Gostkiewicz: Czas przestać pytać o zbrodnie księży byle kogo. Zwłaszcza byle biskupa [OPINIA]
"Nie oglądam byle czego" – powiedział biskup Sławoj Leszek Głódź o filmie Tomasza Sekielskiego. Może najwyższy czas przestać pytać go o zdanie. Jego i jemu podobnych. Bo po co pytać byle kogo.
13.05.2019 | aktual.: 13.05.2019 15:43
"Tylko Nie Mów Nikomu", dokument Tomasza Sekielskiego o pedofilii w Kościele katolickim, obejrzało w kilka dni ponad około siedmiu milionów Polaków. Wypowiedzieli się na jego temat liderzy opinii, politycy – i setki tysięcy zwykłych ludzi, w tym ci, którym dał odwagę do wyznania: "mi też ksiądz to zrobił". Ogólny ton komentarzy jest zgodny: Sekielski ujawnił potworności, jakich dopuszczali się duchowni, i pokazał, jak działał w praktyce mechanizm krycia księży pedofili przez wysokich rangą dostojników Kościoła. Pokazał zatem nie p o j e d y ń c z e p r z y p a d k i, ale s y s t e m.
Nic dziwnego zatem, że dziennikarze zaczęli pytać kościelne władze o zdanie. Tyle, że odpowiedzi dostali takie, co zwykle. Że ten film przyczyni się lepiej do zrozumienia problemu, że należy brać przykład z działań papieża Franciszka, który podjął z rąk Benedykta XVI dzieło czyszczenia kościelnej stajni Augiasza. Że przepraszają, że solidarność z cierpieniem ofiar et caetera ad inifinitum.
Zobacz także
I była jeszcze inna odpowiedź. Indagowany przez TVN24, czy oglądał już ów dokument, biskup Sławoj Leszek Głódź odparł: "nie oglądam byle czego".
Może najwyższy czas przestać pytać go o zdanie. Bo po co pytać byle kogo.
Jak bardzo biskup jest byle kim, pokazał właśnie tymi słowami. Pełnymi buty, pychy, pogardy wobec ofiar pedofilii. I pokazującymi kompletny brak umiejętności zrozumienia, że nie może być jak zawsze: problem pod dywan, alleluja i do przodu. Pomijając już to, jak głęboko niemoralne i nie do obrony są słowa biskupa, to jego strategia "mam to gdzieś" jest fatalna. Tak się dziś, w dobie internetu, po prostu nie da.
Burza wokół polskiego Kościoła na dobre wybuchła wiele miesięcy temu – w dniu premiery filmu "Kler". Potem wcale nie przycichła, w czym zresztą sami hierarchowie mieli niemały udział, podsycając burzowe chmury rzucanymi na wiatr wypowiedziami na konferencji po ujawnieniu kościelnego raportu na temat pedofilii. A w sobotę po filmie Sekielskiego sztorm urósł w siłę do huraganu. Biskup Głódź może przeliczyć się w swojej prognozie pogody.
To, czy huragan ów przyziemi w Kościół i rozwieje się po tysiącach parafii, czy przeminie niczym zwykły sztorm – gwałtowny, ale krótkotrwały – niezwykle trudno przewidzieć. Niejeden w Kościele zapewne się modli o to drugie rozwiązanie. Głódź może być wierzchołkiem ubranej w sutannę góry lodowej.
I właśnie dlatego czas przestać pytać tę górę o zdanie.
Wierchuszka polskiego Kościoła to siedemdziesięcioletni starcy. Ci starcy już się nie zmienią. Ci, którzy nie rozumieli kilka lat temu, o co właściwie chodzi w problemie pedofilii w Kościele - nie rozumieją nadal. Ci, którzy doskonale rozumieli, zadziałają tak, jak zawsze.
Przeprosić – na tyle, na ile trzeba. Wyrazić skruchę – tak zdawkowo, jak tylko się da. Zadziałać – tak dyskretnie i oszczędnie, jak tylko się da. I czekać. Przeczekać sztorm, a potem skierować nawę Kościoła na wody doskonale znane od dwóch tysięcy lat.
Pytanie zatem: po co o cokolwiek pytać biskupów Głodzia, Jędraszewskiego, Gądeckiego, kardynałów Nycza, Dziwisza, a nawet prymasa Polaka? Po co pytać "co teraz zrobicie?" ludzi, którzy od kilkunastu lat na to pytanie nie odpowiedzieli tak, jak trzeba? Którzy nie rozumieją, że nawet autentyczne przeprosiny i skrucha tu nie wystarczą?
Nie ma sensu pytać. Nie ma sensu szukać u nich sensu. Parafrazując Jażdżewskiego: "Ten kto szuka moralności u biskupów, nie znajdzie jej. Ten kto szuka strawy duchowej u hierarchów, nie zostanie nakarmiony". Chciałoby się powiedzieć, cytując innego klasyka: róbta, co chceta, ludzie. Czyli bądźcie wolni w swoim myśleniu i działaniu, a nie zależni od kogoś innego, kto wam powie, jak żyć i co jest dobre, a co złe. Myślta, ludzie, samodzielnie.