PublicystykaGostkiewicz: Egzaminy to był dla nauczycieli Rubikon. Teraz czas pracuje na ich korzyść [OPINIA]

Gostkiewicz: Egzaminy to był dla nauczycieli Rubikon. Teraz czas pracuje na ich korzyść [OPINIA]

Nikt nie ustąpi. Przynajmniej na razie. Rząd liczy na zmęczenie nauczycieli, ci ostatni – na to, że władza "pęknie", bo przestraszy się elektoratu. Czas pracuje na korzyść nauczycieli. Im bliżej wyborów, tym bardziej PiS będzie pod ścianą.

Gostkiewicz: Egzaminy to był dla nauczycieli Rubikon. Teraz czas pracuje na ich korzyść [OPINIA]
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Krzysztof Ćwik
Michał Gostkiewicz

11.04.2019 | aktual.: 11.04.2019 16:18

Ten schemat się powtarza. Od chwili rozpoczęcia strajku strona rządowa i nauczyciele rozmawiają przez media. W dowolnej kolejności w obu głównych telewizjach informacyjnych wygłaszają swoje szefowa MEN Anna Zalewska i prezes ZNP Sławomir Broniarz. A kiedy strony rozmawiają przez media, to znaczy, że nie rozmawiają ze sobą.

Taki stan ma nazwę: próba sił.

Żadna ze stron na razie nie ustąpi. Strajk jest zbyt świeży, wspomnienie fiaska rozmów – zbyt silne, obie strony nie akceptują propozycji, które przeciwnicy wykładają na stół. Runda po rundzie kolejne negocjacje prowadzą wyłącznie do usztywnienia stanowisk. Teraz nie czas na pokój i koncyliację. Teraz jest czas konfrontacji.

Rząd liczył, że nauczyciele potkną się na egzaminach. Że sympatia społeczeństwa odwróci się od strajkujących, gdy okaże się, że strajk blokuje młodzieży dalszą drogę przez meandry polskiego systemu edukacji. Gdy okazało się, że egzaminy się odbędą, bo samorządy i szkoły znalazły zastępstwa, rząd próbował przekuć to w swój sukces. Z marnym skutkiem.

Strategia na przeczekanie

Teraz gabinet PiS może próbować grać na zmęczenie. Przeczekać nauczycieli. Poczekać, aż dostaną po kieszeni – bo najprawdopodobniej za czas strajku nie dostaną wypłaty. Poczekać, aż słabsze psychicznie, mniej zdeterminowane jednostki zaczną kwestionować sens przedłużającego się protestu. Poczekać, aż podziały wśród samych nauczycieli – jak sytuacja, gdy szpaler ubranych na czarno odprowadzał „łamistrajków”, którzy zdecydowali się pilnować uczniów na egzaminie – osłabią i przerzedzą szeregi protestujących. Poczekać, aż pojawi się więcej przypadków takich, jak szkoła w Starogardzie Gdańskim, gdzie dyrektor zakazał strajkującym wstępu do szkoły podczas egzaminu. Poczekać wreszcie, aż rodzice stracą cierpliwość.

"W poniedziałek byłem z synem w muzeum i było fajnie. Ale nie mam możliwości wzięcia z dnia na dzień długiego urlopu. A muszę zapewnić mu opiekę. Nie zostawię go na wiele godzin w domu z konsolą do gier" - mówi mi Marcin, ojciec dziewięciolatka. Kiedy rodzicom skończą się pomysły i możliwości zajęcia dzieciom czasu i zapewnienia im opieki, irytacja nawet tych, którzy strajk popierają, może obrócić się przeciwko nauczycielom.

To, że rząd liczy na zmęczenie materiału, pokazał już premier Morawiecki, proponując edukacyjny "Okrągły Stół" z udziałem związkowców, nauczycieli, pedagogów i rodziców – po świętach wielkanocnych. Czyli z góry założył, że protest trochę potrwa, że na pewno nie zakończy się do świąt – czyli, że rząd nie pójdzie na ustępstwa. A do tego premier najwyraźniej liczy, że nauczycieli „zmiękczą” święta, a potem perspektywa majówki – i szeregi protestujących stopnieją, co umożliwi PiS-owi powrót do kampanii przed wyborami do europarlamentu, które już 26 maja.

