PublicystykaGrzegorz Wysocki: Dlaczego chcę karmić Krystynę Pawłowicz? Rzecz o głodzeniu trolli

Grzegorz Wysocki: Dlaczego chcę karmić Krystynę Pawłowicz? Rzecz o głodzeniu trolli

Rozkręca się medialna moda na głodzenie trolli. Wygląda to tak: już nigdy w życiu nie napiszemy niczego na temat, dajmy na to, Krystyny Pawłowicz. Bo posłanka absolutnie na to nie zasługuje, dłużej trolla karmić nie będziemy, a ponadto my, "usuwające" ją z publicznego dyskursu media, tym prostym gestem dowodzimy, że jesteśmy tacy super. Otóż nie, to tak nie działa. I to, co odruchowo wydaje się szlachetnym gestem banowania, równie dobrze można określić jako uszlachetnianie medialnej znieczulicy i hipokryzji.

Grzegorz Wysocki: Dlaczego chcę karmić Krystynę Pawłowicz? Rzecz o głodzeniu trolli
Źródło zdjęć: © East News
Grzegorz Wysocki

02.10.2017 | aktual.: 02.10.2017 15:40

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zaczęło się od deklaracji satyrycznego ASZdziennika, który ogłosił, że jest serwisem wolnym od Krystyny Pawłowicz: "Nigdy już o niej od nas nie usłyszycie". Rafał Madajczak, twórca serwisu, napisał, że czas, by świat przestał posłance "rzucać karmę", tj. publikował w dalszym ciągu jej brednie. I dalej: "Karmimy internetowego potwora, który z każdą naszą publikacją myśli, że ma coś ważnego do powiedzenia. I to robi. A potem karmi się naszym oburzeniem. I rośnie".

Chwilę później z podobną deklaracją wystąpił portal OKO.press. W tekście pod znaczącym tytułem "Tej pani już dziękujemy" Adam Leszczyński napisał, że "jako polityk Pawłowicz jest bez znaczenia, a o trollach staramy się nie pisać". Jej skandaliczna homofobiczna wypowiedź o samobójstwie Kacpra stała się jednak na tyle głośna, że dziennikarze portalu postanowili po raz ostatni opisać, "jak błądzi umysł posłanki PiS".

Zbyt łatwe "wymazywanie"

Wiem, że to niepoprawna politycznie i ryzykowna teza, ale uważam, że kolejne media zbyt łatwo przyłączają się do owego trendu "wymazywania" osób publicznych, które dużo bardziej niż na nobliwe przemilczenie zasługują na zdecydowaną krytykę i uparte odpieranie kolportowanych przez nich bzdur, kłamstw i manipulacji. Podobnie zbyt ochoczo setki, tysiące internautów szerują i popierają na Facebooku czy Twitterze tego rodzaju medialne akcje wyklinania kolejnych – mniej lub bardziej – żenujących postaci z dyskursu publicznego.

Doskonale rozumiem zamysł i szlachetne intencje za nim stojące, a jednocześnie uważam tego rodzaju gesty kolejnych prasowych czy internetowych tytułów za uwznioślenie medialnej znieczulicy, zaprzeczenie tradycyjnej roli mediów oraz za hipokryzję właśnie.

Czy naprawdę marzą nam się dzisiaj media nie reagujące i nie piętnujące z całą swoją mocą mowy nienawiści? Czy chcemy mediów, które boją się krytyki tego, co odrażające, brudne i złe, a – w efekcie – zajmują się afirmacją "samych swoich", swoich autorytetów, swoich polityków i swoich celebrytów? Czy chcemy mediów, które nie odnotowują i nie czepiają się kretyńskich występów medialnych i kolejnych idiotycznych przejawów domniemanej umysłowej aktywności autorstwa – dajmy na to – znanych osób publicznych, polityków, posłów i posłanek, senatorów, publicystów, profesorów akademickich, artystów czy celebrytów?

Bo przecież Krystyna Pawłowicz to tylko jeden z wielu przykładów, jedna z wielu osób, które "koniecznie trzeba" usunąć z mediów, prawda? W miejsce jej nazwiska podstawić możemy któregoś z wielu innych prawicowych idoli: Wojciecha Cejrowskiego, Tomasza Terlikowskiego, Janusza Korwin-Mikkego, Magdalenę Ogórek czy Miriam Shaded.

