PolskaGugała o TVP: sprawiedliwość musi być po naszej stronie

Gugała o TVP: sprawiedliwość musi być po naszej stronie

Sąd uznał, że rada nadzorcza TVP S.A. podjęła decyzję zgodną z kodeksem spółek prawa handlowego, którym podlegają polskie tak zwane media publiczne. Tym samym były aktywista Młodzieży Wszechpolskiej oraz przedstawiciel Ligi Polskich Rodzin - Piotr Farfał będzie teraz przez trzy miesiące pełniącym obowiązki prezesa TVP S.A. a były prezes - polityk związany z Prawem i Sprawiedliwością oraz szef kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego - Andrzej Urbański będzie przez trzy miesiące zawieszony.

30.12.2008 | aktual.: 30.12.2008 12:36

Wcześniej tego rodzaju interpretacji prawa przeciwstawiali się politycy PiS oraz sprawujący w ich imieniu rolę przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - Witold Kołodziejski. Podobna sytuacja miała miejsce wcześniej w radzie nadzorczej i zarządzie Polskiego Radia S.A.

Do rozstrzygnięcia sporu użyto litery prawa i to jest bezsprzecznie słuszne. Jednak duch prawa został po raz kolejny pogwałcony. Podobnie jak zwyczajny rozum i poczucie przyzwoitości. Wiemy już dzięki wyrokowi sądu, że przepychanki w TVP są zgodne z literą prawa, przyjrzyjmy się więc, jak w tej sprawie wygląda duch prawa? Co było duchem obowiązującego w Polsce prawa medialnego?

Ustawa medialna, którą uchwalono po obaleniu w Polsce tak zwanego komunizmu miała wobec mediów publicznych dwa cele. Po pierwsze ochronę publicznych telewizji i radia przed wpływami polityki; po drugie ochronę misji tych mediów przed dewastacyjnym wpływem komercjalizacji. Żaden z tych celów nie został osiągnięty.

Dlaczego tak się stało? Dlatego, że polityka i komercjalizacja są ze sobą splecione jak abonament z reklamą i dlatego, że od początku politycy wzięli sprawy w swoje ręce i mając w nosie tak zwany interes publiczny - zrobili wszystko, żeby zdobyć jak największe wpływy w radiu i telewizji.

Po pierwsze po to, żeby robić przy pomocy tych mediów swoją propagandę polityczną, czyli zdobywać władzę a po drugie rozdawać stanowiska i opłacać z abonamentu i innych wpływów swoich ludzi, czyli tę władzę utrzymywać.

To opłacanie swoich ludzi zresztą odbywa się nie tylko poprzez rozdawnictwo synekur w bizantyjskich strukturach Polskiego Radia i TVP. To także eldorado dla związanych z politykami firm producenckich, które otrzymują zlecenia na tysiące programów i programików oraz na tak zwane usługi produkcyjne.

Tu warto zaznaczyć, że rzadko chodzi o programy pokazywane w porach najlepszej oglądalności. Do realizacji takich trzeba doświadczenia a ich producenci są obarczeni ryzykiem, że spadną z ramówki, jeśli nie uzyskają odpowiednich ratingów. Nie, tu raczej chodzi o małe i średnie spokojne produkcje, których nikt się specjalnie nie czepia, bo i oczekiwania wobec nich nie są wygórowane.

Mając taki jeden programik można nieźle żyć. Mając kilka - można jak na polskie warunki żyć bardzo dobrze. To dobry los zwłaszcza dla ludzi, którzy poza jakimś układem w tak zwanych mediach publicznych niczego innego raczej sobą nie reprezentują.

Nadzorcy tych programów wiedzą dobrze, czyim człowiekiem jest dany producent, więc na zasadzie – ja nie ruszam twoich ludzi i interesów – ty nie ruszasz moich – przymykają oczy na jakość i poza ewidentnymi skandalami – nie reagują na to, co się dzieje na ekranie. Dopóki jest jakaś tam oglądalność i płynie kasa – nie ma sensu walczyć z wiatrakami. Tu z kolei warto skomentować sprawę abonamentu. Ten dziwny podatek stanowi obecnie dużo mniej niż połowę wpływów mediów publicznych. Reklamy dają większe wpływy, więc często słychać argument, że ten czy ten program, przynosi zyski – ergo nie jest finansowany z abonamentu.

Prawda jest jednak taka, że bez abonamentu, żaden program TVP żadnego zysku by nie przyniósł, bo TVP padłaby pod własnym ciężarem. W tym sensie jest więc prawdą, że daleko posunięta komercjalizacja TVP – jest w skrajnej sprzeczności z poziomem zarobków i życia ludzi, którzy tę firmę utrzymują płacąc pokornie abonament.

Wywindowane do kosmicznych poziomów zarobki kadry zarządzającej a także kontrakty producenckie i gwiazdorskie są bowiem oparte na daninie ludzi, których dochody są w większości niższe niż krajowa średnia.

Media publiczne powinny służyć przede wszystkim misji społecznej, dla której zostały powołane. To nie jest firma, której zadaniem jest wytwarzanie zysku i dzielenie go na komercyjnych zasadach.

Nie jest to też firma, której zadaniem jest manipulowanie opinią publiczną w imię interesów takiej czy innej partii politycznej.

