ŚwiatGlobalne ocieplenie – globalne oszustwo

Globalne ocieplenie – globalne oszustwo

Nigdy rzetelnie nie dowiedziono, że wzrost temperatury w ostatnich latach nie jest naturalną fluktuacją klimatyczną wynikającą z jego wewnętrznych mechanizmów. Udowodniono liczne manipulacje wynikami i danymi. Nigdy nie dowiedziono, że stężenie dwutlenku węgla w atmosferze ma decydujący wpływ na zmianę klimatu, a redukcje emisji tego gazu, zabójcze dla gospodarki, będą miały jakikolwiek wpływ na procesy klimatyczne. Nie udokumentowano nawet w sposób niebudzący wątpliwości, czy temperatura na Ziemi będzie w przyszłości znacząco rosła, czy malała.

Globalne ocieplenie – globalne oszustwo
Źródło zdjęć: © PAP

26.01.2010 | aktual.: 29.01.2010 08:33

Za oknem mróz, zaspy śniegu i zima jak się patrzy. Śnieg zrywa linie telefoniczne i energetyczne, niektóre drogi są nieprzejezdne, szwankuje ogrzewanie. Styczeń 2010 r. – śnieg i mróz. A równocześnie trwa debata o katastrofalnej zmianie klimatu wywołanej przez człowieka. O globalnym ociepleniu, które mało kto ośmiela się nazywać „teorią”. Powołany do zbadania tego zjawiska przy ONZ panel uczonych o nazwie IPCC (International Panel of Climate Change) co roku publikuje kolejny raport, który od początku istnienia tego ciała zawsze brzmi tak samo. IPCC przeanalizowało wyniki najnowszych badań koordynowanych przez IPCC i stwierdza, że teza którą postawiło – o wywołanej przez człowieka globalnej katastrofalnej zmianie klimatu – okazuje się jeszcze trafniejsza, niż IPCC zakładało dotychczas.

Szczyty i konferencje

Założenia tej teorii każdy ma już wbite do głowy przez media – gospodarka człowieka, a szczególnie krajów zachodnich, powoduje zwiększoną emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Gaz ten gromadzi się w troposferze i otula Ziemię jak kołdra. Dzięki temu promieniowanie cieplne docierające do powierzchni planety nie ucieka z powrotem w kosmos, ale gromadzi się jak w szklarni, podgrzewając atmosferę i oceany. Efektem jest wzrost średniej temperatury atmosfery Ziemi, w niedalekiej przyszłości ma wzrosnąć skokowo, wywołując katastrofalne skutki. Początek już widzimy w mediach w postaci kataklizmów, które jakoby występują częściej i ze zwiększoną intensywnością.

Jedynym lekarstwem może być gwałtowne obniżenie produkcji dwutlenku węgla – w skali globalnej o 50 proc. do 2050 r., a dla krajów rozwiniętych, do których zaliczono i nasz, nawet do 80–95 proc. Należy wprowadzić kwoty ograniczające możliwość emitowania do atmosfery dwutlenku węgla dla poszczególnych krajów, a każda kolejna tona gazu musi być obciążona opłatą – docelowo nawet do 100 euro za tonę zawartego węgla.

Takie były założenia m.in. szczytu klimatycznego w Kopenhadze, który jednak nie doprowadził do zawarcia porozumienia. Jednak Unia Europejska podejmuje kolejne zobowiązania, także w imieniu Polski – sformułowanie koncepcji „walki z klimatem” na skalę globu jest nieuniknione, bez względu na to, czy w Kopenhadze podpisano porozumienie, czy nie.

W środę, 13 stycznia, w Kancelarii Prezydenta RP biuro doradców zorganizowało konferencję naukową „Zmiany klimatu i polityka klimatyczna” z udziałem wielu polskich naukowców, w tym klimatologów i meteorologów, także zajmujących się badaniem zmian klimatu w strefach polarnych. Próbowano znaleźć odpowiedź, czy katastrofalne ocieplenie klimatu jest faktem i należy z nim walczyć, oraz jaka strategia jest najsensowniejsza dla Polski.

Cztery Arktyki

Obszar Arktyki wydaje się wyjątkowo istotny dla kwestii związanych z ewentualnymi zmianami klimatu – nie tylko dlatego, że często podnosi się zagrożenie, które mogłoby się wiązać ze zniknięciem czap lodowych wokół bieguna, ale także dlatego, że obszar ten reaguje na wszelkie anomalie klimatyczne wyjątkowo gwałtownie.

