Gwizdki na sprzedaż

Sędziowie piłkarscy będą mylić się zawsze. Chodzi tylko o to, by mylili się bezinteresownie, a nie za pieniądze.

Janusz Hańderek, gdy pół roku temu stanął na czele Polskiego Kolegium Sędziów, zaprosił zimą arbitrów piłkarskich do Spały i lojalnie uprzedził: - Wiem, że wśród nas jest "Paczka". Wszyscy spojrzeli wtedy na Antoniego F., pierwszoligowego sędziego ze Stalowej Woli, o którym od lat krążyły pogłoski, że jest wyjątkowo łasy na "kanapki".

Hańderek powiedział też, że wszystkie zaszłości puszcza w niepamięć, choć specjalnie nie apelował o uczciwość. - Bo jak ktoś wcześniej stracił cnotę, to przez moje pogadanki i tak jej nie odzyska. Ostrzegł jednak, że przepisy się bardzo zaostrzyły. Przypomniał sędziom o świadku koronnym, zakupie kontrolowanym i prowokacji policyjnej. "Paczka" też słuchał i udawał, że to nie jego problem. - Jak będzie wpadka, to ktoś pójdzie siedzieć - Hańderek pogroził palcem.

Pół roku później, 20 maja tego roku, policjanci zatrzymali sędziego Antoniego F. ze stu tysiącami złotych, które wziął za ustawienie meczu Cracovii z GKS. - Musimy pamiętać, że sędziowie są częścią tego społeczeństwa, które czasem też jest przekupne i byle jakie - mówi teraz przewodniczący Hańderek. - Chcielibyśmy, żeby byli uczciwi, ale tego nie da się zadekretować żadnym przepisem.

Hańderek musi wiedzieć, co znaczy "byle jaka" część społeczeństwa - zanim zaczął na dobre uzdrawiać środowisko sędziowskie, "Gazeta Wyborcza" przypomniała, że w stanie wojennym na zlecenie Służby Bezpieczeństa pisał artykuły szkalujące opozycję.

0Daj pan działkę

Najważniejszą osobą na boisku piłkarskim jest obserwator. Nie widać go, bo siedzi gdzieś na trybunach i nie rzuca się w oczy. Wielu kibiców nie wie nawet, że istnieje. Ważne, że przez cały mecz pamięta o nim sędzia. Przewaga obserwatora (zwanego czasem kwalifikatorem) nad arbitrem polega na tym, że sędzia ma absolutną władzę nad boiskiem, zaś kwalifikator nad sędzią. W jego rękach jest przyszłość każdego sędziego. - Młody sędzia jest kształtowany przez obserwatora i od niego zależny - mówi Grzegorz Gilewski, jeden z najlepszych arbitrów w ekstraklasie. - A ocena, jaką obserwator przyzna arbitrowi, to czasem wielka loteria. Sędziów ocenia się w skali od 5 do 10. Od decyzji obserwatora nie można się odwołać, a wystarczy, że będzie niższa od 6, i już spada się z ligi. Z drugiej strony obserwator może dać przepustkę do międzynarodowej kariery.

W I i II lidze jest 58 obserwatorów, którzy kontrolują 21 arbitrów pierwszoligowych i 28 drugoligowych. Zostają nimi tylko byli sędziowie, którym wiek nie pozwala już biegać po boisku. To właśnie w spółdzielniach sędziowsko-obserwatorskich, jak twierdz± działacze, kupuje się dziś mecze w ekstraklasie, II, III i IV lidze, a nawet w okręgówce. - Żeby kupić mecz, trzeba podejść do kwalifikatora, bo to oni kręcą sędziami - mówi działacz piłkarski. - Kwalifikatorzy mają swoich sędziów i im zlecają robotę. A zyskiem się dzielą. Żaden sędzia nie odważy się sam przekręcić meczu, bo obserwator zniszczyłby go niskimi notami.

Dlatego nikogo nie dziwi, że sędzia Antoni F. został aresztowany razem z obserwatorem PZPN Marianem D., przewodniczącym śląskiego kolegium sędziów. - Każdy wie, że sędziowie z obserwatorami muszą żyć w symbiozie - mówi działacz piłkarski. Kwalifikatorzy byli zawsze. To znaczy na pewno byli w 1976 roku, gdy Mieczysław Piotrowski zaczynał karierę w ekstraklasie. Ale nigdy nie mieli tyle władzy co dziś. - Do mnie kwalifikatorzy przychodzili wprost do szatni i mówili, że im się działka od meczu należy. Ale wystarczyło, że Piotrowski powiedział, że on nie bierze, i w końcu dali mu spokój.