Wobec tego politycy powinni być trzymani od niej z daleka i nie powinni w tej firmie zajmować żadnych stanowisk. Tak się stało, że tej prostej zasady nikt już od dawna nie przestrzega. Nikt z obecnych zawieszonych czy nie członków władz mediów publicznych nie powinien w nich zasiadać, bo albo jest zupełnie niekompetentny albo jest politykiem a często – jedno i drugie. A zasiadają tam, bo media publiczne są traktowane jak łup polityczny należny zwycięskim ugrupowaniom.

Nikogo już w Polsce nie dziwi, że prezesem telewizji publicznej zostaje szef kancelarii albo szef kampanii wyborczej tego czy innego prezydenta. Że szefami działów w mediach publicznych zostają ludzie z partyjnych gazet i biuletynów albo rzecznicy prasowi partii politycznych.

Nikogo nie gorszy, gdy ważne stanowiska w publicznych mediach dostają żołnierze frontu ideologicznego czy inaczej mówiąc dziennikarze nieobiektywni - jednoznacznie od lat zdeklarowani po jednej stronie, którzy nie dążą do odkrycia prawdy – tylko urabiają opinię publiczną zgodnie z linią swoich politycznych bossów.

Nikt się nie obraża, gdy media publiczne zatrudniają na niejasnych zasadach pracowników, w okolicznościach, które wyraźnie wskazują na doraźne rozgrywki polityczne. Zmęczeni permanentnym łamaniem podstawowych zasad wszyscy przyjmują bierną postawę. Politykom w to graj! Skoro nic nikt nie mówi, to czym się przejmować?! Robić swoje. Zawłaszczać, umieszczać swojaków gdzie się da, niech pilnują interesów partii i niech dają zarabiać naszym!

Dlatego też wszyscy spokojnie czekali, co powie sąd od kodeksu handlowego na temat rozgrywki w upolitycznionej radzie nadzorczej radia czy telewizji publicznej. A tymczasem milczy Trybunał Konstytucyjny, choć zniszczona przez polityczne hordy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jest wpisana w Konstytucję. Widać nikomu nie przeszkadza, że jej członkowie z polecenia swoich mocodawców łamią Konstytucję uczestnicząc w żenujących rozgrywkach o szmal i władzę zamiast pilnować wspólnego dobra, jakim powinny być media publiczne.

Nic nie robi Rzecznik Praw Obywatelskich, który przygląda się tak samo biernie jak wszyscy, jak banda politykierów łamie podstawowe prawo obywateli, jakim jest dostęp do publicznych niezależnych do polityki mediów, które powinny pełnić rolę czwartej władzy i patrzeć politykom na ręce a nie być na ich posyłki w walce wyborczej.

Dziennikarskie stowarzyszenia i rady jęczą jedynie cichutko, że coś by trzeba zrobić, ale dla nas - braci dziennikarskiej – ważniejsza jest koszula bliska ciału niż jakieś wzniosłe idee (czytaj: mrzonki), których i tak się przecież nie da wprowadzić w życie. Bo Polska to nie Wielka Brytania a TVP to nie BBC.

Gdy w 1990 roku zaczynałem pracę w Wiadomościach TVP – tak jak wielu innych młodych dziennikarzy wierzyłem, że TVP ( jedyna wówczas polska telewizja) stanie się szybko prawdziwym publicznym medium.

Potrzebna była do tego ustawa o radiofonii i telewizji, która pozwoliłaby zlikwidować pozostałości starego niedemokratycznego prawa, którym rządziły się media w dawnej niechlubnej epoce. Taką ustawę rzeczywiście szybko uchwalono. Jednak – choć wzorowana na francuskich i niemieckich demokratycznych wzorach – nie spełniła w naszych warunkach oczekiwań. Zamiast uzdrowić publiczne media – bardzo szybko doprowadziła do ich upolitycznienia i komercjalizacji. Od jej uchwalenia z każdym zarządem Polskiego Radia i TVP było coraz gorzej, aż doszliśmy do obecnej sytuacji, kiedy powinniśmy sobie wyraźnie powiedzieć: sąd sądem, ale nie o literę prawa tu tym razem powinno chodzić, tylko o przywrócenie jej ducha!

Bo inaczej będziemy w sytuacji ofiar ludożerców, które cieszą się, że kanibale będą jeść używając noża i widelca.

Jarosław Gugała specjalnie dla Wirtualnej Polski

P.S. Jestem po drugiej stronie barykady. Pracuję w mediach prywatnych, gdzie mamy ten przywilej, że problemy kolegów z TVP i Polskiego Radia możemy obserwować z dystansu i z dystansem. Nie cieszymy się jednak z upadku wiarygodności naszej konkurencji oraz problemów mediów publicznych. Dla dobra nas wszystkich bardzo ważne jest, żeby istniało jak najwięcej niezależnych stacji telewizyjnych, radiowych i gazet a wśród nich przyzwoite, wolne i obiektywne media publiczne. To, że politycy tak łatwo pokonali nas – Czwartą Władzę w kwestii mediów publicznych jest jednym z najsmutniejszych faktów w historii Wolnej Polski. Ten fakt będzie jeszcze smutniejszy, jeżeli i tym razem pozwolimy im na to.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)