Zwolennicy katastroficznej teorii globalnego ocieplenia uważają, że roztopienie się lodowców nie tylko spowoduje podniesienie się poziomu mórz i oceanów i w konsekwencji doprowadzi do zalania części lądów, ale także, że uwolnienie olbrzymiej ilości słodkiej wody do oceanu może rozcieńczyć ją i doprowadzić do zatrzymania tzw. cyrkulacji termohalinowej, czyli po prostu zastopować Golfstrom, co mogłoby wywołać łańcuch zjawisk prowadzących do rozpoczęcia się epoki lodowcowej.

Według naukowców badających ten obszar, jak prof. dr. hab. R. Przybylak z zakładu klimatologii, Instytutu Geografii UMK w Toruniu, rzeczywiście średnia roczna temperatura Arktyki podniosła się od 1995 r. Jest to ocieplenie mniej więcej o 1 stopień Celsjusza, ale całe zagadnienie nie jest takie proste, jak się je przedstawia.

Po pierwsze, okres, w jakim na terenie Arktyki dokonuje się częstych i rzetelnych pomiarów, które można traktować jak serie danych, obejmuje ledwie ostatnie 60 lat. Poprzednio większość rzetelnych pomiarów przypadała na drugą połowę XX wieku i pochodziła z dzienników okrętowych okrętów Marynarki Brytyjskiej, które wyruszały na ekspedycje w poszukiwaniu tzw. przejścia północnozachodniego w labiryncie wysp i lodowców w Arktyce powyżej Kanady. Okręty te zimowały uwięzione w lodzie i wówczas drobiazgowo notowano temperaturę.

Na domiar złego, we współczesnych pomiarach istnieją cztery Arktyki. Oczywiście sama Arktyka jest tylko jedna, ale jej granice opisywane są rozmaicie, na cztery różne sposoby. Zależnie od tego, jaką granicę przyjmie ten, kto opracowuje dane, może otrzymać różne wyniki.

Obecne ocieplenie Arktyki przypomina podobny okres ocieplenia tego regionu które nastąpiło w latach 30. XX wieku i przeszło już swoje maksimum. Jest w znikomym stopniu większe niż z lat 30., a największy wpływ na to miały wzrosty temperatury w porach przejściowych – wiosną i latem.

Z badań prof. Przybylaka wynika, że ocieplenie Arktyki w latach 1995–2005 było spowodowane anomaliami cyrkulacji wód i ciśnienia atmosferycznego w rejonie Atlantyku. Wzrost temperatury okazał się skorelowany z okresami niskiego ciśnienia.

Zmiana czy zmienność klimatu

Przy długookresowej analizie dostępnych pomiarów od początku XIX wieku okazało się, że obecne ocieplenie mieści się w naturalnej zmienności klimatu. Według niektórych teorii, o zmianie klimatu można mówić, gdy średnia temperatura zmienia się o co najmniej trzy odchylenia standardowe pomiaru (co jest miarą statystyczną), a obecna zmiana nie przekracza 2OS.

Zwolennicy tezy o globalnym ociepleniu wywołanym przez człowieka opierają się na dokonanej przez zespół Manna rekonstrukcji przebiegu średniej globalnej temperatury w ciągu ostatnich 2000 lat. Dane, które posłużyły do sformułowania tezy, to do 1850 r. tzw. dane proxy – niepochodzące z pomiarów temperatury, lecz z analizy przyrostów pierścieni drzew z odpowiednich okresów, a dopiero od końca XIX wieku wykorzystuje się dane z pomiarów. Ten słynny wykres – nazwany potocznie „kijem hokejowym” – wykazuje niewielki, stały wzrost od roku 1850, który w ciągu ostatnich 20 lat znacznie przyspiesza – linia przedstawiająca średnią temperaturę lekko wznosi się do góry, a potem gwałtownie zakręca – przypominając właśnie kij do gry w hokeja.

Na tej podstawie, a także tworzonych komputerowo modeli klimatycznych twierdzi się, że obserwowany w końcu XX i na początku XXI wieku wzrost temperatury jest „bezprzykładny” i nic podobnego nie zdarzało się w przyszłości, że temperatura powietrza wykroczyła poza granice „naturalnej zmienności”, co oznacza, że zmiana została wywołana przez „czynnik zewnętrzny”, czyli w tym wypadku działalność człowieka. W tym samym okresie, w którym temperatura zaczyna gwałtownie rosnąć, nastąpił też wzrost stężenia dwutlenku węgla w atmosferze spowodowany działalnością człowieka.

