty religijne. Ta sama grupa, która koczowała z krzyżem pod Pałacem Prezydenckim, domagała się też budowy pomnika w centrum miasta. Społeczny Komitet Budowy Pomnika Ofiar Tragedii Narodowej Pod Smoleńskiem także chętnie posługuje się religijną symboliką. Pod Pałacem organizowano także świeckie kontrmanifestacje, ale i tak grupa obrońców krzyża była najbardziej widoczna w przestrzeni publicznej.
W przypadku Ameryki cieniem na starannie pielęgnowanej idei szacunku dla różnych wyznań położyło się kilka incydentów. Rok temu przez Nowy Jork przetoczyła się fala protestów przeciwko budowie centrum kultury muzułmańskiej i meczetu w pobliżu Strefy Zero. Głos w sporze zabrał nawet prezydent Obama, który poparł projekt budowy i przypomniał słowa swojego poprzednika o tym, że nie USA nie prowadzą wojny z islamem.
W lipcu tego roku w Strefie Zero pojawił się też symbol krzyża. Mowa o dwóch stalowych belkach w tym kształcie, które znaleziono podczas odgruzowywania World Trade Center Site. Do lipca tego roku pozostawały one w pobliskim kościele św. Piotra, później przeniesiono je do miejsca, gdzie niegdyś stały Twin Towers. Przeciwko umieszczeniu krzyża w Strefie Zero zaprotestowali ateiści. Złożyli oni nawet pozew do sądu. W piśmie zarzucili zwolennikom krzyża łamanie konstytucyjnej zasady rozdziału religii od państwa. Ostatecznie krzyż został oficjalnie poświęcony i przeniesiony do muzeum ofiar katastrofy.
- Jeśli w Strefie Zero pojawiłby się jakikolwiek akcent religijny, na pewno szybko zostałby zdjęty - mówi dr Paweł Laidler. I to nie dlatego, że Ameryka nie ma szacunku dla religii, wręcz przeciwnie. To jest paradoks tego kraju: każdy prezydent wypowiada formułę: "God bless America" jednak każdy obywatel wie, że mowa o jego bogu - bez względu na wyznanie. Wśród ofiar zamachów 11 września byli przedstawiciele różnych religii, jeśli chcielibyśmy ich wszystkich upamiętnić, powstałby swoisty kosmopolityczny klasztor - podkreśla dr Laidler. Jak zauważa dr Kacper Rękawek - Pamięć u Amerykanów ma formę kolektywną, nie wyraża się jednak ona przez religijność. W Polsce w obchody rocznic tragicznych wydarzeń często zaangażowany jest kościół. Tam nie. W Ameryce nie trzeba organizować uroczystości kościelnych, żeby pamiętać o ofiarach 11września - uważa dr Rękawek.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi...
"Nic tak nie sprzyja mądrej i rzeczowej dyskusji, jak atmosfera pieniądza" - to słynne zdanie z "Ojca chrzestnego" zupełnie nie sprawdziło się w amerykańskich warunkach. Silverstein, wspomniany na początku artykułu dzierżawca gruntów, na których stały wieże World Trade Center, zaczął odbudowy strefy. Jak podaje telewizja CBS, wizja biznesmena musiała zderzyć się z koncepcjami architektów, w tym Dawida Liebeskinda. Silverstein miał nawet nalegać na usunięcie Liebeskinda z prac nad projektem nowych wież. Dzierżawca gruntów narzekał także na przeciągające się prace nad odbudową całego kompleksu.
Być może na wydłużenie prac wpłynął, fakt, że inwestycja składa się z wielu elementów - rozwiniętego węzła komunikacyjnego i muzeum ofiar zamachów pod ziemią, wejścia do podziemnej stacji na poziomie gruntu, pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy i czterech monumentalnych wież, które mają powstać obok miejsca tragedii sprzed 10 lat.
W trakcie budowy okazało się też, że inwestycje pochłaniają więcej pieniędzy, niż pierwotnie zakładano. Do zbierania pieniędzy na budowę muzeum i pomnika powołano specjalną fundację - National September 11 Memorial & Museum. W maju 2006 roku zawiesiła ona gromadzenie środków, ze względu na - jak podano w specjalnym oświadczeniu - podany publicznie wzrost kosztów inwestycji, który wyniósł kilkaset mln dolarów. Zbieranie funduszy zaczęto kontynuować dopiero po obniżeniu podanego budżetu przedsięwzięcia. Jak informuje "The New York Times", na uporządkowanie i odbudowę Dolnego Manhattanu, na terenie którego znajdowały się budynki World Trade Center, władze federalne przeznaczyły 20 miliardów dolarów.
Wg informacji telewizji CBS, opóźnienia w budowie jednej z wież, znanej pod nazwą 1 World Trade Center, spowodowane były też przez interwencję policji, która miała zastrzeżenia co do bezpieczeństwa budynku i domagała się wprowadzenia zmian w jego konstrukcji. Nadal trwają też pracę nad budową podziemnej stacji projektu Santiago Calatravy. Miała ona być gotowa w 2009 roku.
Jak zaznacza dr Paweł Laidler - Budowa kompleksu przypadła na czas kryzysu. Oczywiście nikt nie kwestionuje faktu, że ofiary zamachów trzeba upamiętnić. Jednak olbrzymie wydatki na ten cel w momencie, kiedy Obama mówi, że trzeba zaciskać pasa i że kraj przeżywa kryzys, wywołują pewien dysonans - mówi dr Laidler. W czasach wielkiej recesji spadło też zainteresowanie sprzedażą i wynajmem pomieszczeń biurowych, co dla Silversteina, właściciela agencji nieruchomości, także nie stanowi dobrej wiadomości.
Planowany termin oddania do użytku muzeum zamachów katastrofy to wrzesień 2012, budowa pozostałych budynków ma zostać zakończona kolejnych latach.
Źródła: www.npr.org, www.nytimes.com, www.cbsnews.com