Groźna bakteria grasuje w szpitalu, nie wiadomo jak ją zabić
Klebsiella pneumoniae, jedna z najgroźniejszych dla niemowląt bakterii, już od roku grasuje w Klinice Kardiochirurgii Serca w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie Prokocimiu. Leczą się tutaj dzieci z całej Polski. Krakowscy epidemiolodzy ciągle poszukują sposobu, jak zabić szpitalną bakterię. Na razie bez rezultatów. Do akcji wkroczyła Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna.
W środę sanepid ma przedstawić dyrekcji szpitala w Prokocimiu nowy raport o sytuacji na kardiochirurgii. Lekarze i epidemiolodzy przeanalizują, ile szczepów klebsielli żyje na oddziale i jakie dokładnie są to typy drobnoustrojów. Na tej podstawie opracują nowy plan działań, który - jak mają nadzieję - wreszcie pozwoli się pozbyć bakterii.
Problem jest skomplikowany. Zabicie drobnoustrojów byłoby łatwiejsze i szybsze w każdym innym szpitalu, ale z dziecięcą kardiochirurgią jest kłopot. Kliniki uniwersyteckiej bowiem nie można zamknąć ani też wstrzymać przyjęcia ciężko chorych małych pacjentów. Prokocim to jedyny ośrodek w województwie, gdzie trafiają dzieci z wrodzonymi wadami serca. Są to wyjątkowo ciężkie choroby. Często maluchy nie mogą czekać na zabieg.
- Sytuacja jest trudna - przyznaje dr Jan Banaś, wicedyrektor krakowskiego sanepidu. - Zalecaliśmy w ciągu roku szpitalowi nie przyjmować nowych pacjentów, lecz to się nie udało. Kolejki na zabieg i tak są długie. Przecież w ten sposób narażamy ciężko chore dzieci na jeszcze dłuższe czekanie - zaznacza dr Banaś.
To nie koniec kłopotów z klebsiellą w Prokocimiu. Jednym z nosicieli tej niebezpiecznej bakterii na oddziale jest mała Zuzia, której jako pierwszej pacjentce w Polsce krakowscy lekarze wszczepili sztuczną komorę serca. Dziewczynka od ponad pół roku jest na pierwszym miejscu na liście przeszczepowej w Polsce. Ma wrodzoną wadę, która prowadzi do degeneracji serca.
Najlepiej byłoby odizolować dziewczynkę, żeby bakteria nie stanowiła zagrożenia dla innych pacjentów. Ale izolatek ze stanowiskami intensywnej terapii w szpitalu zwyczajnie nie ma. A dziecko jest podłączone do aparatury i musi być pod stałą obserwacją lekarzy. - Próbowaliśmy ją umieścić w izolatce, musiała jednak, ze względu na swój stan, szybko wrócić na oddział - wspomina Banaś.
Dziewczynka teraz leży jak najdalej od innych dzieci, ma oddzielne środki do pielęgnacji. To jednak nie stanowi stuprocentowego zabezpieczenia przed zakażeniem. - Oczywiście że obecność nosiciela klebsielli na oddziale stanowi zagrożenie dla innych, ale w tym przypadku nie mamy wyboru - dodaje wicedyrektor sanepidu.
Mała, chora dziewczynka nie jest jedynym nosicielem bakterii. Mogą nimi być także rodzice pacjentów. Prof. Janusz Skalski, szef kliniki kardiochirurgii, nie wyobraża sobie jednak sytuacji, w której dorosłym nie wolno wchodzić na oddział. - Przecież nie zabronię im odwiedzin - ucina prof. Skalski.
Szef kardiochirurgii uspokaja, że z infekcjami, mimo wielu trudności, szpital daje sobie radę, a sytuacja jest pod kontrolą. We wtorek na tym oddziale nie było zakażonych dzieci. Dodajmy, że sanepid bada wszystkie przypadki zgonów w Prokocimiu w tym i ubiegłym roku. Z dotychczasowych raportów nie wynika, aby śmierć jakiegokolwiek pacjenta została spowodowana zakażeniem klebsiellą.
Klebsiella pneumoniae, czyli co?
Bakterie z gatunku Klebsiella pneumoniae mogą wywoływać schorzenia różnego rodzaju - biegunki, zapalenia płuc, dróg moczowych, opon mózgowych. Szczególnie groźne są dla niemowląt, które mają ograniczoną odporność.
Te pałeczki są wszędobylskie, występują powszechnie w środowisku naturalnym oraz w przewodzie pokarmowym ludzi i zwierząt. Coraz bardziej narasta także odporność tych bakterii na antybiotyki. Zapobieganie zakażeniom w szpitalach polega na przestrzeganiu reżimu sanitarnego oraz procedur dezynfekcji i sterylizacji.
Polecamy w wydaniu internetowym:
Krakowscy śledczy o krzyżu na Błoniach: nikt nie naruszył prawa