"Gen. Skrzypczak miał już dosyć nieudolności"
Zostały przekroczone granice znoszenia z pokorą nieudolności zarządzania, tego paraliżu decyzyjnego, za który ludzie płacą życiem. Słowa generała Skrzypczaka to wyraz oburzenia i zniecierpliwienia. To dowód głębokiej determinacji człowieka, który nie płacze, nie narzeka, ale który już nie wytrzymuje tego, w jakich warunkach mu przyszło dowodzić – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską poseł PiS Zbigniew Wassermann, były koordynator służb specjalnych. Przedstawiciele wszystkich klubów - poza PiS - krytykują generała za jego wypowiedź. Posłowie PO wystąpią z wnioskiem o zwołanie sejmowej Komisji Obrony Narodowej i wezwanie na jej posiedzenie gen. Skrzypczaka.
17.08.2009 | aktual.: 01.02.2011 16:13
WP: Joanna Stanisławska: Dowódca Wojsk Lądowych, gen. broni Waldemar Skrzypczak w wywiadzie dla "Dziennika" powiedział, że gdyby polscy żołnierze w Afganistanie mieli niezbędny sprzęt, można by było uniknąć tragedii sprzed tygodnia. Czy zgadza się pan z tą opinią?
Zbigniew Wassermann:- Tak, bo ta opinia wskazuje na problemy, o których sam od dawna mówiłem. O bezpieczeństwie kontyngentu w Afganistanie decyduje nie ilość żołnierzy, którzy są na misji, ale ich wyszkolenie, wyposażenie i sprawne dowodzenie. Dziś wiemy, że zarówno sprzęt do poruszania się na ziemi, czyli m.in. rosomaki, nie był najwyższej jakości i żołnierze własnym pomysłem musieli nadrabiać to, czego nie zapewniono im od producenta. Wiemy też, że samoloty i śmigłowce, które zakupiono, nie sprawdzają się w warunkach bojowych w Afganistanie oraz, że są źle uzbrojone. Jest również kwestia sygnalizatorów satelitarnych tzw. chipów. Gdyby każdy żołnierz był w nie wyposażony, nie byłoby żadnego problemu z identyfikacją miejsca, gdzie się znajduje. W kwestii wyszkolenia również można wskazać znaczące braki. Okazuje się na przykład, że polscy piloci nie mają uprawnień do latania w nocy. A przecież, na Boga, tam jest wojna, tam nikt nie wybiera pory dnia czy nocy, kiedy toczy się akcja, kiedy istnieje
zagrożenie dla życia ludzkiego!
WP: Wojsko dotknęły cięcia budżetowe w wysokości 5 mld złotych, co musiało się odbić na zakupach i na wyszkoleniu.
- To prawda, ja wiem, że jest kryzys, zdaję sobie sprawę, że trzeba szukać oszczędności, ale zapłatą za to nie może być życie ludzkie. Wysłanie polskich żołnierzy do Afganistanu to nie tylko kwestia woli politycznej i liczby żołnierzy, ale przede wszystkim ilości i odpowiedniej jakości sprzętu, który zapewni im bezpieczeństwo w starciach z talibami. A zagrożenie ze strony talibów nie jest małe.
WP: Co pana zdaniem doprowadziło do śmierci kpt. Daniela Ambrozińskiego? Czy tej tragedii można było uniknąć?
- Odnoszę wrażenie, że podstawowy, powtarzający się błąd polskiego dowództwa jest taki, że reakcja następuje dopiero po tragicznym wydarzeniu. Zasadnicze pytanie powinno być takie, co działo się przed feralną akcją, jak ją zaplanowano, czy wzięto pod uwagę możliwość ostrej potyczki ze znacznymi siłami talibów, które zwiążą polski patrol na dłuższy czas i czy zarezerwowano na ten okres wsparcie. Tymczasem okazuje się, że tego nie zrobiono. Tutaj należałoby upatrywać przyczyn, dla których do tego wypadku doszło. Oczywiście trzeba powiedzieć, że nasi żołnierze działają w warunkach wojny, a to taki teatr działań, w którym należy brać pod uwagę także śmierć żołnierza, ale obowiązkiem ministra obrony narodowej, rządu, jak i dowództwa jest zapewnić żołnierzom maksymalnie bezpieczne warunki działania. To nie oni mają myśleć o zabezpieczeniu, tylko ich przełożeni. Na tym polega dramat sytuacji.
