Gilowski: nie było powodu, żeby mnie chronić przed SB
Andrzej Gilowski, mąż byłej wicepremier Zyty
Gilowskiej, zapewnia, że nie było powodu, by chronić go przed
szykanami ze strony SB. Podkreślił, że w latach 1987-88, w których
- według doniesień prasowych - Gilowskiej przypisywana jest
współpraca ze służbami, był na kontrakcie w Związku Radzieckim.
Gilowski odniósł się w ten sposób do opublikowanego w czwartkowej "Trybunie" wywiadu z byłym oficerem SB Witoldem W. prowadzącym TW "Beata". Jak napisała gazeta, Witold W. zarejestrował Gilowską jako "kontakt operacyjny", bez jej wiedzy, kiedy jej mężowi groziło zwolnienie z pracy w WSK Świdnik. Gilowskiego, według W., SB przyłapała na zbieraniu składek na "Solidarność".
Gilowski powiedział, że zbierał pieniądze dla rodzin wyrzuconych z WSK członków "Solidarności", ale sam już wtedy nie pracował w WSK, tylko w biurze projektów w Lublinie. Kolegów moich powyrzucali w stanie wojennym, internowali, ich rodziny musiały z czegoś żyć - powiedział. Było to w pierwszej połowie lat 80.
Przyznaje, że był wtedy wzywany i przesłuchiwany przez SB. Dodał, że nie spotkał się z żadnymi szykanami ani groźbami. Tylko raz byłem przesłuchiwany i właściwie w tym czasie nie było powodu, żeby mnie chronić, bo nikt nie zamierzał mnie zwalniać z pracy w biurze projektów. Jest to wymysł pana W. - powiedział Gilowski.
Byłem zdziwiony, że pani, która mnie przesłuchiwała w SB, wiedziała nawet, jakim hasłem się posługiwaliśmy i jakie kwoty przekazywaliśmy - dodał.
Gilowski powiedział, że w 1985 r. pracował w Warszawie w Energopolu, a później wyjechał na kontrakt do ZSRR. W latach 1987- 88, kiedy - jak mówił "Trybunie" Witold W. - miały powstać raporty, których źródłem informacji była Gilowska, był za granicą. Pięć lat mnie nie było. W latach, w których on (Witold W.) pisze, 1987-89, to mnie nie było w kraju i nie trzeba było mnie chronić. To jest wymysł - zaznaczył.
Prawdopodobnie zapisał żonę gdzieś w pierwszej połowie lat 80., bo się dowiedział, że byłem na SB wzywany. Taki pretekst mógł sobie wymyślić. W każdym razie nie było to w drugiej połowie lat 80. Wtedy nie było potrzeby nikogo chronić, bo już wiadomo, do czego to wszystko zmierzało - dodał Gilowski.
Gilowski zaprzeczył, jakoby on i jego żona wiedzieli, że Witold W. pracuje w kontrwywiadzie. Nie miałem absolutnie pojęcia, że on ściga jakichś szpiegów z Niemiec, czy z Ameryki - zaznaczył.
Według Gilowskiego Witold W., jeżeli rzeczywiście chciał kogoś chronić, to powinien już dawno to ujawnić. Jeżeli chciał chronić kogoś, kto działał uprzednio w "Solidarności", to powinien być dla niego honor. Przyznać się do tego powinien już dawno, nie zasłaniać się tajemnicą służbową - zaznaczył.
Były oficer SB powiedział "Trybunie", że Gilowska nie była świadoma, iż jest jego "kontaktem operacyjnym", nie wiedziała też, że wykorzystuje on informacje z towarzyskich rozmów, jakie z nią przeprowadzał, dotyczących gości zagranicznych na KUL.
Zdaniem Gilowskiego Witold W. powinien też już dawno to ujawnić. Uważam, że powinien to już dawno powiedzieć, jeżeli tak było, i nie byłoby tego całego cyrku. A na tej kanwie nie mogliby inni, którzy chcieli zaszkodzić żonie, tworzyć jakichś mitów - zaznaczył Gilowski.
Witold W. to były funkcjonariusz SB i UOP, mąż przyjaciółki Gilowskiej ze Świdnika - Urszuli, do której po odwołaniu z funkcji b. wicepremier dramatycznie apelowała. Urszula, czy ty Boga w sercu nie masz, przecież twój mąż najwyraźniej mnie wrobił w jakąś gigantyczną historię, tak przynajmniej twierdzą faceci od służb. Jeśli nawet nie jest winny, to musi coś wiedzieć- mówiła wtedy Gilowska.
Jak podała środowa "Rzeczpospolita", Witold W. już w 2004 roku, podczas dochodzenia prowadzonego przez poprzedniego rzecznika interesu publicznego Bogusława Nizieńskiego, powiedział, że to nie Gilowska była jego agentką o pseudonimie Beata, a cała sprawa to mistyfikacja. Zastępca obecnego rzecznika Jerzy Rodzik, który sformułował wniosek lustracyjny w sprawie Gilowskiej, o aktach sprawy i treści wniosku mówić nie chciał, nie chciał też komentować doniesień "Rz".
Gdańska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie domniemanego szantażu lustracyjnego Zyty Gilowskiej, Witold W. ma być przesłuchany w najbliższych dniach. W czwartek zeznawał zastępca Rzecznika Interesu Publicznego Jerzy Rodzik oraz jego dwaj współpracownicy.
W środę Sąd II instancji wszczął proces lustracyjny Zyty Gilowskiej.