Szymczyk zabiera głos po zarzutach
Gen. Jarosław Szymczyk, który w poniedziałek usłyszał dwa zarzuty, został zapytany o to, czemu nie składał wyjaśnień w prokuraturze. Jak przekazał, "naraziłby się w ten sposób na odpowiedzialność karną". W rozmowie z Radiem Eska podał również, że nie wiedział, że "musi mieć zezwolenie na wwiezienie prezentu".
30.09.2024 | aktual.: 30.09.2024 22:01
Byłemu komendantowi głównemu policji gen. Jarosławowi Szymczykowi w poniedziałek ogłoszono dwa zarzuty w związku ze zdarzeniem z grudnia 2022 r., kiedy w jego biurze doszło do eksplozji.
- Pierwszy dotyczy posiadania bez koncesji broni przenośnej, przeciwpancernej w postaci granatnika RGW-90, który został uzyskany na terenie Ukrainy i który został przewieziony przez granicę Rzeczypospolitej bez zgłoszenia odpowiednim służbom celno-skarbowym na przejściu granicznym w Dorohusku - przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Piotr Antoni Skiba.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Drugi ogłoszony zarzut dotyczy "nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia wielkich rozmiarów w postaci budynku KGP, w związku z odbezpieczeniem zabezpieczeń granatnika".
- Pan generał stwierdził, że nie rozumie tych zarzutów, odmówił ustosunkowania się do nich, jak również zażądał do przesłuchania zgody właściwego ministra MSWiA - podał prok. Skiba.
"Absolutnie nie miałem świadomości"
Jarosław Szymczyk w rozmowie z Radiem Eska przekazał, czemu nie składał wyjaśnień w prokuraturze. Jak mówił, "całość materiału dowodowego to rzeczy objęte tajemnicą zarówno państwową, jak i służbową". - Zapytałem panią prokurator, czy uzyskała postanowienie ministra spraw wewnętrznych i administracji zwalniające mnie z zachowania obowiązku tych dwóch tajemnic. Pani prokurator takiego postanowienia nie uzyskała, więc siłą rzeczy składając wyjaśnienia w tej sprawie naraziłbym się na odpowiedzialność karną - przekazał rozgłośni Szymczyk.
Generał przekazał też, że nie wiedział o dokumentach umożliwiających mu wwiezienie prezentu. - Absolutnie nie miałem świadomości, że muszę mieć jakiekolwiek zezwolenie na wwiezienie prezentu, który miał być atrapą, a właściwie zużytym, nieistotnym elementem broni - mówił.
Jak poinformował Jarosław Szymczyk, "wie on o wielu innych osobach, które tego typu prezentu otrzymały i żadna z tych osób nie informowała go o tym, że uzyskiwała jakiś rodzaj pozwolenia na posiadanie czy przewożenie tego typu prezentów".
Czytaj również: