PublicystykaGrzegorz Wysocki: Lektura Baumana zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci

Grzegorz Wysocki: Lektura Baumana zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci

Był jednym z najważniejszych i najbardziej znanych polskich socjologów i filozofów. Banał, którego nie wypada nawet powtarzać, chyba że już na wstępie chce się pozdrowić hejterów zainteresowanych wyłącznie komunistyczną kartą w życiorysie profesora (rzeczywiście, eufemistycznie mówiąc, mało piękną). Nie uchylając się przed tym czułym gestem wobec rozochoconych lustratorów, uczciwie muszę dodać, że uważam zmarłego rok temu Zygmunta Baumana za jednego z najbardziej przerażających eseistów, jakich przyszło mi czytać.

Grzegorz Wysocki: Lektura Baumana zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci
Źródło zdjęć: © East News
Grzegorz Wysocki

10.01.2018 | aktual.: 10.01.2018 19:06

Od razu zastrzegam – nie myślę tutaj o młodzieńczej karierze politycznej Baumana (tę drobiazgowo omówią niezawodni w takich wypadkach historycy-amatorzy w komentarzach pod tekstem), tylko o jego dojmujących i dobijających, nie dających zbyt wielu nadziei i nastrajających niespecjalnie optymistycznie rozprawach naukowych, esejach, artykułach i felietonach, a nawet wywiadach z nim w roli głównej (przykładem obszerny wywiad z autorem "Płynnej nowoczesności" opublikowany na łamach WP Opinie).

Krótko mówiąc, myślę o jego przerażających tekstach. O bezkompromisowości zawartych w nich diagnoz. O czarnowidztwie szkicowanych tam prognoz.

To nie są lektury dla ludzi o słabych nerwach

Z każdej kolejnej książki Baumana wychodziłem skołowany. Byłem pobity i – jednocześnie – otrzeźwiony spuszczonym mi właśnie laniem. Wściekły, podłamany i pełen bliżej niezidentyfikowanej energii, która przepełnia czasami czytelników żarliwych, zaangażowanych tekstów ("Musimy coś z tym zrobić!"; "Tak dłużej być nie może!" etc.).

I mniemam, że nie są to odczucia obce również innym czytelnikom Baumana. Zwłaszcza tym już na wejściu pesymistycznie usposobionym, szczególnie wrażliwym na coraz szybsze, coraz bardziej chaotyczne i dzikie przemiany "społeczeństwa w stanie oblężenia".

Tak, to zdecydowanie nie są lektury dla ludzi o słabych nerwach, o osobach nękanych myślami samobójczymi nawet nie wspominając. Nie wyobrażam sobie, bym mógł komuś takiemu z czystym sumieniem podrzucić, dajmy na to, zbiór publikowanych przede wszystkim we włoskiej prasie felietonów, i powiedzieć: "Na poprawę humoru poczytaj sobie o wszechobecności kłamstwa, niemoralności kapitalizmu, chronicznej niepewności i milionach ofiar konsumpcyjnej orgii". A gdy taką perfidię obdarowującego jednak próbuję sobie wyobrazić, dochodzę do wniosków raczej cmentarnych (patrz: tytuł niniejszego felietonu).

Będzie jeszcze gorzej

Wreszcie - nie są też książki Baumana balsamem dla duszy chronicznie cierpiących na przerost gruczołu empatii, którym nie jest obojętna sytuacja ludzi wykluczonych i biednych. Nie znajdziemy tu tanich pocieszeń i lekką ręką rozdawanych obietnic lepszego jutra. Bauman nie ma złudzeń, ale też trudno, by było inaczej - w końcu, chociażby na kartach wydanego w 2012 roku zbioru "To nie jest dziennik", opisuje świat doświadczony kryzysem ekonomicznym, a jednocześnie wyraźnie zaznacza, że za chwilę może być jeszcze gorzej. Że prawdziwa katastrofa dopiero przed nami.

