PolskaGen. Jaruzelski: "Solidarność" nie była hufcem aniołów

Gen. Jaruzelski: "Solidarność" nie była hufcem aniołów

Gen. Wojciech Jaruzelski nie przyznał się przed Sądem Okręgowym w Warszawie do zarzutów stawianych mu przez pion śledczy IPN za stan wojenny. Jestem niewinny. Stan wojenny był złem, ale złem koniecznym. Ocalił Polskę przed wielowymiarową katastrofą - powiedział sędziom 84-letni Jaruzelski, zaczynając składanie wyjaśnień, które liczą ponad 200 stron.

Gen. Jaruzelski: "Solidarność" nie była hufcem aniołów
Źródło zdjęć: © PAP

02.10.2008 | aktual.: 02.10.2008 15:07

Sąd zebrał się, by wysłuchać wyjaśnień oskarżonych w procesie siedmiu autorów stanu wojennego z 1981 r. Pierwszym jest 84-letni gen. Wojciech Jaruzelski, ówczesny I sekretarz PZPR, premier PRL i szef MON, a także szef tzw. Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Generał wygłasza swoje wyjaśnienia trzymając w ręku gruby plik kartek.

Jaruzelski przywołał wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który nazwał go zdrajcą, domagając się dlań "najwyższej kary". Zdaniem generała "akt oskarżenia współbrzmi ze słowami Kaczyńskiego". Generał nawiązał też do słów Lecha Kaczyńskiego - prezydent stwierdził że cieszy się, iż dożył postawienia zarzutów autorom stanu wojennego. Też się cieszę razem z panem prezydentem, bo ufam, że sprawę obiektywnie rozpatrzy niezawisły sąd - mówił Jaruzelski.

"Stan wojenny był mniejszym złem"

Jaruzelski podkreślił, że stan wojenny był "mniejszym i koniecznym złem", który "uratował Polskę przed wielowymiarową katastrofą, która groziła realnie i niechybnie". Decyzja władz - zdaniem generała - pozwoliła "dojść do punktu, w którym przemiany mogły zrealizować się nie jako konfrontacyjne burzenie, ale jako pokojowy demontaż".

Działałem w stanie wyższej konieczności - podkreślił gen. Jaruzelski. Dodał, że wiele razy przepraszał za ofiary stanu wojennego i przyjmował za niego odpowiedzialność, ale nie w sensie winy w myśl aktu oskarżenia.

'"Solidarność" w ostatecznym rozrachunku zwyciężyła"

Podzielam doniosłą rolę "Solidarności" i Lecha Wałęsy, ale w 1981 roku nie była ona "10-milionowym hufcem aniołów" - mówił gen. Jaruzelski.

Podkreślił, że w warunkach gorbaczowowskiej koniunktury pod koniec lat 80. "Solidarność" była "czołową siłą sprawczą demokratycznych przemian". Dodał zarazem, że pod koniec 1981 r. kraj "znalazł się na krawędzi przepaści", za co obciąża się tylko ówczesną władzę. Dominuje czarno-biała ocena - zaznaczył.

Zdaniem generała "Solidarność" miała "dalekosiężną, historyczną rację, która w ostatecznym rachunku zwyciężyła".

Jaruzelski podkreślił, że w stanie wojennym "wojsko nigdy nie użyło broni" i że dziś staje on w obronie jego dobrego imienia. Zaprzeczył, by stan wojenny spowodował ok. 100 ofiar śmiertelnych, bo "nie ma do tego podstaw". Zarazem powiedział, że każda śmierć jest tragedią. Podkreślił, że do dziś większość społeczeństwa uważa wprowadzenie stanu wojennego za uzasadnione.

Nie pozuję na uciśnioną niewinność - mówił Jaruzelski. Zarzucił pionowi śledczemu IPN, że zdezawuował ustalenia sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, która w latach 90. uznała, że wprowadzając stan wojenny, działał w stanie wyższej konieczności.

Dodał, że materiały zebrane przez komisję były o wiele bardziej obszerne od aktu oskarżenia, który pomija wiele dowodów oraz nie bierze pod uwagę działań "Solidarności" z 1981 r. Chodzi mi o szersze spojrzenie, o obraz pogłębiony i obiektywny - dodał. Podkreślił, że chciałby "by historia nie dzieliła Polaków".

Zwracając uwagę na słowa prokuratora IPN, że zarzuty przedawnią się w 2020 r., Jaruzelski powiedział, iż "nie wie, kto z nas doczeka końca tego procesu". Dodał, że "optymistyczną perspektywę", którą rysuje prokurator, on sam odbiera żartobliwie.

Gen. Wojciech Jaruzelski zaprzecza, by już od powstania "Solidarności" w 1980 roku władze z premedytacją planowały jej likwidację - jak głosi akt oskarżenia IPN za stan wojenny.