WP: Ministerstwo Obrony Narodowej ma plany wysłania o Afganistanu strategicznego odwodu, czyli 200 wojskowych. Czy to dobra decyzja?
- To jest krok czysto propagandowy. Dosłanie kolejnych dwustu żołnierzy mija się z celem.
WP: W wzbudzającej tyle kontrowersji rozmowie gen. Skrzypczak ujawnia szczegóły beznadziejnych potyczek z wojskową biurokracją. Czy odnosi pan wrażenie, że procesy decyzyjne w armii są nadmiernie zbiurokratyzowane?
- Oczywiście, że tak. To są ciągnące się miesiącami przetargi, bardzo sformalizowane procedury, które jednak wcale nie zabezpieczają jakości i odpowiedniej ilości sprzętu. Ta nadmierna biurokratyzacja to igranie z ludzkim losem. W Afganistanie toczy się wojna, decyzje dotyczące misji powinny być podejmowane błyskawicznie i maksymalnie szybko realizowane, przy uwzględnieniu uwag osób, które są na miejscu. One doskonale widzą, jaki sprzęt się sprawdza w tamtych warunkach, a nie ludzie, którzy tylko przebierają w ofertach reklamowych i nigdy na oczy nie widzieli pola bitwy. Decyzje powinny być dostosowywane do rozwoju sytuacji w Afganistanie, a nie do leniwego procedowania za biurkami.
WP: O czym świadczą te gorzkie słowa, które padły z usta tak wysokiego rangą oficera?
- Te słowa generała to wyraz oburzenia i zniecierpliwienia, puściły mu nerwy. Moim zdaniem świadczą one o tym, że zostały przekroczone granice znoszenia z pokorą nieudolności zarządzania, tego paraliżu decyzyjnego, za który ludzie płacą życiem. Nie dziwię się, że generał w takiej formie zaryzykował swoją ocenę. To dowód głębokiej determinacji człowieka, który nie płacze, nie narzeka, ale który już nie wytrzymuje tego, w jakich warunkach mu przyszło dowodzić. Nie ulega wątpliwości, że te słowa są adresowane do tych, w rękach których pozostają kwestie polityczne, bo to oni muszą ponosić odpowiedzialność
WP: Minister ds. przeciwdziałania korupcji Julia Pitera stwierdziła, że gen. Skrzypczak wykorzystuje śmierć żołnierza.
- To bardzo przewrotna argumentacja, która moim zdaniem tylko odwraca uwagę od istoty problemu. A gen. Skrzypczak śmierci żołnierza nie wykorzystuje, a raczej nie chce dopuścić do tego, by misja pociągała za sobą więcej ofiar.
WP: Czy w tych okolicznościach minister Klich powinien się podać do dymisji?
- Gdyby jego działania przyszło mi oceniać w warunkach normalnych, to tak. Jednak w momencie, kiedy zdemolowano mu budżet, uważam, że należałoby się przyjrzeć uważnie temu, co zrobił z resztą środków, czy dobrze je wykorzystał. Mimo okrojenia, budżet MON-u jest bardzo duży, powstaje więc pytanie czy rzeczywiście środki idą w miejsca, w których są najbardziej potrzebne. Minister Klich nie miał komfortu działania, najistotniejsze decyzje podejmowali tutaj premier i minister finansów, jednak nikt nie zdejmie odpowiedzialności z ministra obrony za to, co złego dzieje się w armii.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska