Gostkiewicz: Nauczyciele wygrali czy przegrali? Strajk trwa, ale egzaminy się odbyły [OPINIA]
Strajk nauczycieli trwa, ale tylko w trzech szkołach nie udało się przeprowadzić dzisiejszych egzaminów gimnazjalnych. To kto tu właściwie wygrał – władza czy protestujący nauczyciele?
10.04.2019 | aktual.: 10.04.2019 15:07
"DUBLER TO BRZMI DUMNIE". "DUBLERZY DO DZIEŁA". "Zadanie domowe: koniecznie spójrz dziś w lustro". To hasła, które pojawiły się w SP Nr 1 w Gdańsku na tablicy. Były skierowane przeciw nauczycielkom, które pojawiły się dziś w komisjach egzaminacyjnych mimo strajku.
Jeżeli ZNP i strajkujący nauczyciele liczyli na to, że egzaminy się nie odbędą, to się przeliczyli. W całej Polsce tylko w trzech szkołach nie udało się zorganizować zastępstw w komisjach egzaminacyjnych. "Obywatele zorganizowali sobie komisje sami i nie dali się politycznym terrorystom" – to komentarz przeciwnika strajku.
Zobacz także
NAUCZYCIELE JUŻ PRZEGRALI, BO EGZAMINY SIĘ ODBYŁY?
Tylko, czy na pewno trafiony? Czy rzeczywiście rządzący mogą pozwolić sobie na narrację: "a widzicie, nauczyciele, daliśmy radę zrobić egzaminy, pamiętajcie, co wam mówiliśmy: strajkować sobie możecie, ale nie kosztem dzieci?".
Będzie to argument celny. Dla milionów rodziców najważniejsze jest, żeby dzieci zdały egzaminy i dostały się na kolejny szczebel edukacji. A jak ten szczebel wygląda, jacy ludzie w nim uczą, jaka jest jakość nauczania – pomyślimy o tym we wrześniu.
Takie rozumienie sprawy to miód na serce PiS: teraz to nauczyciele mogą sobie strajkować do czerwca, byleby wystawili oceny. Bo przecież, żeby strajk był naprawdę skutecznym środkiem nacisku na polityków, ich notowania muszą przez niego spaść.
UDANE EGZAMINY TO PORAŻKA PIS?
Ale jest druga strona medalu. Brzmi ona mniej więcej tak: Panie premierze, pani wicepremier Szydło, pani minister Anno Zalewska, to, że egzamin się odbył, to PR-owy sukces, ale nie wasz, tylko nauczycieli.
Bo gdyby egzaminy się nie odbyły, złość rodziców, czyli wyborców, i złość wielu dzieci, czyli przyszłych wyborców, obróciłby się nie tylko przeciwko nauczycielom, ale także przeciw rządzącym.
Fakt, w przypadku odwołania egzaminów w oczach wielu Polaków walka nauczycieli o godną płacę okazałaby się wówczas ważniejsza niż przyszłość ich dzieci. Tego by nauczycielom nie wybaczyli.
Tymczasem, skoro egzaminy się odbyły i latorośl nie zostanie na drugi rok w tej samej klasie, tylko mniej lub bardziej spokojnie pójdzie dalej mniej lub bardziej wymarzoną przez rodziców ścieżką, można zacząć myśleć o clou problemu: że nauczyciele powinni dużo więcej zarabiać. Spokojni o egzamin własnych dzieci rodzice, nawet ci sceptyczni wobec strajku, mogą podejść teraz do niego zupełnie inaczej - i zrozumieć racje nauczycieli.
I tu jest pies pogrzebany. Bo kto nie chce nauczycielom dać więcej pieniędzy? Ano rząd.
I to jest ta druga strona medalu. Ta, którą można podsumować następująco: "Nauczyciele właśnie wygrali. Pomógł im PiS. Bo nie miał wyjścia". Dlaczego wygrali? Bo uniknęli napiętnowania i mogą strajkować dalej z dużym poparciem społecznym. A dlaczego PiS nie miał wyjścia i im pomógł? Bo nie mógł nie zorganizować egzaminów. Władze powinny się cieszyć nie z tego, jak sprawnie zorganizowały zastępstwa, tylko z tego, że egzaminy w ogóle się odbyły. Bo gdyby się nie odbyły, to, owszem, nauczycielom by się oberwało, ale władzom też. Wściekły wyborca to nic dobrego. A nie ma bardziej wściekłego wyborcy niż wściekły rodzic.