Jaruzelski powiedział, że planowanie działań na wypadek stanów nadzwyczajnych to obowiązek każdej władzy.

To świadczy o poczuciu odpowiedzialności, by uniknąć chaosu i konfrontacji, która mogłaby się zakończyć krwawo - dodał oskarżony. Powołał się na wypowiedzi opozycjonistów z PRL, że gdyby stan wojenny nie był tak precyzyjnie zaplanowany, to doszłoby do krwawych walk.

Jaruzelski zwrócił uwagę, że dekrety Rady Państwa z 12 grudnia 1981 r. o stanie wojennym zatwierdził potem Sejm PRL. Pytał, czy może być przestępstwem czyn, który potem zaakceptował Sejm. "Czy IPN nie czyni wszystkich posłów głosujących za zatwierdzeniem stanu wojennego odpowiedzialnymi za zaakceptowanie zbrodni komunistycznej?" - ironizował.

Jaruzelski dodał, że wprowadzenie stanu wojennego nie przesądzało samo w sobie o likwidacji "Solidarności". "Ile byłoby tych latarń i tych rąk?"

Wiele miejsca oskarżony poświęcił okrągłemu stołowi z 1989 r. Przywołał słowa Ludwika Dorna z 2005 r.: "komuniści całowaliby nas po rękach za to, że nie wiesza się ich na latarniach". Ile byłoby tych latarń i tych rąk? - spytał retorycznie.

Na rozprawie, podobnie jak na poprzedniej, nie ma generała Czesława Kiszczaka - w 1981 roku szefa MSW. Sąd zdecydował się prowadzić rozprawę pod nieobecność Kiszczaka, a jego nieobecność uznał za nieusprawiedliwioną. Kiszczak przysłał do sądu pismo, w którym wyjaśniał, że w dniu rozprawy umówił się na badania lekarskie. Nie przedstawił jednak żadnych zaświadczeń lekarskich.

Przed tygodniem próba wysłuchania wyjaśnień nie udała się - sąd musiał odroczyć proces z powodu nieobecności chorej adwokatki jednego z oskarżonych.

12 września ruszył proces siedmiu osób, w tym Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka i Stanisława Kani. Nie przeszkodziła temu nieobecność Kiszczaka, którą sąd uznał za nieusprawiedliwioną.

Jaruzelski jest oskarżony o kierowanie związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw - za co grozi do 10 lat więzienia. Drugi zarzut to podżeganie Rady Państwa do przekroczenia uprawnień przez uchwalenie dekretów o stanie wojennym wbrew ówczesnej konstytucji.

W 2006 r., gdy IPN stawiał Jaruzelskiemu zarzuty, odrzucał je i mówił, że liczy, iż niezawisły sąd będzie potrafił ocenić bolesną prawdę. Zapewniał wiele razy, że zależy mu na szybkim procesie. Od dawna powtarza, że stan wojenny był ocaleniem kraju przed katastrofą.

W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN w Katowicach skierował akt oskarżenia wobec 9 osób - członków władz PRL, członków utworzonej w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. WRON oraz Rady Państwa PRL (która formalnie wprowadziła stan wojenny i wydała odpowiednie dekrety). Główni oskarżeni to Jaruzelski, 82-letni gen. Kiszczak - członek WRON i ówczesny szef MSW oraz 80-letni Kania, były już wtedy I sekretarz KC PZPR.

Postawione im zarzuty - które przedawnią się w 2020 r. - dotyczące kierowania i udziału w związku przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw oraz przekroczenia uprawnień. Podsądni odrzucają zarzuty. Twierdzą, że nie popełnili przestępstwa, bo działali w stanie tzw. wyższej konieczności wobec groźby sowieckiej interwencji.

W grudniu 1981 r. nie było groźby takiej interwencji, a państwa Układu Warszawskiego uznały, że sprawa leży w wyłącznej gestii władz PRL - mówił prok. IPN Piotr Piątek przed sądem.

Wyznaczenie terminu procesu stało się możliwe po tym, jak w czerwcu Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił decyzję sądu okręgowego, który w maju na wniosek obrony zwrócił sprawę IPN dla uzupełnienia istotnych braków śledztwa.

Stan wojenny miał zdławić NSZZ "Solidarność" i zapewnić utrzymanie władzy przez partię komunistyczną. Jego autorzy uzasadniali to niebezpieczeństwem - ich zdaniem - przejęcia władzy przez "Solidarność". Stan wojenny miał być "mniejszym złem" wobec rzekomej groźby interwencji wojsk radzieckich. Historycy odrzucają dziś tę tezę, uważając, że dla PZPR stan wojenny nie był alternatywą dla interwencji.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)