Dariusz Wdowczyk - były reprezentant Polski, a obecnie trener, 10 lat grał na Wyspach Brytyjskich. - Tam nigdy mnie nie interesowało, kto mecz sędziuje, skąd przyjedzie, kto się będzie sędziami zajmował i czy będą mieć dobry humor - mówi Wdowczyk, który w 1998 roku wrócił do kraju i przed jego pierwszym meczem zawodnicy zapytali: "Kto nam sędziuje?". - Okazało się, że nic się nie zmieniło i choć nikt nikogo nie złapał za rękę, ciągle jest z tym problem - mówi Wdowczyk, który już po paru latach sam mówił na konferencjach prasowych, że sędziowie zawładnęli światem piłki nożnej i chcą w nim odgrywać pierwszoplanowe role. 12 lat temu Mieczysław Piotrowski publicznie ogłosił, że kwalifikatorzy są skorumpowani i uzależniają swoje oceny od prezentów, których żądają od sędziów. A jak ktoś nie daje tak jak Piotrowski, to jest źle oceniany i spada do niższej ligi. PZPN nawet rozpoczął śledztwo w tej sprawie. Ale winny okazał się tylko Piotrowski, bo żaden z sędziów ani obserwatorów nie przyznał się do winy.
Działalność Piotrowskiego uznano za poniżanie godności sędziego i po 17 latach sędziowania w ekstraklasie wyrzucono go ze związku. - Najgorsze jest to, że ci, którzy wtedy opłacali się kwalifikatorom, awansowali i sami są obserwatorami, i teraz decydują o losie innych sędziów - mówi Piotrowski.

**Wojna z Fryzjerem

Dlaczego kupuje się mecze? Bo gdy drużyna spada z ligi, traci mnóstwo pieniędzy. Zjechanie do II ligi to miliony złotych - utrata wpływów z transmisji telewizyjnych, ucieczka sponsorów, mniejsze wpływy ze sprzedaży biletów. Dlaczego kupuje się sędziów? - Bo zawsze są najtańsi i pewniejsi - mówi trener drużyny z opolskiej okręgówki. - Inaczej, żeby być pewnym wyniku, trzeba by było podkupić bramkarza, stopera i napastnika. Wyjdzie drożej, a ryzyko znacznie większe.

Najbardziej znaną spółdzielnię w historii piłki nożnej stworzył Ryszard F. zwany "Fryzjerem", który zaczynał karierę w Olimpii Poznań, a potem przez wiele lat był związany z Amicą Wronki. Tygodnik "Nie" zamieścił kiedyś zdjęcie zrobione podczas jednej z imprez, na którym dziennikarze sportowi i sędziowie klęczą przed "Fryzjerem", całując go w rękę.

Wojnę z F. rozpoczęli Michał Listkiewicz i Zbigniew Boniek, którzy zabronili mu sprawować jakichkolwiek funkcji w klubach I i II ligi. Najwyższa Komisja Odwoławcza uznała decyzję prezesa i wiceprezesa za bezpodstawną. - Co z tego, że wiemy o tym, jak F. obdzwaniał kluby piłkarskie i proponował im swoje pośrednictwo w kupowaniu meczów? - mówi jeden z członków zarządu PZPN. - Wiemy, że brał forsę i rozprowadzał między sędziami i obserwatorami. Za rękę nikogo nie złapaliśmy, a ci, którzy odnosili korzyści, nic nie powiedzą. Wojna PZPN z "Fryzjerem" trwa. Ostatnio Związek namierzył dwóch wykonawców pracujących dla Ryszarda F. Są to drugoligowi sędziowie Marcin N. i Zbigniew R. - Ich koniec będzie sygnałem dla całego środowiska, że wpływy "Fryzjera" powoli się kończą - mówi jeden z członków prezydium PZPN.

