Gruszki premiera
Przysłowiowymi gruszkami na wierzbie okazały się przedwyborcze obietnice, składane przez kandydata na posła Leszka Millera. Podczas kampanii obiecywał, że wraz z nim „nadchodzi czas dla Łodzi”. I uwierzyła mu niemal połowa z tych, którzy 22 września 2001 roku w ogóle oddali swój głos. Przyszły premier dostał w łódzkim okręgu ponad 145 tysięcy głosów, ustanawiając swój kolejny rekord. Od wyborów minęły dwa lata. Co się ziściło z obietnic?
11.10.2003 09:47
Nie wyrwał nas z zaścianka
W ulotkach z kampanii wyborczej Leszek Miller zapowiadał przełamanie transportowej zaściankowości Łodzi. Jak? Przez budowę autostrady i szybkiego połączenia szynowego z Warszawą, a nawet międzynarodowe lotnisko na Lublinku.
– Ostatnie dwa lata? – W tym czasie nie powstał w województwie żaden nowy odcinek autostrady – mówi Barbara Kielar z łódzkiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. – Kiedy powstaną? Na to pytanie nikt tu panu nie odpowie. Robimy plany pod autostrady, idą pełną parą wykupy, nie leje się jeszcze betonu, ale trwają przygotowania pod budowę. Wszystkim zależy, by zaczęło się to jak najszybciej.
– Nie mamy żadnej stałej linii powietrznej łączącej Łódź z zagranicą – dowiedzieliśmy się na Lublinku. Większość lądujących tu samolotów to małe, prywatne maszyny, często wynajmowane przez biznesmenów.
– Zapytałem premiera wprost o bilans jego dokonań – mówi łodzianin Cezary Grabarczyk, poseł Platformy i członek sejmowej komisji infrastruktury.
– Odpowiedział mi szef jego kancelarii. Mogłem przeczytać, że brak postępu w budowie autostrad po części jest winą opozycji, bo przepadła ustawa winietowa. Pan minister Wagner przywoływał też sukcesy łódzkiej strefy ekonomicznej, ale nie przypominam sobie, by za czasów obecnego rządu ulokował się tam więcej niż jeden inwestor. W sprawie szybkiego połączenia kolejowego Łodzi z Warszawą nic się nie dzieje.
W swych ulotkach Leszek Miller obiecywał też, że łódzki przemysł lekki objęty zostanie „centralnym programem unowocześniania i poprawy konkurencyjności”. O programie słychać niewiele, za to głośno jest o upadających zakładach tekstylnych, takich choćby jak Uniontex.
Offsetowy akcelerator
Być może realizacji doczeka się obiecany przez Leszka Millera w kampanii wyborczej Park Naukowo-Technologiczny. W ramach słynnego offsetu od firmy Lockheed Martin, producenta kupionych przez Polskę myśliwców F-16, we współpracy z Uniwersytetem Łódzkim ma powstać bliżej nieokreślony twór, przez jednych zwany „akceleratorem przedsiębiorczości”, przez innych „akceleratorem wynalazczości”.
Nie doczekała się natomiast realizacji wyborcza obietnica łódzkich kandydatów SLD uznania Łodzi za powiat zagrożony strukturalnym bezrobociem.
– Musielibyśmy mieć poziom bezrobocia o połowę przekraczający stan w kraju – mówi Władysław Skwarka, przed dwoma laty kandydujący do Sejmu. – Łódź została za to uznana za obszar zagrożony degradacją społeczną. Pozwoliło to na uzyskanie dwa razy większych środków z Funduszu Pracy.
Nie ruszył też „samorządowy system robót publicznych”.
– Za to wiele pieniędzy przeznacza się na przykład na program „Pierwsza praca” – przypomina Władysław Skwarka.
Nie pomogły prośby Panasa
Tuż po wyborach ówczesny prezydent Łodzi Krzysztof Panas (SLD) wyliczał, że rząd winien jest Łodzi 150 milionów złotych. Napisał nawet do premiera list z prośbą o pilne uregulowanie należności z tytułu dotacji oświatowych, kwot na pomoc społeczną i opiekę zdrowotną oraz działalność urzędów pracy.
Premier, pytany przez „Express”, czy Łódź te pieniądze dostanie, odrzekł, że całemu państwu brakuje 20 mld dolarów, a zobowiązania wobec Łodzi to efekt dyskryminacji miasta przez rządy prawicy.
– To fałsz – twierdzi wiceprezydent Łodzi Włodzimierz Tomaszewski. – Budżet rządu Jerzego Buzka był dopięty. Nowy rząd o połowę obciął pieniądze z kontraktu wojewódzkiego, zrezygnował z jasnych zasad polityki regionalnej. Wciąż brak ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Efekt jest taki, że kolejne dotacje celowe są coraz mniejsze. W tym roku dostaliśmy mniejszą subwencję oświatową niż rok temu, ale zafundowane przez rząd podwyżki dla nauczycieli skutkują ponad 20-milionowymi dodatkowymi wydatkami.
– Ale uważam, że premier, jeśli tylko zechce, zdoła wszystkie te zaległości nadrobić – mówi Włodzimierz Tomaszewski.
– Hasło „Nadchodzi czas dla Łodzi” sugerowało, że gdy Leszek Miller dojdzie do władzy, Łódź będzie jego oczkiem w głowie. Okazało się, że to zwykła blaga – uważa wiceprezydent Karol Chądzyński. – Gdy premier przyjeżdża do Łodzi, to najczęściej po to, by spotkać się ze swymi partyjnymi kolegami, zająć się wewnętrznymi sprawami Sojuszu.
Klonowi żyje się dostanio
Premier czasem znajduje też czas, by doglądnąć swego drzewka. A klon, zasadzony przez niego trzy lata temu w łódzkim parku na Górce Widzewskiej – odwrotnie do społecznej akceptacji rządów Leszka Millera – pnie się ku górze.
Drzewo ma już około czterech metrów wysokości i w swoim zakątku parku jest najokazalsze, jednak mało kto – może prócz kilku okolicznych mieszkańców – zdaje sobie sprawę, kim był ogrodnik, który umieścił je w ziemi. Próżno szukać przy drzewku choćby pamiątkowej tabliczki. Sam klon o związku łączącym go z szefem rządu przypomina tylko raz do roku wypuszczając na wiosnę młode listki w kolorze... czerwonym.
– Premier miał posadzić zupełnie inne drzewo. Miałem przygotowane dla niego większe, można powiedzieć dorosłe, jedno z tych przesadzanych tu z innych terenów. Jednak jakoś tak wyszło, że gdy Leszek Miller zjawił się w parku, pod ręką był tylko mały klonik – wspomina Mirosław Nowak, ówczesny łódzki radny SLD. To on, jako jeden z pomysłodawców budowy parku przy ul. Bartoka i osoba bardzo wspierająca realizację tej inwestycji, namówił szefa SLD do wystąpienia w roli ogrodnika. – To był dobry pomysł, a drzewko Millera parę razy pomogło całemu parkowi. Kilka spraw udało się dzięki temu załatwić szybciej.