Gwałcił małe dziewczynki - usłyszał 50 zarzutów
Na karę łączną osiem i pół roku pozbawienia wolności skazał sąd w Kaliszu 37-letniego Henryka G., oskarżonego o gwałt na małoletniej i dokonanie "innych czynności seksualnych" na 26 dziewczynkach w wieku od 9 do 17 lat.
19.01.2010 | aktual.: 19.01.2010 19:32
Za podobne czyny, oprócz gwałtu, sąd skazał łącznie na karę czterech lat i czterech miesięcy więzienia 46-letniego Marka Rz., podającego się za fotografa. Obaj oskarżeni odpowiadali także za rozpijanie nieletnich i używanie wobec nich przemocy. Działali na terenie całego kraju. Henryk G. był dziennikarzem w kaliskich mediach.
Jako kary dodatkowe sąd orzekł dla obu zakaz wykonywania jakiejkolwiek pracy z małoletnimi i kontaktowania się z nimi przez 10 lat. Wyrok jest nieprawomocny.
Odczytanie zarzutów wobec obu oskarżonych i ogłoszenie wyroku zajęło sądowi półtorej godziny. Ze względu na dobro pokrzywdzonych dziewczynek, sąd wyłączył jawność uzasadnienia wyroku. Utajnione były także wszystkie z kilkudziesięciu rozpraw, w tym mowy końcowe.
Prokuratura żądała dla Henryka G. kary 15 lat więzienia. Obrona wnosiła o uniewinnienie. - Po zapoznaniu się z treścią uzasadnienia i rozmowy z oskarżonym zastanowimy się nad ewentualną apelacją - powiedział mecenas Władysław Osiński.
Henryk G. przyznał się jedynie do rozpijania małoletnich. Według wrocławskiego oddziału Prokuratury Krajowej, która dwa lata temu skierowała akt oskarżenia do kaliskiego sądu, Henryk G. stosował wobec pokrzywdzonych dziewczynek różne techniki wprowadzania w błąd, przede wszystkim tworzył wokół siebie otoczkę człowieka, który zajmuje się zawodowo sesjami fotograficznymi i fotomodelingiem. Obiecywał dziewczynkom atrakcyjne finansowo sesje reklamowe dla firm.
Oskarżony założył dwie strony internetowe, które miały go uwiarygodnić nie tylko w oczach małoletnich dziewczynek, ale przede wszystkim ich rodziców. Prokuratura twierdzi, że potrafił w bardzo różny sposób zdobywać stopniowo zaufanie dzieci.
Henryk G. był również dyrektorem kaliskiego Powszechnego Centrum Oddłużeniowo-Kredytowego (PCOK), które oferowało rzekome pośrednictwo w spłatach długów między kredytobiorcami a bankami. Jak się okazało, klienci wpłacali po kilka lub kilka tysięcy złotych, z których PCOK przelewał na konto banku tylko niewielką ich część.
Z akt prokuratury wynika, że PCOK zawarło umowy z ponad 2 tys. osobami z całej Polski. Pokrzywdzeni mogli stracić ponad 2 mln zł. W tej sprawie nie sporządzono jeszcze aktu oskarżenia.