Konspiracja w PZPN

Lekarstwem na korupcję miała być tajność. Przez ostatnie pięć lat wyznaczanie sędziów i obserwatorów na mecz I i II ligi przypominało trochę spotkania w zakonspirowanych lokalach podczas okupacji. O tym, kto, jaki mecz i gdzie będzie sędziował, wiedział tylko jeden człowiek - 56-letni Lech Saks, referent obsady sędziów w PZPN. Saks na początku sezonu robił ogólne założenia sędziowsko-obserwatorskie. A szczegóły dopinał z tygodnia na tydzień. Zasady były takie: młodzi prowadzili łatwiejsze mecze, doświadczeni - trudniejsze, uczciwsi - o większą stawkę, inni - o pietruszkę. Sędzia nie mógł prowadzić meczu w swoim rodzinnym mieście. A pod koniec rundy, gdy wszystko rozgrywa się na przykład między Legią a Wisłą, arbitrzy z Mazowsza nie sędziowali w Małopolsce i odwrotnie. W poniedziałek Saks dzwonił do wybranych sędziów i informował ich, że brani są pod uwagę w najbliższy weekend. Tak samo było z obserwatorami.

W czwartek rano dzwonił ponownie i potwierdzał datę, godzinę i miejsce meczu. Informacja była supertajna i nie można jej było ujawnić ani klubowi, ani obserwatorowi. Sędzia z obserwatorem po raz pierwszy dowiadywali się o sobie podczas spotkania na godzinę przed meczem. To miało zapewnić uczciwość. Ale nie zapewniało. Bo "Fryzjer" był w stanie przewidzieć każdą najtajniejszą obsadę sędziowską i znaleźć do niej dojście. Janusz Hańderek twierdzi, że tajność była hipotetyczna i znając metodologię, można było przewidzieć skład sędziowski.

- Metodą eliminacji można było wytypować cztery-pięć osób, które mogły mecz prowadzić - mówi Hańderek. Dlatego od zeszłego tygodnia wszystko znów jest jawne - po aresztowaniu sędziego F. prezes Listkiewicz ogłosił rewolucyjne zmiany. Jedną z nich ma być ograniczenie obserwatorów do 30-35, możliwość karnego usunięcia sędziego z ligi w trakcie rozgrywek i powołanie superkwalifikatorów. Prezes ogłosił koniec wszechładzy obserwatorów. Innego zdania jest sędzia Grzegorz Gilewski: - Skoro obserwator będzie mógł po jednym meczu skreślić każdego sędziego, to raczej jego władza będzie jeszcze większa niż dotychczas. Sędziowska rodzina

Sędzią piłkarskim może być każdy, kto zda egzamin sędziowski i ma średnie wykształcenie. Teoretycznie każdy z 11 tysięcy zarejestrowanych w PZPN arbitrów może wdrapać się na szczyt. Z samego dna, czyli z B klasy, w której grają wiejskie zespoły na klepiskach, podróż do ekstraklasy zajmuje co najmniej osiem-dziewięć lat.

Po drodze najeżona jest trudnymi testami kompetencyjnymi i sprawnościowymi. - Ale najważniejszy jest ojciec chrzestny w postaci wpływowego działacza PZPN, który pomoże wspiąć się na górę - mówi były sędzia Janusz Cecuła, który dwukrotnie próbował bezskutecznie zdobyć II ligę. Choć na egzaminach był prymusem, awansowali koledzy z plecami. - Bo same kompetencje w piłce nie wystarczą. Być może dlatego, gdy się patrzy na nazwiska sędziów w ekstraklasie, ma się wrażenie, że wielu odziedziczyło I ligę po ojcach - choć merytorycznie nie można im nic zarzucić.

Po dwóch latach spędzonych w I lidze można rozpocz±ć karierę międzynarodową. Prezydium PZPN proponuje, a FIFA zatwierdza takie kandydatury. Z siedmioma arbitrami głównymi i dziesięcioma liniowymi, których przyznała nam FIFA, jesteśmy europejskim średniakiem. Janusz Hańderek mówi, że coraz częściej na kursy sędziowskie zgłaszają się młodzi ludzie z wygolonymi głowami, którzy na pytanie, skąd to zainteresowanie sportem, mówią wprost: - Na sędziowaniu można się dorobić. Antoni F. w ciągu ostatniego sezonu piłkarskiego zarobił oficjalnie ponad 40 tysięcy złotych (czyli 2400 od meczu).

Mimo niezłych zarobków bycie sędzią - nawet pierwszoligowym - to teoretycznie przede wszystkim hobby. Antoni F. prowadził sklep, Marian D. pracował w hurtowni, Robet Małek jest policjantem, a Tomasz Mikulski - lekarzem. W sumie wśród arbitrów najwięcej jest nauczycieli WF i właścicieli firm.

Grupa wsparcia

W okręgówce mecze się kupuje hurtowo lub detalicznie. Hurtową sprzedażą zajmują się obsadowi. To oni wyznaczają sędziów i obserwatorów na każdy mecz. W Radomiu, który jest jednym z 49 okręgów piłkarskich, obsadowych jest dwóch. - Każdy wie, że jeśli chce uchronić drużynę przed spadkiem lub zapewnić jej awans, trzeba załatwić to przed sezonem - mówi prezes jednego z radomskich klubów, który nie może zdradzić nazwiska, bo byłby to koniec jego i jego drużyny. Transakcje załatwia się z panem O., który oprócz obsadzania zajmuje się sędziowaniem w II lidze. Po wpłaceniu abonamentu w wysokości około 30 tysięcy złotych drużyna ma zapewnione wsparcie aż do końca sezonu.

Obsadowy zleca zadanie obserwatorowi, a ten poprzez trzech-czterech zaprzyjaźnionych sędziów kontroluje poczynania drużyny. Obserwator dostaje za to część pieniędzy, sędziowie - nic. - Nie ma takiej potrzeby - mówi prezes. - Bo jak będą nieprawidłowo sędziować, zostaną zesłani karnie do A klasy, a jak prawidłowo, obserwator da im wysokie noty, które pozwolą na awans do wyższej ligi. Nie płaci się też sędziom liniowym ani technicznym. Od nich i tak nic nie zależy. Mogą tylko doradzać głównemu. Detalem - czyli kupnem pojedynczych meczów - zajmują się głównie sami piłkarze. Jeśli chcą dostać premię za wygrany mecz (w okręgówce to 2-2,5 tysiąca złotych do podziału w drużynie), sami składają się do kapelusza i idą z pieniędzmi do sędziego. Czasem chodzi o to, by im pomógł, czasem, by nie przeszkadzał.

Prezes jednak nie wie, czy te 500 złotych, które sędzia dostaje, idzie na podział z obserwatorem. Prezesowi nie podoba się, że sędziowie są coraz bezczelniejsi i jak tylko dowiedzą się, że klub nie ma wykupionego u obsadowego abonamentu, głośno domagają się pieniędzy za sędziowanie. Pytają wtedy, czy punkty potrzebne? Czy mogą jakoś pomóc? Kiedy trzeba, walą prosto z mostu. "Wy tego meczu nie wygracie" - mówią, co znaczy, że nic już zrobić się nie da. Decyzja zapadła wyżej. - Doszło do tego, że piłkarze są bardziej uczciwi niż sędziowie - mówi prezes. - Żaden chłopak od nas nie sprzedałby meczu za cztery stówy, bo to za mało. A sędzia wszystko bierze. Może dlatego, że większość sędziów to studenci i bezrobotni.

Operacja kanapka

Mieczysław Piotrowski mówi, że drukowanie piłkarskiego meczu ekstraklasy przypomina precyzyjną operację chirurgiczną, która musi być dobrze przygotowana. Najważniejszy jest chirurg, czyli arbiter, anestezjolog, czyli kwalifikator, oraz cały szereg instrumentariuszek, którymi są działacze klubowi. Instrumentariuszki zapewniają środki do przeprowadzenia operacji - kiedyś były to "balety", potem "koszyki", czyli prezenty, a teraz liczą się tylko "kanapki". "Kanapkami", czyli plikami banknotów, karmi się chirurga z anestezjologiem, by operacja udała się jak najlepiej. Kiedyś "kanapki" robiło się z tego, co kierownicy drużyn zebrali do czapki. Albo księgowa wypłacała drużynie fikcyjną premię, która w całości szła na potrzeby operacji. Teraz rolę czapki odgrywają biznesmeni.

- W skrajnych wypadkach, gdy cała Polska dowiaduje się, że mecz był wydrukowany, winę zrzuca się na sędziego - mówi Piotrowski. - W ostateczności można go nawet na trochę zawiesić, a później i tak wszystko rozejdzie się po kościach. Piotrowski twierdzi, że prawdziwi mistrzowie potrafią cały mecz gwizdać faule w środku pola na niekorzyść drużyny, która kupiła mecz. Bo tak naprawdę chodzi o dwie-trzy kluczowe sytuacje, które otworzą kupującym drogę do bramki. - Kupowanie meczów na dłuższą metę nie ma żadnego sensu i szkodzi wszystkim - mówi Piotrowski. - Bo sędzia, który raz się puścił, traci wiarygodność. Nigdy już nie będzie pewności, czy następnym razem nie sprzeda się naszym przeciwnikom. Przecież tylko cena się liczy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)