Uczeni, którzy kwestionują ten dowód, opierają się na tym, że w wypadku innych rekonstrukcji, niebazujących na danych dendrologicznych, które także często – jak utrzymują dendrolodzy – nie najlepiej nadają się do wyciągania wniosków nt. temperatury, historyczny przebieg zmian wygląda inaczej – wcale nie był linią prostą do 1850 roku, a temperatura wykazywała znacznie większą zmienność – rosła i opadała, obejmując takie anomalie jak „średniowieczne ocieplenie” od ok. 900 do 1200 A.D. oraz „mała epoka lodowcowa” – gwałtowne ochłodzenie, które wystąpiło od około 1500 r. do 1870 A.D. Zwolennicy globalnego ocieplenia ignorują te anomalie, twierdząc, że miały charakter lokalny i nie wpływały na globalny klimat. Jednak jak twierdzi prof. Andrzej Marsz z katedry Meteorologii i Oceanografii Nautycznej WN AM w Gdyni, istnieje bardzo wiele prac i pomiarów, w tym paleooceanograficzne, które wskazują, że owe okresy ochłodzenia i ocieplenia występowały równocześnie w wielu punktach globu, a anomalie przebiegu temperatur
były znaczne, bez żadnego związku z poziomem dwutlenku węgla w troposferze.

Zdaniem prof. Zbigniewa Jaworowskiego, przedstawiane przez zwolenników tezy o katastrofalnym ociepleniu dane dotyczące zawartości dwutlenku węgla w atmosferze w dawnych wiekach ery przedtechnologicznej są wątpliwe. Uzyskano je, badając stężenia dwutlenku węgla w pęcherzykach powietrza uwięzionych w lodzie arktycznym, przy założeniu, że jest takie samo, jak występowało wówczas w atmosferze. Tymczasem część uwięzionego w lodzie CO2 – jak twierdzi prof. Jaworowski – ulega frakcjonowaniu pod wpływem kilkudziesięciu procesów fizycznych zachodzących w lodzie i jest od 30 do 50 proc. mniejsza niż była w atmosferze. Równocześnie odrzucono ogromną serię pomiarów zawartości CO2 w powietrzu prowadzonych od 1812 r. do połowy XX wieku przez wielu uczonych, wśród których było kilku noblistów. Jednak z ich pomiarów wynikało, że stężenie dwutlenku węgla było wyraźnie wyższe, niż założyli autorzy teorii o wpływie człowieka na katastrofalne ocieplenie. Potwierdzają to również badania aparatów szparkowych roślin, z których
także wynika, że zawartość dwutlenku węgla wahała się i przybierała dużo większe wartości, niż zakładano.

Prof. Jaworowski podkreśla ponadto, że z badań geologicznych i glacjologicznych wynika, iż w historii ziemskiego klimatu najpierw wzrastała temperatura, a dopiero potem ilość dwutlenku węgla w atmosferze. Do tego nie ma rzetelnych dowodów, że wzrost dwutlenku węgla zwiększał efekt cieplarniany. Największą rolę w efekcie cieplarnianym ma bowiem para wodna, której wpływ jest na ogół ignorowany. Na wykresach, na których ten wpływ pominięto, dwutlenek węgla wydaje się mieć zasadnicze znaczenie. Jednak jeśli bierze się pod uwagę rolę pary wodnej, ma ona 98 proc. wpływu na wystąpienie efektu cieplarnianego, natomiast dwutlenek węgla pochodzący ze źródeł naturalnych, w wyniku gospodarki człowieka oraz inne gazy cieplarniane, jak metan, to 2 proc. wpływu. Z tego na emisję CO2, za którą odpowiedzialny jest człowiek, przypada 0,25 proc.

Co jednak wpływa na klimat, jeżeli nie jest to emisja dwutlenku węgla przez gospodarkę człowieka?

Problem w tym, że jest zbyt wiele działających równocześnie czynników, by można było podać łatwą odpowiedź.

Raczej się ociepla

Zdaniem prof. Marsza, zasadnicze znaczenie może mieć zjawisko zwane „multidekadową oceaniczną kontrolą klimatu atmosfery”. Założenia tej teorii mówią, że bilans cieplny oceanu, który zajmuje większość powierzchni naszej planety, nie zamyka się w skali rocznej. Natomiast osiągnięcie równowagi termicznej pomiędzy energią cieplną pochłanianą przez ocean a oddawaną do atmosfery zachodzi w cyklach pomiędzy 400 a 4000 lat. W pozostałych okresach nadwyżki ciepła mogą być przechowywane w oceanie i w odpowiednich warunkach wypromieniowywane do atmosfery, zmieniając ilość ciepła transportowaną przez prądy morskie.

