PublicystykaGórzyński: Prawie dwa miliony mieszkańców Hongkongu chcą wolności. Trump się na nich wypina (OPINIA)

Górzyński: Prawie dwa miliony mieszkańców Hongkongu chcą wolności. Trump się na nich wypina (OPINIA)

Kiedy w Polsce wprowadzano stan wojenny, prezydent Reagan organizował akcję solidarności z polskimi demokratami. Dziś, kiedy Chiny grożą stłamszeniem demokratycznych protestów w Hongkongu, prezydent USA potrafi wystękać jedynie ledwo zrozumiałe zdania. Pod wodzą Trumpa Ameryka straciła jakiekolwiek ambicje do moralnego przywództwa.

Górzyński: Prawie dwa miliony mieszkańców Hongkongu chcą wolności. Trump się na nich wypina (OPINIA)
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Roman Pilipey
Oskar Górzyński

19.08.2019 | aktual.: 19.08.2019 19:32

Od dwóch miesiący na oczach świata trwa jeden z najbardziej imponujących prodemokratycznych protestów. W niedzielę można było zobaczyć jego najnowszy - i być może najbardziej spektakularny rozdział. Mimo padającego deszczu, na ulice Hongkongu wyszło ponad 1,7 miliona osób (prawie jedna czwarta całej metropolii!), tworząc z Victoria Park i przylegających ulic ogromne morze parasolek.

- Chciałbym, żeby Hongkong rozwiązał się w bardzo humanitarny sposób. Mam nadzieję, że prezydent Xi będzie w stanie to zrobić. Na pewno ma do tego talent, to mogę zapewnić. Myślę, że byłoby bardzo ciężko dobić nam targu jeśli będzie przemoc. Jeśli będzie kolejny plac Tiananmen... Jestem prezydentem, ale to byłoby poza moją kontrolą, bo byłby wielki polityczny nacisk, żeby czegoś nie zrobić - stwierdził Trump.

Jak na politycznego macho znanego z ostentacyjnego olewania reguł poprawności i dyplomacji, są to niezwykle słabe słowa. Ale nie zaskakujące. Była to zresztą jedna z ostrzejszych wypowiedzi Trumpa na temat Hongkongu. Kiedy doszło do brutalnej pacyfikacji demonstrantów okupujących lotnisko, Trump miał do powiedzenia tylko, że "ma nadzieję, że nikogo nie zabiją" w tej "bardzo zawiłej sytuacji". Dodał też, że wierzy iż Xi będzie potrafił rozwiązać problem.

Rózga dla sojuszników, miód dla dyktatorów

Reakcja Trumpa jest symptomatyczna. Na tematy handlowe i celne - nawet jeśli ich dobrze nie rozumie - rzekomy miliarder potrafi wygłaszać długie i ostre tyrady. Potrafi publicznie besztać sojuszników, jeśli za mało płacą (tego, jak działa NATO, również nie rozumie).

Ale jeśli w grę wchodzą demokratyczne wartości, swobody obywatelskie czy prawa człowieka, przywódca wolnego świata ma do powiedzenia jedynie miałkie komunały, niemal zawsze zresztą zmieszane z lizusowskimi pochlebstwami dla dyktatorów. Dotyczy to zresztą nie tylko Xi Jinpinga. Kim Dzong Un czy Władimir Putin też zawsze mogą liczyć na dobre słowo - nawet jeśli postępują wbrew polityce USA.

Dlatego na temat chińskiej polityki monetarnej możemy usłyszeć o chińskiej przebiegłości i nieuczciwości. A na temat chińskiej polityki represji wobec Ujgurów - w tym systemu obozów "reedukacyjnych" dla blisko miliona "niebezpiecznie myślących" - ani słowa.

Trump to nie Reagan

Bierność Trumpa jest tym bardziej dojmująca, że jeszcze tydzień temu demonstranci w Hongkongu śpiewali amerykański hymn i machali amerykańskimi flagami. Niestety, byli naiwni. Wciąż uważali Amerykę za przywódcę wolnego świata i państwo które usoabia zachodnie wartości. Ale to już raczej przestarzały wizerunek.

Owszem, Trump bywa porównywany z Reaganem, ale nie z tych dobrych powodów. W czasie kiedy trwały spekulacje na temat sowieckiej interwencji w Polsce - tak jak dziś na temat chińskiej pacyfikacji - Reagan potrafił jasno wyrazić swoje wsparcie dla Polaków - w stanie wojennym wyemitowano nawet specjalny program. Dziś jedyne, na co mogą liczyć ze strony USA mieszkańcy Hongkongu to wyrazy nadziei, że nie zostaną zabici.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)