Gra o Rurostan

Zasoby z regionu Morza Kaspijskiego są ogromnym skarbem. Koncerny naftowe od lat żywią tylko jedną obsesję: jak i którędy wyprowadzić ropę z Azji Środkowej?

29.01.2007 | aktual.: 29.01.2007 14:10

Zderzenie z wrakiem statku grozi nam na tej trasie. Ciężarówka sunie w ciemności po odsłoniętym dnie Morza Aralskiego. Na początku epoki Breżniewa Sowieci opróżnili to morze w trzech czwartych, nawadniając pola bawełny w Uzbekistanie. Kierowca wbija wzrok w snopy światła z reflektorów. Trzeba uważać: pół roku temu jeden z jego kolegów najechał na kotwicę. Jeszcze w latach 60., zanim wody opadły, 30 metrów ponad naszymi głowami pływały rybackie kutry. Ale tego wieczoru na przyczepie ciężarówki siedzi siedmiu uzbeckich robotników. Celem ich podróży jest wieża wiertnicza na pobliskich polach gazowych. Kiedyś noc rozświetlały ogromne reflektory statków, a dziś zastąpiły je płomienie z kominów. Ludzie, którym nie wystarcza, że opróżnili morze do dna, próbują się wwiercić jeszcze głębiej.

Wydobycie gazu z dna Morza Aralskiego doskonale obrazuje nowe przeznaczenie dawnej Azji radzieckiej, która dziś przekształciła się w Rurostan. Od chwili rozpadu Związku Sowieckiego region ten budzi wielkie energetyczne żądze. Gazociągi i ropociągi przecinają step wzdłuż prastarych szlaków karawan. Tam, gdzie niegdyś na grzbietach dwugarbnych wielbłądów przewożono jedwab, dziś płynie błękitne i czarne złoto wtłoczone w stalowe rury. Po zachodniej stronie Morza Aralskiego gazociąg wiedzie wprost na północ, równolegle do urwistego wybrzeża Czink. Inna rura przecina na ukos płaskowyż Ustiurt, położony między Morzem Aralskim a Morzem Kaspijskim. Obie rury połączą się w Rosji, skąd surowiec zostanie wyekspediowany na światowe rynki.

Władimir Putin („Gazputin”, jak tytułuje go ukraińska prasa) czerpie z ropy środki potrzebne, aby odzyskać dla Rosji miejsce na światowej szachownicy. Z kolei Isłam Karimow, przywódca Uzbekistanu, wykorzystuje surowce, żeby kupić sobie spokój. Dopóki rury pozostaną drożne, żadne mocarstwo nie zainteresuje się jego sprawami wewnętrznymi. W Żasliku, w samym środku płaskowyżu Ustiurt, hałasuje wielka sprężarka. A tuż obok wznosi się więzienie polityczne. Ale los wahabitów z Islamskiego Ruchu Uzbekistanu mniej się liczy, niż właściwe funkcjonowanie instalacji przesyłowej gazu.

Stacja gazowa w pobliżu zatoki Szilabulak: wieża wiertnicza wzbija się tu w niebo rozpalone do białości. Jesteśmy bardzo blisko wybrzeża. Na horyzoncie widać pas piasku wystający nad lazurową taflę Morza Aralskiego: to Wyspa Odrodzenia. Biolodzy Stalina hodowali tam szczepy wąglika, które okazały się absolutnie niezbędne do budowy socjalizmu. Zafar, inżynier z Buchary, wspina się na szczyt wieży: Wiertło weszło już na głębokość 2,7 tys. metrów. Jeszcze dwa tygodnie i dobierzemy się do gazu. Sejsmolodzy bez przerwy badają dno niecki Morza Aralskiego i obszar płaskowyżu Ustiurt. A ekipy robotników mieszkają tu w metalowych wagonach. Latem temperatura wzrasta nawet do 47 stopni Celsjusza, za to zimą spada do minus 30. Tryb pracy: trzy tygodnie na stacji, a potem dwa tygodnie odpoczynku w mieście. Paliwo dla mużyka

