Polska"Gen nielojalności" ministra Waszczykowskiego

"Gen nielojalności" ministra Waszczykowskiego

Szef MSZ Witold Waszczykowski wygłaszał w Sejmie swoje najważniejsze expose, podczas którego mówił, jak będzie wyglądała polityka zagraniczna Polski w najbliższych latach. A jak wyglądała kręta droga ministra do najważniejszego stanowiska w polskiej dyplomacji, jak wspominają go jego współpracownicy i dlaczego jeden z rozmówców WP mówi o "genie nielojalności" Waszczykowskiego?

"Gen nielojalności" ministra Waszczykowskiego
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Michałowski
Cezary Łazarewicz

W sierpniu 2008 roku wiceminister MSZ Witold Waszczykowski udzielił sensacyjnego wywiadu tygodnikowi "Newsweek", w którym oskarżył premiera swojego rządu Donalda Tuska i szefa dyplomacji Radka Sikorskiego o działanie na szkodę Polski. Mówił wtedy, że z zawiści nie chcieli podpisać wynegocjowanego porozumienia z USA o budowie tarczy rakietowej, gwarantującej Polsce bezpieczeństwo. Twierdził, że sprzeciw wynikał z tego, by ten sukces nie został przypisany politycznemu konkurentowi - prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu.

- Nie do przyjęcia (jest dla nich) taki projekt, który w opinii publicznej może zostać odebrany jako dzieło prezydenta - mówił "Newsweekowi".

Opublikowana rozmowa wywołała w Polsce burzę, uznano ją za skrajną nielojalność Waszczykowskiego wobec rządu, którego był częścią. Jego wypowiedzi stawiały w szczególnie trudnej sytuacji ministra Sikorskiego, który rok wcześniej przekonywał premiera o bezwarunkowej lojalności i merytorycznej wiedzy swojego zastępcy, którą może wykorzystać nowy rząd.

Witold Waszczykowski był bowiem jedynym ministrem ekipy PiS, który płynnie przeszedł z gabinetu Jarosława Kaczyńskiego do rządu Donalda Tuska. Jego głównym zadaniem było kontynuowanie negocjacji z Amerykanami. Latem 2008 roku zaczął narastać konflikt między ministrem a jego zastępcą. Sikorski zarzucał Waszczykowskiemu brak lojalności wobec rządu, przekroczenie uprawnień i zbyt bliską współpracę z Kaczyńskim. Zamierzał swojego zastępcę odwołać ze stanowiska i odesłać na jakąś prowincjonalną placówkę dyplomatyczną. O rychłej dymisji ministra pisała wtedy m.in. "Rzeczpospolita", informując, że szef MSZ na miejsce zesłania wybrał dla Waszczykowskiego Egipt.

Wówczas następuje kontratak. Wywiad w "Newsweeku" ukazuje się na dwa dni przed kolejną turą rozmów polsko-amerykańskich. Waszczykowski ujawnia w rozmowie nie tylko kulisy negocjacji, ale zdradza też polskie stanowisko, osłabiając bardzo mocno pozycję przetargową. Urzędnicy MSZ są w szoku. - Ten wywiad przejdzie do historii dyplomacji, bo pokazuje, w jaki sposób pracownik ministerstwa nie powinien się wypowiadać - mówi w rozmowie z WP dyplomata X, który współpracuje z obecnym szefem MSZ od lat 90.

W jednej chwili z dyplomatycznego outsidera Waszczykowski staje się głównym rozgrywającym, tylko że w innej drużynie. Przechodząc na drugą stronę barykady i wypowiadając wojnę Tuskowi i Sikorskiemu, zostaje natychmiast nieprzejednanym krytykiem rządu i liderem opozycji.

- Właśnie wtedy stał się najpoważniejszym kandydatem na przyszłego szefa polityki zagranicznej nowego rządu PiS - tłumaczy dyplomata X. - Nie mógł tylko przypuszczać, że będzie na to stanowisko czekał aż tak długo - dodaje.

Z solidarnościowego zaciągu

Witold Waszczykowski w Ministerstwie Spraw Zagranicznych pojawił się na początku lat 90., gdy trwał proces odświeżania resortu. Odchodzili starzy PRL-owscy dygnitarze, a zastępowali ich młodzi, ściągani z uczelni, wykształceni na Zachodzie. Kimś takim był właśnie 30-letni wówczas Waszczykowski. Był już po stażu stypendialnym w Waszyngtonie i Genewie, specjalizował się w sprawach rozbrojenia. Na pierwszą swoją dyplomatyczną placówkę został wysłany do Wiednia - do Stałego Przedstawicielstwa RP przy Biurze Narodów Zjednoczonych.

