Polska"Gen sprzeciwu" znowu w akcji. Koronasceptycy myślą, że tak unikną wykrycia COVID-19

"Gen sprzeciwu" znowu w akcji. Koronasceptycy myślą, że tak unikną wykrycia COVID-19

Dla uniknięcia pozytywnego wyniku testu na COVID-19 osoby zaprzeczające istnieniu epidemii gotowe są wstrzykiwać sobie w nos i gardło płyn Lugola lub wodę utlenioną. Lekarze ostrzegają przed takimi praktykami, jednoznacznie określając je jako niebezpieczne. Można sobie poparzyć śluzówkę, a wyniku badania na obecność wirusa i tak się nie zmieni. To zresztą tylko jeden ze sposobów na obchodzenie systemu.

Przez Polskę przetacza się czwarta fala epidemii COVID-19, ale część osób unika testów. Na fot. przyjęcie  pacjentki do szpitala tymczasowego w Lublinie
Przez Polskę przetacza się czwarta fala epidemii COVID-19, ale część osób unika testów. Na fot. przyjęcie pacjentki do szpitala tymczasowego w Lublinie
Źródło zdjęć: © East News | Iwona Burdzanowska, Polska Press
Tomasz Molga

Słynny już "gen sprzeciwu" u Polaków, który opisał wiceminister zdrowia Waldemar Kraska, zniechęcił rząd do wprowadzenia obostrzeń chroniących przez IV falą epidemii. Teraz ten sam gen objawił się w innym zjawisku. Koronasceptycy niewierzący w istnienie pandemii nie chcą poddawać się testom na COVID-19.

Na forum sympatyków Jerzego Zięby padają porady, że w celu uniknięcia pozytywnego wyniku testu należy m.in. "przemyć nos od środka płynem Lugola" czy "przepłukać usta i czyścić nos wodą utlenioną".

To odpowiedzi na post pani Jadwigi, która napisała: "Proszę o pomoc. Jestem przeziębiona, dostałam skierowanie na test. Jakieś porady, aby wyszedł negatywny?"

Nie zmywajcie wirusa wodą utlenioną

- To są kompletne kretynizmy. Wlewanie wody utlenionej do nosa może spowodować uszkodzenie, poparzenie śluzówki. Także płyn Lugola nie zatrzyma infekcji wirusowej. Unikając testu, osoba chora pozbawia się możliwości leczenia na wczesnym etapie choroby. To niebezpieczne, bo może taka osoba później trafić do szpitala w znacznie gorszym stanie - komentuje dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej.

Podkreśla, że z własnej praktyki zna przypadki unikania testów na SARS-CoV-2. Zazwyczaj pacjenci obawiają się uruchomienia procedur inspekcji sanitarnej, czyli nakazu izolacji osoby zakażonej oraz kwarantanny dla pozostałych domowników i znajomych.

- Wiele osób wykazuje się niezrozumieniem celu kwarantanny. To szansa na przerwanie łańcucha zakażeń. Inaczej epidemia trwa dłużej i może zachorować więcej osób - dodaje ekspert.

IV fala epidemii COVID-19. Część osób unika robienia testów
IV fala epidemii COVID-19. Część osób unika robienia testów © Facebook.com | wp.pl

Przypomnijmy, że kwarantanna trwa 10 dni, licząc od dnia narażenia na zakażenie - czyli styczności z osobą chorą na COVID-19.

Kilkoro lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, potwierdza, że powróciło zjawisko znane z poprzednich fal epidemii. Część pacjentów odmawia testów. - Na poradę, że należy wykonać test, odpowiadają, że absolutnie się nie zgadzają. Po czym taki obrażony pacjent wychodzi z gabinetu, trzaskając drzwiami. Takim osobom zaznaczam kwarantannę, informując sanepid - zwierza się lekarz rodzinny z woj. lubelskiego.

Inny rozmówca dodaje, że dyrekcja jednej ze szkół poradziła nauczycielce, aby nie robiła testu, " bo jak wyjdzie pozytywnie, to będziemy musieli zamknąć szkołę".

Jednak według dr. Grzesiowskiego dolegliwość kwarantanny, którą objętych jest już 738 tys. Polaków, można zmniejszyć. - Można zastąpić kwarantannę częstym testowaniem. Należałoby rozważyć utworzenie sieci centrów testowania. Osoby w trudnej sytuacji zawodowej, rodzinnej, które nie mogą sobie pozwolić na pozostanie w domu, mogłyby codziennie rano robić sobie test i w miarę normalnie funkcjonować - tłumaczy ekspert.

Szara strefa testów. Tego nie ma w statystykach

Według jednego z warszawskich aptekarzy w trakcie IV fali epidemii powstała już zresztą szara strefa testów na COVID-19, których wyniki umykają oficjalnym danym o epidemii.

- W ciągu kilku dni sprzedałem 80 testów. Z rozmów z kupującymi wynikało, że członkowie ich rodzin mieli objawy COVID-19, ale za nic nie dadzą się zaprowadzić do lekarza czy szpitala. Skoro to się dzieje w mojej niewielkiej aptece, to skala zjawiska może być duża - mówi kierownik apteki z Warszawy.

Dodaje, że tacy pacjenci próbują przechorować w domu. Motywem jest chęć oszczędzenia rodzinie uciążliwej kwarantanny lub strach przed samotnością w szpitalu covidowym.

Tacy chorzy sporo ryzykują. Według dr. Grażyny Cholewińskiej, konsultant wojewódzkiej w dziedzinie chorób zakaźnych, większość pacjentów, którzy ciężko przechodzą COVID-19, zbyt późno trafia do szpitali. Problem dotyczy szczególnie osób niezaszczepionych na Mazowszu. Tacy pacjenci przy pogorszeniu stanu zdrowia w ponad 80 proc. trafiają pod respiratory.

W piątek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 26,7 tys. przypadkach oficjalnie potwierdzonych zakażeń. Ostatniej doby w związku z COVID-19 zmarło 421 osób.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Jerzy ZiębaantyszczepionkowcyCovid-19
Wybrane dla Ciebie
Węgierska pokusa PiS [OPINIA]
Tomasz P. Terlikowski
Komentarze (2439)