Bauman do samego końca ostrzegał przed czyhającymi na nas (nas, konsumentów, kredytobiorców, młodych bez pracy itd. itp.) niebezpieczeństwami, pułapkami i manipulacjami. "Ale przecież ostrzegano nas po wielokroć w przeszłości" – pisał w jednym z fragmentów, przy okazji omówienia zagrożeń współczesnej demokracji. I dalej: "Za każdym razem, albo prawie za każdym razem – nadaremnie… Niestety, historia może się powtórzyć po raz kolejny".

Wydaje się, że nadrzędnym celem twórczości pisarskiej Baumana, zupełnie jak H. G. Wellsa, o którym pisał i którego wysoko sobie cenił, jest "pokazanie zamętu i chaosu, jakie zapanowały na świecie, i wskazanie dalszej drogi". I jeszcze: "Wells starał się – wbrew wszelkim przeciwnościom – uratować naszą wiarę w siebie. Ja natomiast starałem się uchronić nasz samokrytycyzm, usiłowałem, także wbrew przeciwnościom, podkopać, a przynajmniej osłabić naszą próżność. Wells szukał szczęścia w nieszczęściu, srebrnego podszycia coraz ciemniejszych chmur; ja tymczasem chciałem odsłonić ciemne skały i wzburzone fale kryjące się za święcącymi, ale improwizowanymi ad hoc, tymczasowymi i przenośnymi latarniami morskimi".

W wiecznym ruchu

Mijałoby się z celem przywoływanie co ciekawszych refleksji czy przewodnich myśli z dzieła słynnego socjologa w krótkim felietonie dla masowego odbiorcy. Zresztą jest to i tak zadanie z góry skazane na porażkę – zarówno z powodu rozległości i różnorodności zainteresowań Baumana, imponującej liczby napisanych przezeń książek i udzielonych wywiadów, jak i z tego względu, że autor "Nowoczesności i Zagłady" – przynajmniej od pewnego momentu – tworzył dzieło in progress, w wiecznym ruchu, poddawane nieustannym korektom, dopiskom, aktualizacjom.

Dzieło – dodajmy gwoli sprawiedliwości – pełne powtórzeń, nie stroniące od banałów i truizmów, nie wolne od irytującej (czy wręcz niestawnej) maniery stylistycznej, obficie, acz zgrabnie, korzystające z dorobku naukowego czy publicystycznego innych autorów (w niejednej książce Baumana lektura dzieł cytowanych czy przypisów jest co najmniej równie emocjonująca jak tekst główny).

Czytelnikom, którzy wcześniej nie mieli z Baumanem do czynienia, na rozgrzewkę polecam lekturę rozmów z profesorem, następnie warto się wczytać chociażby we wspomniany wyżej zbiór felietonów ("To nie jest dziennik"), "44 listy ze świata płynnej nowoczesności" czy niewielki objętościowo i najbardziej aktualny esej o kryzysie uchodźczym ("Obcy u naszych drzwi"), by dopiero później sięgnąć po dużo obszerniejsze i cięższe gatunkowo, choć kanoniczne rozprawy w rodzaju "Nowoczesności i Zagłady" czy "Ponowoczesności jako źródła cierpień".

Cóż, jak się rzekło, lektura Baumana również potrafi być źródłem wielu czytelniczych cierpień. I choć nie będą to na pewno spotkania łatwe i przyjemne, choć nie znajdziecie tutaj porad rodem z bestsellerowych duńskich poradników uczących szczęścia ("Hygge"), choć nie wyjdziecie z nich radośni i pokrzepieni - warto się tym odsłanianym przez profesora "ciemnym skałom i wzburzonym falom" uważnie przyjrzeć.

Grzegorz Wysocki, WP Opinie

Grzegorz Wysocki - szef WP Opinie. Wcześniej wydawca strony głównej portalu oraz redaktor działu WP Książki. Dziennikarz, krytyk literacki, były felietonista "Dwutygodnika". Publikował m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Dużym Formacie", "Tygodniku Powszechnym", "Polityce" i "Książkach". Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)