Również druga strona, nazwijmy ją umownie "prawicą pisowską", chętnie wyliczy tuzin nazwisk swoich wyklętych, których z wielką rozkoszą wykarczowałaby na zawsze z publicznego dyskursu. Ot, chociażby Tomasza Lisa, Jana Hartmana, Janusza Palikota czy Stefana Niesiołowskiego.

Żeby była jasność – nie oceniam tutaj, kto z wyżej wymienionych jest idiotą, kto cynicznym trollem, a kto całkowicie niesłusznie znienawidzonym przez "wrogi obóz" geniuszem i erudytą. Mówię tylko, że efektem owego radosnego banowania może być sytuacja, w której obie strony powymazują swoich ideowych przeciwników i jeszcze szczelniej zamkną się z błogim samozadowoleniem w swych medialnych bańkach.

Co gorsza, być może już mamy do czynienia z taką sytuacją. Być może niczego sensownego już się z naszą zdegradowaną i skrajnie spolaryzowaną rzeczywistością medialną nie da zrobić. Być może, tylko czy wymazywanie wrogów, nawet najbardziej – jak Krystyna Pawłowicz – na to zasługujących (wróg zresztą niejako z definicji nie zasługuje na choćby krztynę naszej uwagi), przybliży nas do ucywilizowania debaty i końca polsko-polskiej wojny? Śmiem wątpić.

Pawłowicz nie zniknie z powierzchni ziemi

Wyobrażam sobie, że w poniedziałek ogłaszamy w Wirtualnej Polsce (albo chociaż w samych WP Opiniach): "Od dzisiaj u nas ani słowa na temat posłanki Pawłowicz". Super. Poprawimy sobie poczucie, zbierzemy sporo cytowań i szerów. Sam będę czuł się doskonale, bo naprawdę nie fantazjuję nocami o tym, jaki status wysmaży następnego ranka. Sam z wielką rozkoszą dołączyłbym do tych, którzy dają jej bana. Ale nie mogę sobie na tę jednak zbyt łatwą przyjemność pozwolić.

Bo wykonanie tak pięknego gestu nie sprawi, że Krystyna Pawłowicz zniknie z powierzchni ziemi. Krystyna Pawłowicz nie przestanie być posłanką. Nie przestanie być nauczycielką akademicką i nie straci tytułów naukowych. Nie przestanie być przedstawicielką Sejmu w Krajowej Radzie Sądownictwa.

W dalszym ciągu będzie występowała – jako posłanka i np. ekspertka w dziedzinie prawa (i nie tylko) – na antenie TVP i TVP Info. Będzie gościem TV Republika i TV Trwam. Będzie pisała teksty i udzielała wywiadów prawicowym dziennikom i tygodnikom opinii. A przede wszystkim – w dalszym ciągu będzie dysponowała trybuną sejmową.

Co więc by się zmieniło?

To, że wszystkie jej słowa, tyrady z sejmowej ambony, zmanipulowane wypowiedzi z wywiadów, bełkotliwe wpisy na Facebooku czy mijające się z prawdą wystąpienia w programach publicystycznych pozostaną bez naszej, mediów, krytycznej reakcji. Odpuścimy i pozwolimy Krystynie Pawłowicz mówić, co tylko ślina na język jej przyniesie, a odbiorca oglądający obrady Sejmu, "Wiadomości" TVP i czytający "Sieci Prawdy", który dwa razy dziennie zagląda na WP, nigdy się od nas nie dowie, że w jej wypowiedziach roiło się od przekłamań, półprawd i nieprawdziwych danych.

"Wymazywanie" kogoś takiego jak Pawłowicz to gest tyleż piękny i szlachetny, co pusty czy – używając mniej pejoratywnego określenia – czysto symboliczny. To zaklinanie rzeczywistości przez media.

To, że na widok potwora zamkniemy oczy, nie sprawi, że potwór przestanie istnieć. Tak mogą myśleć dzieci przerażone własnymi koszmarami, a nie dziennikarze, których jednym z zadań – podkreślam to "jednym z" – musi być reagowanie i dawanie odpór mowie nienawiści, kłamstwom i głupocie.

Grzegorz Wysocki, WP Opinie

*Grzegorz Wysocki *- szef WP Opinie. Wcześniej m.in. wydawca strony głównej portalu oraz redaktor działu WP Książki. Dziennikarz, krytyk literacki, były felietonista "Dwutygodnika". Publikował m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Dużym Formacie", "Tygodniku Powszechnym", "Polityce" i "Książkach". Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Źródło artykułu:WP Opinie
krystyna pawłowiczhejtrząd pis
Komentarze (0)