Waszczykowski podlegał wtedy Jerzemu Nowakowi, który swoją karierę zaczynał jeszcze w latach 60. "Zrobił na mnie wrażenie człowieka zdolnego, wykształconego, dobrego mówcy" - opisywał go Nowak w swoich wspomnieniach "Dyplomata na salonach i w politycznej kuchni".

Po powrocie do Warszawy, Waszczykowski trafił pod skrzydła Andrzeja Towpika, zostając jego zastępcą w Departamencie Instytucji Europejskich MSZ. - Oskarżył go zaraz, że jest człowiekiem PRL i zbytnio koncentruje się na relacjach z ONZ i KBWE, a zaniedbuje współpracę z NATO, która powinna być dla nas priorytetem - mówi dyplomata X. - Tak rozpoczął z nim wojnę, trwającą przez wiele lat. Ten gen nielojalności będzie potem jego znakiem firmowym - dodaje.

"Zaczął robić karierę, stawiając między innymi na zwalczanie kolegów z poprzedniego systemu, także tych, którzy pomogli mu w pierwszych krokach w ministerstwie. Chodziło o walkę polityczną i pozyskanie zasług w oczach przyszłego kierownictwa ministerstwa" - pisze o początkach kariery Waszczykowskiego Nowak.

W tym czasie Waszczykowski należy do niewielkiej, ale bardzo wpływowej, grupy młodych dyplomatów, którzy zwalczają w resorcie tzw. „komunistyczne złogi” - urzędników, którzy karierę międzynarodową zaczynali w okresie PRL. Młodzi domagają się dekomunizacji i wyrzucenia ich z resortu.

"Chwilami odnosiłem wrażenie, jakby budowali kombatancką legendę i dążyli do utworzenia czegoś w rodzaju nowej resortowej arystokracji" - pisze Nowak.

W zamrażarce

Zwalczany przez Waszczykowskiego dyrektor Towpik w latach 90. był głównym negocjatorem przystąpienia Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jesienią 1997 roku zostaje wysłany do Brukseli, jako pierwszy polski przedstawiciel przy NATO. Wtedy władzę w kraju po SLD przejmuje AWS, akcje Waszczykowskiego idą w górę i wkrótce dołącza do Towpika jako jego zastępca. W ten sposób rozpoczyna się kolejny etap personalnej wojny między nimi.

Waszczykowski zarzucił dyplomacie PRL-owskie korzenie i brak wiarygodności w kontaktach z NATO. Tymi przemyśleniami podzielił się z amerykańskimi partnerami w Brukseli. Wybuchł skandal, bo Amerykanie o tej nielojalności informują kanałami dyplomatycznymi Warszawę. Proszą w poufnym piśmie o interwencję ówczesnego szefa MSZ Bronisława Geremka.

- Geremek był wściekły, chciał go ukarać, ale były naciski z AWS, by Waszczykowskiego nie wyrzucał ze służby dyplomatycznej - opowiada dyplomata X.

Ostatecznie, Waszczykowski zostaje odwołany z brukselskiej placówki i w 1999 roku trafia do ambasady w Teheranie. - To z jednej strony awans, bo w Iranie mianowano go ambasadorem. Ale też zesłanie, bo został odcięty od najważniejszych spraw związanych z bezpieczeństwem i NATO - tłumaczy rozmówca WP.

Trzy lata później, znów w atmosferze skandalu, Waszczykowski zostaje odwołany z Teheranu przez Włodzimierza Cimoszewicza, szefa MSZ w rządzie SLD-PSL. Krajowa prasa pisze wówczas, że Waszczykowski skłócił się z zespołem ambasady i nadużył swojego mandatu, oferując w imieniu RP swoje pośrednictwo w kontaktach z USA. W MSZ krążą pogłoski, że zarzut jest znacznie poważniejszy, a ambasador miał dopuścić się ujawnienia informacji o polskich dyplomatach, pracujących pod przykrywką. W związku z tym rezydent polskiego wywiadu wystąpił o odebranie ambasadorowi dostępu do tajemnicy państwowej, bez którego nie mógł kontynuować swej misji.

Po powrocie z Teheranu Waszczykowski trafił do „dyplomatycznej zamrażarki”. Wyglądało na to, że kariera młodego jeszcze dyplomaty załamała się i dobiega końca. Wciąż był wprawdzie w służbie, ale bez szans na awans. Cimoszewicz odesłał go na marginalne stanowisko na zapleczu MSZ.