Prof. Jaworowski z kolei uważa, że anomalie związane z wahaniami temperatury są w głównej mierze spowodowane przez zmiany aktywności Słońca. Jak twierdzi, w ciągu ubiegłych 20 lat obserwowano ocieplenie atmosfery nie tylko Ziemi, ale również Marsa, Jowisza, Neptuna i jego księżyca. Według niego, z badań prowadzonych przez NASA wynika, że wchodzimy (od 2007 r.) w kolejny 25. cykl słoneczny, który będzie okresem niskiej aktywności i w związku z tym można wręcz spodziewać się ochłodzenia podobnego do małej epoki lodowcowej. Według niego, faza ocieplenia klimatu zwana współczesnym optimum solarnym właśnie się kończy – faza ochłodzenia klimatu ma osiągnąć podobne apogeum zimna jak okres zwany minimum Maundera – kiedy to kroniki odnotowały zamarzanie Bałtyku i europejskich rzek. Ma ono przypaść ok. 2200 r.

Prof. Marsz przewiduje również raczej ochłodzenie klimatu niż jego dalsze podgrzewanie – powołując się na badania Walczowskiego i Piechury twierdzi, że maksymalne ilości ciepła wnoszonego przez Prąd Zachodniospitsbergeński przechodziły na północ w latach 2004–2005, obecnie obserwuje się już spadek przenoszonego ciepła i w następnych latach temperatura powietrza powinna powoli spadać.

Świat jednak, a szczególnie część uczonych oraz decydenci, chcą inaczej – pomimo badań, które podają w wątpliwość politycznie poprawną teorię, pomimo ujawnienia nadużyć i manipulacji danymi, które posłużyły do ich zilustrowania, a nawet zmowy pomiędzy naukowcami – jak to miało miejsce dosłownie w przeddzień konferencji w Kopenhadze – walka z CO2 jest przedstawiana jako globalny priorytet. Omalże współczesna religia. Apriorycznie uznano, że cała kwestia jest poza dyskusją. Sekretarz ds. zmiany klimatu przy sekretarzu generalnym ONZ, była premier Norwegii, Gro Harlem Brundtland, oświadczyła, że każdy, kto zamierza kwestionować teorię o winie gospodarki człowieka w kwestii zmiany klimatu, jest „albo przekupiony, albo kompletnie niemoralny”. A jedynym lekarstwem ma być handel limitami CO2, które – co jest niemal pewne – zostaną narzucone także naszemu krajowi.

Czy można uniknąć dwutlenku węgla

W protokole z Kioto wymagano do 2012 r. stabilizacji lub lekkiej redukcji emisji gazów cieplarnianych w stosunku do emisji z 1990 r. Obecnie nowa polityka klimatyczna Unii Europejskiej zakłada redukcję emisji CO2 w skali światowej do 50 proc., a w wypadku krajów zamożnych, (do których a priori zaliczono wszystkie kraje europejskie, w tym kraje Europy Środkowej o PKB kilkakrotnie mniejszym niż pozostałe) redukcje mają sięgnąć 80, a nawet 85 proc.

Dr Bolesław Jankowski, wiceprezes doradczej firmy zajmującej się energetyką Energ-Sys Badania Systemowe, przedstawił symulację wpływu unijnej polityki klimatycznej na gospodarkę naszego kraju. Zrealizowanie celów sięgających 80-proc. emisji to założenie zupełnie fantastyczne, wymagałoby bowiem całkowitego zastąpienia samochodów na paliwo napędzanymi energią elektryczną, drastycznego ograniczenia paliw kopalnych – węgla, ropy i gazu u tzw. odbiorców końcowych i zastąpienie ich energią elektryczną, oraz usunięcie węgla z procesu produkcji tej energii, co będzie oznaczało, że jej cena znacznie wzrośnie.