Cała konstrukcja szybu skrzypi i klekoce. Nic w tym dziwnego, skoro ta metalowa struktura pamięta jeszcze czasy Andropowa. Stalowe elementy są zachlapane błotem. Rdza przeżera stopnie schodów, po których wchodzi się na górę. Ekipy spawaczy u podnóża szybu na bieżąco łatają, co się da. Pracują na kolanach, klęcząc na kobiercu z morskich muszli. Niedługo, zanim zasiądą do stołu, wyszorują sobie ręce sodą kaustyczną. Ot, radziecka bida. – Chińczycy inwestują w tym regionie. Z łatwością rozpoznacie ich stacje: urządzenia wyrastają szybko i wszystko lśni nowością – wyjaśnia Zafar. Na dziś zakończył już swoją inspekcję. Jest południe, właściwa pora, aby wlać w siebie pięćdziesiątkę mocnej wódki Cristal. Paliwo dla mużyka.

Pięćset kilometrów dalej na zachód, w Kazachstanie na wybrzeżu Morza Kaspijskiego, pola w Żetibaj przypominają dawne czasy. Bo tutaj wydobywa się ropę już od pięciu czy sześciu dziesięcioleci. Dokoła kołyszą się charakterystyczne „końskie łby”. Te metalowe pompy podtrzymują ciśnienie w starych złożach. A zarazem przypominają, że rezerwy ropy naftowej nie są wieczne. Pesymistycznie nastawieni eksperci przewidują, że peak oil (szczyt produkcji ropy naftowej) przypadnie za około 20 lat…

W kontekście tych kryzysowych prognoz kraje zachodnie mocno zainteresowały się Morzem Kaspijskim po upadku ZSRR. Moskwa wcześniej porzuciła te złoża: jako zbyt trudne w eksploatacji i położone za blisko wolnego świata. Syberia zapewniała potężne rezerwy surowców ukryte daleko przed wścibskim Zachodem. Ale wzrost światowego zużycia energii (co roku o blisko trzy procent) i przebudzenie chińskiego, a potem indyjskiego rynku zupełnie zmieniły sytuację. Wszystkie zasoby stały się dobre, aby je wziąć.

Tak oto w 1991 roku ponownie przypomniano sobie o surowcach z dna Morza Kaspijskiego. Podjęto próby ponownego rozpoznania i oszacowania złóż. A to, co odnaleziono, przeszło wszelkie oczekiwania. Potencjał złoża Kaszagan, znajdującego się w północnej części Morza Kaspijskiego w odległości 40 kilometrów od kazachskiego wybrzeża, szacuje się na 38 miliardów baryłek. Kaszagan mógłby zaspokoić jedną osiemdziesiątą część światowego zapotrzebowania na ropę naftową, wynoszącą 80 milionów baryłek dziennie. – To złoże, niewykorzystane uprzednio przez Rosjan, jest największym znaleziskiem od momentu odkrycia pól naftowych na Alasce w latach 70. – wyjaś­nia jeden z wielu europejskich przybyszów w Atyrau. To stepowe „Vegas” było niegdyś niewielką kozacką twierdzą ulokowaną na brzegach Uralu, na granicy pomiędzy Europą i Azją. A dziś nabiera niebywałego blasku za sprawą naftowego rozkwitu. Niemieccy biznesmeni podpisują umowy z Kazachami, którzy na co dzień rozbijają się hummerami, ale weekendy nadal spędzają w rodzinnej
jurcie.

W złożu Kaszagan ropa jest zasiarczona, a morze w tym miejscu w styczniu pokrywa się lodem. Konsorcjum, które podpisało umowę o eksploatacji złoża z kazachskim prezydentem Nursułtanem Nazarbajewem, wyznaczyło firmę AGIP jako operatora budowy. Włosi zainicjowali tu futurystyczną konstrukcję. Zatopili tysiące metrów sześciennych skał, żeby stworzyć sztuczną wyspę. Pas sztucznych raf chroni ją przed naporem gór lodowych. – Ponad sześciuset ludzi zatrudnionych przy 36 szybach będzie wydobywać surowiec z głębokości czterech tysięcy metrów – tłumaczy inżynier Anastasia P., z którą rozmawiamy na pokładzie śmigłowca Sikorsky, zapewniającego stałe połączenie między platformą i Atyrau. Ropa przesyłana podmorskimi rurami trafi do sieci rosyjskich rurociągów, która przecina Kaukaz oraz Czeczenię i prowadzi na wybrzeża Morza Czarnego. Azerski kontrakt stulecia

W 1994 roku zachodnie kompanie naftowe podpisały z prezydentem Azerbejdżanu „kontrakt stulecia”. Zainwestowano osiem miliardów dolarów, aby uzyskać prawa do odwiertu na mało wyeksploatowanym polu paliw węglowodorowych na szelfie w pobliżu Baku: chodzi o złoże Azeri-Czirag-Guneszli. Kluczowy problem: jak wyprowadzić stamtąd wydobytą ropę i gaz. Oto nieustanne wyzwanie dla okrążonego Turkiestanu. Bo tragedia Azji Środkowej kryje się właśnie w określającym ją przymiotniku. Ta kwestia dręczyła już cara Piotra Wielkiego. W 1991 roku liczni goście cisnęli się do kaspijskiego stołu.

Wszyscy chcieliby zagarnąć dla siebie energetyczną mannę. Chińczycy byli nawet gotowi sfinansować rurociąg o długości 12 tysięcy kilometrów, przez Kazachstan, Dżungarię i Xinjiang. Tym samym ropa naftowa popłynęłaby szlakiem mnichów nestoriańskich i jezuitów z XVII wieku – aż ku wybrzeżom Pacyfiku. Amerykanie przychylali się do koncepcji poprowadzenia rurociągu przez Afganistan talibów. Nadzieje żywione przez amerykański koncern Unocal i pakistańskie służby wyparowały w jednej chwili 11 września. Z kolei Irańczycy zabiegali, aby puścić rurę z północy na południe, w kierunku Zatoki Perskiej. Ale Teheran, napiętnowany jako „państwo łotrowskie”, musiał spuścić z tonu. Rosjanie – wyczuwając, że ich wpływy w tym regionie maleją – skonsolidowali własną sieć przesyłową na północnym Kaukazie.

Naftowa gorączka

Ostatecznie zatriumfował projekt rurociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan (BTC), zainicjowany za kadencji Billa Clintona i wsparty następnie przez administrację George’a W. Busha. Ten ropociąg, oddany do użytku wiosną 2006 roku, transportuje obecnie kaspijski surowiec z Baku aż na wybrzeże Morza Śródziemnego. Rura ciągnie się na dystansie 1762 kilometrów przez Azerbejdżan, Gruzję i Turcję. Ów „energetyczny korytarz” (według określenia George’a W. Busha) kosztował cztery miliardy dolarów. Złożyło się na niego konsorcjum zachodnich koncernów naftowych pod wodzą British Petroleum. W czerwcu 2006 roku prezydent Kazachstanu zadeklarował, że rezerwy ze złoża Kaszagan mogłyby kiedyś zostać wtłoczone w tego nowego stalowego węża. Tym sposobem w niedalekiej przyszłości niemal całe kaspijskie zasoby wpadną w ręce Zachodu.

Naftowa epopeja w Baku, gdzie zaczyna się najnowszy rurociąg, ma już długą historię. U podnóża meczetu Bibihejbat podniszczone szyby przypominają o czasach, gdy koncesjami na wydobycie dzielili się ze sobą Nobel i Rothschild. W Baku ich wille wciąż jeszcze są siedzibą kompanii naftowych. Żyłę gazu ziemnego, która na pobliskich wzniesieniach podsycała płomień czczony przez wyznawców zoroastryzmu, hinduski kapłan sprzedał wówczas firmie Baku Oil Company. Interesy naftowe są potężniejsze od bogów! Lecz po upływie stulecia Baku znów czuje, jak ogarnia je naftowa gorączka. W powietrzu niemal namacalnie wyczuwa się poruszenie, tak samo jak zapach ropy. W Azerbejdżanie wzrost gospodarczy przekracza 15 procent. W swym biurze w bakijskiej Villa Petrolea David Woodward, elegancki prezes BP Azerbaijan, podkreśla pionierską rolę naftociągu BTC. – Jest to największe wyzwanie techniczne XXI wieku. Puściliś­my stalową nitkę przez Kaukaz i Anatolię. W ciągu trzech lat pokonaliśmy szczyty o wysokości przekraczającej 2,5 tys.
metrów, bagna i tysiące ciągów wodnych. Rura jest całkowicie zakopana. To jest niewidzialny rurociąg.

Brytyjczyk nie rozwodzi się zbytnio o politycznym znaczeniu rury. A tymczasem BTC jest dla Zachodu prawdziwym orężem. Omija on sieć rosyjskich rurociągów pomiędzy Baku i Noworosyjskiem. Zapobiega wypłynięciu zasobów na rynek chiński lub irański. Umacnia pozycję Amerykanów na północ od Iranu, pieczętuje więź między Azerbejdżanem, Gruzją i Turcją, inauguruje oś przyjaźni Wschód-Zachód w opozycji do tradycyjnego porozumienia Moskwa-Erewan-Teheran. Rura stabilizuje kaukaski tygiel, otwiera przed Azerbejdżanem i Gruzją drzwi do bloku atlantyckiego. Zmniejsza natłok 50 tysięcy statków na wodach Bosforu i ogranicza ryzyko wycieku ropy z tankowca w Turcji. Chroni też byłe republiki Związku Radzieckiego przed kaprysami Rosji. Dzięki niemu Tbilisi nie zazna już więcej podobnej zimy jak w roku 2005, gdy Moskwa odcięła dopływ gazu.

BTC jest ciosem szabli wymierzonym w strategiczną równowagę w regionie kaukasko-kaspijskim. Na terytorium Gruzji rurociąg przechodzi przez niebezpieczne okolice. Jest zupełnie niemożliwe, aby przejechać wzdłuż niego, nie natykając się na milicjantów. Zapory przecinają drogi w okolicach miejscowości Tsalka. Żołnierze – południowi Osetyjczycy lub też tubylcy z Kolchidy – są uzbrojeni w kałasznikowy. U pasa noszą rosyjskie sztylety komandosów. Ale już ich mundury, metody działania i pojazdy są amerykańskie. Agenci Security Strategic Pipeline Department naocznie ilustrują nową kaukaską rzeczywistość: przenikanie amerykańskich interesów i schyłek rosyjskich wpływów. Waszyngton miał ponoć zainwestować sto milionów dolarów rocznie, aby zapewnić bezpieczeństwo rury.

Baryłki pod stopą

Marcel G., szef służb bezpieczeństwa w koncernie BP, potwierdza, że mają oni powody do niepokoju: Rurociąg przecina azerskie niziny w odległości kilkudziesięciu kilometrów od granicy Iranu, przechodzi na południe od Osetii i Czeczenii, na północ od Górnego Karabachu i pomimo ogromnej pętli przez Anatolię ociera się o turecki Kurdystan! Nad trasą rurociągu nieustannie krąży widmo zderzenia cywilizacji. Tu gruzińskie babuszki plewią pola kapusty, tam kurdyjski wolarz pędzi swoje zwierzęta, gdzie indziej gruziński mnich wybiera miód z ula. A pod ich stopami, rurą zakopaną na głębokości półtora metra, przepływa codziennie z prędkością dwóch metrów na sekundę milion baryłek surowca przeznaczonego na rynek zachodni. Jeśli cena znów osiągnie 80 dolarów za baryłkę, to codziennie będzie im przechodzić pod nosem 80 milionów dolarów. Żeby nie narażać się na krytykę, BP finansuje programy rozwojowe w korytarzu szerokim na dwa kilometry po obu stronach BTC. Wewnątrz tego pasa znajdziemy pompy wodne, odnowione szkoły,
wyposażone lecznice, wodociągi, kontrole weterynaryjne. Jednym z powodów, które skłaniają koncern do udzielania pomocy, jest chęć uświadomienia ludziom korzyści związanych z BTC. Bo jeśli oni zaakceptują rurę, to będą ją chronić.

Polisa Ankary

David Woodward jest zatroskany o to, aby jego budowla była wzorcowa pod każdym względem. W Turcji robotnicy nadal uwijają się, aby przywrócić chłopskie grunty do dawnego stanu. Przykrywają rów siatką ulegającą biodegradacji, która zatrzymuje ziemię. Potem botanicy przesadzają rośliny. – Z kolei archeolodzy mieli nawet prawo zmienić przebieg BTC w przypadku dużego odkrycia – podkreśla Woodward. W Gruzji uczeni często interweniowali. Nie grzebie się bezkarnie w ziemi na obszarze starożytnej hellenistycznej kolonii i zarazem drugiego chrześcijańskiego królestwa w historii świata.

Jedyną prawdziwą oznaką obecności rury są konne patrole. Jeźdźcy noszą pomarańczowe stroje i robocze kaski oznaczone symbolami BP albo BTC, ale siedzą w tradycyjnie zdobionych siodłach i chłoszczą zady kabardynów zdobionymi tureckimi szpicrutami. Pompownie rozsiane na całej trasie rurociągu kontrolują ciśnienie w rurach. Pod szarym niebem te połyskujące metalicznie budowle wyglądają jak kosmiczne miasteczka. W razie hot tappingu (przewiercenia ścianki rurociągu) alarmuje się służby bezpieczeństwa. – Czeczeni są specjalistami w tego rodzaju działalności. W nocy kopią grunt i odciągają kilkadziesiąt baryłek – narzeka turecki inżynier.

BTC było wielką szansą dla Turcji. W chwili, gdy machina integracji z Europą się zacina, Ankara marzy o tym, aby stać się energetycznym dostawcą Unii Europejskiej. Jeżeli nawet UE odrzuci Turcję, to przynaj­mniej będzie nadal potrzebować jej ropy naftowej!

13 lipca 2006 roku pierwszy tankowiec załadowany kaspijskim surowcem odpłynął z terminalu w Ceyhan fetowany przez wszystkie europejskie rządy, szczęśliwe z powodu otwarcia nowego kanału zaopatrzenia. Zróżnicowanie źródeł surowca jest gwarancją stabilności na rynku naftowym.

W tym samym momencie na sąsiedniej plaży biolodzy opłacani przez turecką firmę naftową Botas wypuszczali na piasek żółwie, które poprzedniego dnia wykluły się w laboratorium. Małe stworzonka biły piasek płetwami, żeby czym prędzej dostać się do wody. Dla nich, tak jak w przypadku stalowego węża BTC, dotarcie do otwartego morza wymaga znacznego nakładu energii. Ale przez ile jeszcze lat zachodni rurociąg będzie wypluwał czarne złoto z pełną mocą? W rytmie naszej rozhukanej konsumpcji potrwa to znacznie krócej, niż wynosi czas życia żółwia z Ceyhan!

Sylvain Tesson
ŻRÓDŁO: Le Figaro

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)