Gra podpisami
Może podpisałam za pracowników listy płac,
nie pamiętam. Na pewno nie zrobił tego mój mąż - zeznała wczoraj
Jolanta K. podczas procesu włocławskiego posła Samoobrony Lecha
Kuropatwińskiego, oskarżonego o podrobienie podpisów pracowników
na listach płac - piszą "Nowości".
07.08.2004 | aktual.: 07.08.2004 08:22
Proces toczy się przed Sądem Rejonowym we Włocławku od maja tego roku. Śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Okręgową, dotyczyło działalności gospodarczej prowadzonej przez Lecha Kuropatwińskiego w latach 2000-2002 we wsi Strzały, przed udanym startem do parlamentu.
Zakończyło się w styczniu tego roku sformułowaniem aktu oskarżenia. Powołany przez prokuraturę biegły z zakresu badania pisma, stwierdził bowiem, że podpisy na listach płac pięciorga byłych pracowników Lecha Kuropatwińskiego, zatrudnionych w jego zakładzie masarskim w Strzałach, zostały złożone w 2000 roku, a więc przed upadkiem firmy, przez właściciela.
Wczoraj dwie córki posła skorzystały z prawa do odmowy składania zeznań. Za barierką dla świadków stanęła natomiast Jolanta K. - żona posła. Zarówno ona, jak i była księgowa w firmie, której sprawa dotyczy, zostały już skazane w innym procesie za fałszowanie podpisów pracowników na kary pozbawienia wolności w zawieszeniu.
Ja już zostałam ukarana bardzo dużą karą. Żałuję, że wtedy się przyznałam, bo nie pamiętam czy składałam za kogoś podpisy - zeznała wczoraj Jolanta K. Na pewno mój mąż nigdy nie podpisywał się za pracowników.
Byli pracownicy masarni w Strzałach zgodnie twierdzili, że część podpisów na listach płac została sfałszowana. Umów o pracę nie otrzymywali, ale składki do ZUS były przez pracodawcę odprowadzane. Pensje, około 500 złotych miesięcznie, dostawali częściowo w postaci wędlin i mięsa. Akceptowali takie rozwiązanie. Rozliczeń na koniec miesiąca dokonywała Jolanta K. Na pytania posła odpowiadali, że nie mają żadnych pretensji do byłego pracodawcy. Ze wszystkiego rozliczył się z nimi.
Dwa razy podpisywałam się na listach płac - zeznała Anna Cz. Na innych listach ktoś zrobił to za mnie, ja bardziej bazgrzę. Kto? Nie wiem. Roman Szczypielewicz, biegły grafolog, nie miał wątpliwości, że podpisy pięciorga pracowników na kilku listach płac złożył oskarżony. Poseł kategorycznie zaprzeczył.
Ta opinia jest dla mnie krzywdząca, nie przyznaję się. Pobranie wzorów podpisów odbyło się niezgodnie z wymogami - stwierdził Lech Kuropatwiński. Jednak w ocenie biegłego materiał porównawczy, który nie nosił cech celowego zniekształcania, był wystarczający do wydania opinii. Uznał też, że charakter pisma skarżonego i jego żony różni się zasadniczo. (PAP)