- Żył wtedy w poczuciu krzywdy wyrządzonej mu nie tylko przez PRL, ale też przez postkomunę, czyli Geremka i Cimoszewicza. Oskarżał ich, że promowali w dyplomacji ludzi PRL, zamiast pozbyć się ich raz na zawsze - opowiada dyplomata X.

Powrót

Światełko nadziei zapaliło się dla Waszczykowskiego w 2005 roku. Wybory parlamentarne wygrało Prawo i Sprawiedliwość i antykomunistyczna retoryka stała się ważna.

Waszczykowski miał opinię kompetentnego eksperta od spraw międzynarodowego bezpieczeństwa, z bardzo szerokimi kontaktami w USA, ale także osoby, którą przez lata gnębiła dyplomatyczna postkomuna. Został wiceministrem w rządzie Marcinkiewicza, trochę dlatego, że PiS-owi brakowało własnych kadr dyplomatycznych, a trochę ponieważ był protegowanym wpływowego wówczas szefa MON - Radka Sikorskiego.

W MSZ Waszczykowski był specjalistą od bezpieczeństwa i reszty świata, czyli krajów egzotycznych - z dalekiej Azji i Oceanii. - Na biurku trzymał suszone robale, którymi częstował współpracowników - wspomina Paweł Kowal, ówczesny wiceminister w MSZ. - Dla mnie był starszym kolegą, do którego zawsze można było przyjść po radę, jak rozwiązać problem, jak napisać depeszę dyplomatyczną, z kim nawiązać kontakt - dodaje.

Waszczykowski z szefową resortu Anną Fotygą miał trudne relacje. Nie przepadali za sobą. On za jej plecami opowiadał, że jest marnym ministrem i na niczym się nie zna, a ona była wobec niego nieufna i odmawiała mu prawa podpisywania oficjalnych dokumentów w imieniu MSZ. Byli jednak skazani na siebie, bo priorytetem rządu PiS były dobre relacje z Amerykanami, a za to odpowiadał Waszczykowski.

Polska miała stać się najważniejszym partnerem USA w tej części Europy, a celem dyplomatycznych zabiegów było uzyskanie mocnych gwarancji bezpieczeństwa. Od nowego wiceministra oczekiwano, że przekona administrację Georga Busha do budowy w Polsce infrastruktury tarczy antyrakietowej i w ten sposób związać nas na stałe z polityką obronną USA. To było jego najważniejsze zadanie.

Prawo i Sprawiedliwość doznało porażki w 2007 roku, ale wiceminister Waszczykowski pozostał na swoim stanowisku w rządzie Tuska.

- To nic nadzwyczajnego. Mnie też Sikorski proponował wtedy pozostanie. W moim wypadku było to niemożliwe, bo byłem posłem opozycji, a Witek miał status eksperta niezwiązanego z partią - mówi Paweł Kowal.

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zapewnił nowy gabinet o lojalności zastępcy, który miał kontynuować swoją amerykańską misję.

- Wiem, że przestrzegano wtedy Sikorskiego przed Waszczykowskim, ale minister stwierdził, że dobrze go zna, ufa mu i ceni jego fachowość. I srodze się zawiódł - mówi dyplomata X.

W stronę PiS

Po dymisji Waszczykowskiego Sikorski nie zostawiał na swoim dawnym zastępcy suchej nitki. Nazywał go największym swoim błędem kadrowym, zarzucał skandaliczną nielojalność, przekroczenie instrukcji negocjacyjnej. Kpił, że w trakcie pertraktacji z Amerykanami pomyliła mu się strona, której ma służyć.

Poseł Waszczykowski nie pozostawał dłużny. Nazywał szefa MSZ najgorzej wykształconym ministrem na tym stanowisku w historii III RP, a jego działania - największą klęską. Nazywał Sikorskiego snobem i bufonem. - Nawet warszawski korpus dyplomatyczny go nie lubi - opowiadał dziennikarzom.

Latem 2008 roku wiceministra usunięto z MSZ, ale kariera Waszczykowskiego wcale się nie załamała. Prezydent Lech Kaczyński mianował go natychmiast szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Funkcję tę sprawuje aż do lipca 2010, gdy w pałacu prezydenckim zjawia się nowy gospodarz - Bronisław Komorowski. Formalnie Waszczykowski jest urlopowany z MSZ, oddelegowany do pracy w BBN, ale wrócić do resortu nie może, bo nie zgadza się na to minister Sikorski. Pod pretekstem braku certyfikatu bezpieczeństwa, upoważniającego do dostępu do tajemnic państwowych, MSZ odmawia przyjęcia Waszczykowskiego do pracy.