Co więcej, jak wskazuje Money.pl, danie nauczycielom podwyżki może się PiS-owi nie opłacać. Głosy, jak wiadomo, "kupuje" się w Polsce całkiem skutecznie zasiłkami socjalnymi. Według wyliczeń portalu, taniej będzie dać obniżyć PIT o 1 proc, dać jednorazowo emerytom 1,1 tys. zł i przyznać 500+ na pierwsze dziecko – a na dodatek te transfery mają szansę rzeczywiście pozyskać przychylność elektoratu. Bo na przychylność stanu nauczycielskiego PiS nie ma co liczyć – przecież żaden umiejący liczyć nauczyciel ani w maju, ani w wyborach parlamentarnych więcej na partię Jarosława Kaczyńskiego już nie zagłosuje, bo wściekłość na rząd jest zbyt świeża. Po zatem wyrzucać pieniądze w błoto?

Co dalej? Dalej jest wystawianie ocen na koniec roku i…wakacje. I właśnie na wakacje może grać PiS. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie protestował w pustej szkole, gdy ów protest nikomu nie przeszkadza. Protest, żeby był skuteczny, musi przeszkadzać. Jak największej liczbie obywateli.

Druga strona medalu

To myślenie ma dwie wady. Pierwszą jest założenie, że frustracja rodziców i społeczny gniew skierują się na pewno przeciw nauczycielom. Pomija fakt, że wielu rodziców doskonale wie, jakie są wynagrodzenia nauczycieli i popiera ich w walce z rządem. Głosy poparcia autorytetów, rodziców, samorządów słyszy doskonale i umiejętnie wykorzystuje Sławomir Broniarz, dla którego strajk – jeśli zakończy się wywalczeniem podwyżek – będzie największym sukcesem ostatniego 30-lecia.
Drugą wadą jest niedocenienie determinacji przeciwnika.

Wczoraj napisałem, że trudno ocenić, kto tak naprawdę na razie wygrywa w sporze rządu z nauczycielami, ale przeprowadzenie egzaminów gimnazjalnych paradoksalnie nie daje atutu do ręki władzy, ale protestującym. Dziś, gdy spokojnie odbywają się kolejne egzaminy, podtrzymuję te słowa. Czas pracuje na korzyść nauczycieli.

Egzaminy to był dla nauczycieli Rubikon. Gdyby się nie odbyły, przyszłość strajku byłaby poważnie zagrożona. Ale ów Rubikon przeszli – i kości zostały rzucone. Wiedzą już, że albo dadzą rządowi rzeczywiście do wiwatu swoim uporem i konsekwencją, albo przegrają wszystko – i jeszcze dostaną po kieszeni za okres strajku. Nic dziwnego, że niektórzy coraz bardziej się radykalizują. Pojawiają się pomysły i decyzje wstrzymywania klasyfikacji uczniów – czyli w praktyce mogą "nie zdać" w czerwcu do następnej klasy, nie będzie żadnego zakończenia roku, będą za to dwa miesiące chaosu, którego wyniku nikt obecnie nie jest w stanie przewidzieć.

Przeciąganie liny będzie długie. Zapowiada się długotrwały konflikt. Tym bardziej, że wcale nie musi się skończyć z końcem roku szkolnego i wystawieniem ocen – jeżeli w ogóle zostaną wystawione i dzieci będą mogły spokojnie pojechać na wakacje. A potem przyjdzie 1 września, w tym roku szczególny, bo przypadający blisko przed wyborami parlamentarnymi. Jeśli nauczyciele w rozpoczęcie roku szkolnego znów odejdą od tablic, stawka gry znacznie wzrośnie.

Wtedy to PiS, walczący o drugą kadencję u władzy, będzie pod ścianą.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)