Czy da się wyprodukować energię elektryczną bez emisji CO2? Są na to trzy sposoby – energia elektryczna ze źródeł odnawialnych, takich jak wiatr, energia słoneczna albo elektrownie wodne lub geotermalne, energetyka jądrowa albo elektrownie konwencjonalne z instalacjami CCS, czyli urządzeniami wychwytującymi dwutlenek węgla, który jest następnie gromadzony i ma być przechowywany pod ziemią. Każdy z tych sposobów jest co najmniej kosztowny i wątpliwy. Odnawialne źródła energii są drogie i mają niską wydajność. Produkowana przez nie energia stanowi drobny odsetek całej produkcji. Polska jest krajem, którego potrzeby energetyczne wynoszą co najmniej 20 000 MW rocznie. Nie mogą tego zapewnić elektrownie wodne w kraju znajdującym się na równinie. Energetyka jądrowa wymaga wieloletnich inwestycji i infrastruktury budowanej przez długi czas, jak np. w Szwecji, która produkuje w reaktorach 90 proc. energii, i Francji, która zaspokaja ponad 70 proc. z elektrowni atomowych. A kosztowne gromadzenie i przechowywanie
dwutlenku węgla pod ziemią wydaje się budowaniem bomby ekologicznej dla przyszłych pokoleń.

Klimatem w gospodarkę

Według Bolesława Jankowskiego polityka głębokiej redukcji emisji CO2 jest czysto życzeniowa. Uważa on, że po raz pierwszy w historii decyzje czysto polityczne wpłyną tak głęboko na gospodarkę w skali światowej.

Efektem polityki klimatycznej ma też być ścisła kontrola rozwoju poszczególnych państw na szczeblu międzynarodowym, ponieważ limit emisji CO2 będzie równoznaczny z ograniczeniem nałożonym na całą gospodarkę. Wszystko wskazuje też na to, że państwa Europy Środkowej poniosą największe ciężary walki z klimatem. Będzie to obejmowało ogromne koszty na transformację energetyki, zakup uprawnień do emisji oraz finansowanie rozwoju krajów rozwijających się w ramach składki UE. Wszystko to w państwach, którym nie dano szansy na dogonienie krajów bogatszych. Kiedy pierwsza grupa uboższych państw weszła do struktur europejskich – Grecja, Irlandia, Portugalia i Hiszpania, ich gospodarki znajdowały się w nieporównanie lepszym stanie niż Polski, Czech, Słowacji, Rumunii, Węgier i Bułgarii. Jednak miały 15 lat, podczas których nastąpił gwałtowny wzrost gospodarczy i poprawa ekonomii, a w tym czasie ich emisja CO2 wzrosła o 53 proc. W krajach Europy Środkowej wyniszczonych dekadami uwięzienia w bloku komunistycznym upadł
ciężki przemysł, a emisja gazów cieplarnianych spadła o 32 proc. w stosunku do końca lat 80. Przeprowadzono głębokie reformy i transformację gospodarki, mimo to kraje te pozostają daleko w tyle za „starą” Europą. A jednak zostały nagle zaliczone do najbogatszych krajów świata i teraz będą musiały zapłacić krocie za walkę z klimatem.

Nigdy rzetelnie nie dowiedziono, że wzrost temperatury w ostatnich latach nie jest naturalną fluktuacją klimatyczną wynikającą z jego wewnętrznych mechanizmów. Udowodniono liczne manipulacje wynikami i danymi. Nigdy nie przedstawiono dowodów, że stężenie CO2 w atmosferze ma decydujący wpływ na zmianę klimatu. Nigdy nie udokumentowano, że redukcje emisji tego gazu, zabójcze dla gospodarki, będą miały jakikolwiek wpływ na procesy klimatyczne. Nie dowiedziono nawet w sposób niebudzący wątpliwości, czy temperatura na Ziemi będzie w przyszłości znacząco rosła, czy malała.

Proponowane koszty są zdecydowanie za wysokie, by ponieść je „na wszelki wypadek”. Modernizacja energetyki albo działania mające na celu ochronę środowiska, poszukiwanie nowych źródeł energii i ograniczanie tam, gdzie to możliwe, wpływu gospodarki na ekosystem planety to działania sensowne, które należy podjąć. Jednak najlepszym wyjściem byłoby przyjęcie strategii, którą Bolesław Janowski nazywa „no regret” – oznacza to podjęcie takich działań, których nie będziemy żałowali, gdyby okazało się, że teoria „globalnego ocieplenia” okazała się globalnym oszustwem.

Jarosław Grzędowicz

(Wykorzystano: Zbigniew Jaworowski: „Idzie zimno!”, Polityka.pl; Andrzej Marsz: „Współczesne ocieplenie – oceaniczna kontrola klimatu” Katedra Meteorologii i Oceanografii Nautycznej WN AM w Gdyni; WNP.pl portal gospodarczy)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)