Pozostaje mu partyjna kariera. Do PiS zbliża się małymi krokami. Paweł Kowal uważa, że kluczowe dla tej przemiany były trzy momenty: negocjacje z USA w sprawie tarczy antyrakietowej i zła wola, o którą Waszczykowski podejrzewał rząd Tuska; katastrofa smoleńska i zabójstwo Marka Rosiaka w łódzkim biurze PiS.

Jesienią 2010 roku Waszczykowski z poparciem PiS startuje w samorządowych wyborach na prezydenta Łodzi, ale ponosi klęskę. Rok później dostaje wysokie miejsce na łódzkiej liście PiS i zostaje wybrany posłem.

W parlamencie był niezwykle wyrazisty, stał się najważniejszym opozycyjnym krytykiem polityki zagranicznej rządu Tuska. Mówił o wzmocnieniu naszej pozycji w Unii Europejskiej, budowaniu Europy ojczyzn, regionalnej solidarności z Grupą Wyszehradzką i państwami bałtyckimi. I wciąż atakował Sikorskiego. Krytykował uległość wobec Berlina, zbyt łagodne traktowanie Moskwy, lekceważenie państw regionu i coraz gorsze relacje z USA.

Waszczykowski to najbardziej proamerykański polityk od wielu lat. Jest zwolennikiem rozmieszczenia w Polsce infrastruktury NATO-wskiej i zacieśniania współpracy z Waszyngtonem, bo - jak mówił - to jedyny sojusznik gotów nas wesprzeć militarnie.

- Słusznie uważa, że Ameryka jest jedynym mocarstwem, z którym sojusz może zapewnić nam bezpieczeństwo i do czasu wykształcenia nowych mechanizmów, kwestionowanie tego nie działa w interesie Polski - mówi poseł Przemysław Czarnecki, wiceprzewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych z PiS.

Gdy w październiku ub.r. PiS wygrał wybory parlamentarne, partia miała dwóch poważnych kandydatów na stanowisko szefa MSZ: Witolda Waszczykowskiego i Kazimierza Michała Ujazdowskiego.

Zdaniem Czarneckiego, o zwycięstwie Waszczykowskiego zdecydowała znajomość resortu i obycie dyplomatyczne. - Zna dyplomatów, ma wiedzę o aparacie dyplomatycznym, placówkach i niczego nie musi poznawać, bo wszystko o MSZ wie - mówi poseł. - I korzysta z tego środowiskowego zaplecza. Dlatego kierownictwo ministerstwa, oprócz Jana Dziedziczaka, składa się z kadry dyplomatycznej - dodaje.

Dwa tygodnie temu, podczas posiedzenia sejmowej komisji spraw zagranicznych, minister Waszczykowski przedstawił główne założenia polskiej polityki zagranicznej na najbliższe lata.

- Unormowanie stosunków z Rosją, dobre relacje z sąsiadami i polityka wobec Niemiec, która będzie oparta na wzajemnym poszanowaniu partnerów, ale także powrót do koncepcji Lecha Kaczyńskiego, czyli budowy silnego regionu Międzymorza - wymienia je poseł Czarnecki.

Na razie z tych zapowiedzi niewiele wynika, bo zamiast zajmować się kreowaniem własnej wizji polityki zagranicznej, minister musi jeździć po Europie i gasić wizerunkowe pożary.

- Rozmawiałem niedawno z Litwinami, którzy są przerażeni tym, co dzieje się w Polsce - mówi dyplomata związany z ekipą ministra Sikorskiego. - Jesteśmy dla nich gwarantem bezpieczeństwa, które zależy od mocnej pozycji Polski w strukturach Unii, a ona słabnie z każdym dniem, bo dotychczasowa polityka została zakwestionowana. Maleje nasze znaczenie w Europie i psują się dobre relacje z Niemcami - dodaje.

W najbliższy piątek, podczas sejmowego expose, minister Witold Waszczykowski ujawni, jak zamierza odbudować mocną pozycję Polski w Europie, jakie będą priorytety polityki zagranicznej nowego rządu i jakie państwo będzie naszym strategicznym partnerem. Poseł Czarnecki jest optymistą. - Im trudniejsze zadanie przed nim, tym Witold Waszczykowski lepiej wypada - zapewnia.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (309)