Polska"Gazeta Polska": Solorz donosił SB

"Gazeta Polska": Solorz donosił SB

Właściciel i twórca Polsatu Zygmunt Solorz minął się z prawdą, twierdząc, że nie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa – wynika z raportów oficerów SB. "Gazeta Polska" dotarła to teczki Solorza. Według zawartych tam informacji, w latach 1983–1985 był on przeszkolonym agentem peerelowskiego wywiadu. Jak wynika z notatki esbeka, Solorz doniósł na osoby związane z "Solidarnością", przemycające do Polski farbę drukarską. Jednym z powodów zaprzestania współpracy SB z przyszłym właścicielem Polsatu było zainteresowanie nim niemieckiej policji i związana z tym groźba dekonspiracji.

12.04.2007 | aktual.: 12.04.2007 15:42

23 lipca 1983 r. porucznik Eugeniusz Gurba odnotował, że 15 lipca Zygmunt Solorz-Krok podał mu "informację o przewiezieniu do Polski farby drukarskiej". Przewiózł ją "Piotrowski z Jeleniej Góry". Gurba napisał, że pozyskał od Solorza następujące informacje: "Piotrowski jako członek GOPR ma paszport wielokrotny. W pierwszych dniach lipca br. był w Monachium i żona Kroka (Ilona Solorz) dała mu do przewiezienia do Polski 2 kg farby samochodowej koloru brown metalik z przeznaczeniem na malowanie w Polsce jego własnego samochodu marki Honda. Farbę (jakoby samochodową) dał również Piotrowskiemu niejaki Olczak, uciekinier, mieszkający do dnia dzisiejszego w obozie pod Monachium, związany z działaczami b. "Solidarności" w RFN, z prośbą dostarczenia do jego ojca w Warszawie. W Warszawie u Olczaka (ojca) Piotrowski dowiedział się, że była tam również farba drukarska, której pomimo kontroli na granicy nie ujawniono".

Solorz stwierdził, że nie potrafi ustalić, czy Piotrowski przewiózł farbę drukarską świadomie. Bezpieka zaleciła mu "ustalić adres Olczaka w Warszawie".

Media podawały dotąd szczątkowe informacje o współpracy Solorza z SB. W listopadzie 2006 r. informację na temat jego przeszłości podała "Misja specjalna" w TVP. W programie poinformowano, że Solorz był współpracownikiem wywiadu, którego chciano wykorzystać do rozpracowywania środowiska polskiej opozycji w Niemczech. O agenturalnej działalności Solorza pisał też "Nasz Dziennik".

Według gazety Solorz współpracował z SB, a potem z WSI. Współpracę podjął z wyrachowania, gdyż przyniosła mu ona duże profity. Zygmunt Solorz zdecydowanie zaprzeczył tym informacjom, pozwał obie redakcje do sądu. Zażądał też, by zakazać "nieprawdziwych i niesprawiedliwych informacji na jego temat".

W wydanym 17 listopada oświadczeniu właściciel Polsatu twierdził, że zobowiązanie do współpracy podpisał, ale zrobił to pod wpływem szantażu: "Mimo kilku prób nacisku ze strony SB współpracy z nią nie podjąłem. Nie przekazałem żadnego raportu, ani innych informacji oczekiwanych przez SB. Nikogo nie zadenuncjowałem, nikomu nie wyrządziłem żadnej krzywdy".

Józef Birka, jeden z najbliższych współpracowników Solorza, stwierdził, że sugestie, jakoby Solorz zrobił karierę w biznesie dzięki służbom specjalnym, są krzywdzące. Jednak z informacji zawartych w aktach Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że właściciel Polsatu był przeszkolonym agentem, w pierwszym okresie współpracy uznawanym przez SB za wartościowe źródło informacji. Współpraca z SB pomogła mu w przynoszącej duże zyski działalności gospodarczej.

Od lewych paszportów do wywiadu

Zygmunt Krok (pierwsze nazwisko Solorza) urodził się 4 sierpnia 1956 r. w Radomiu. Od 1977 r. przebywał za granicą. Podczas wakacji w Rumunii otrzymał tzw. paszport blankietowy z adnotacją "do wszystkich krajów świata". Wykorzystał okazję i wyjechał do Austrii. Tam trafił na trzy miesiące do aresztu, bo policja podejrzewała go o kradzież w supermarkecie.

Jak tłumaczył esbekowi przyszły właściciel Polsatu, był w sklepie z osobą, o której wiedział, że zamierza dokonać kradzieży, jednak nie brał w niej udziału. Po trzech miesiącach został wypuszczony. Przedostał się przez "zieloną granicę" do Niemiec, gdzie zgłosił kradzież dokumentów. Wystawiono mu wówczas zaświadczenie na fałszywe nazwisko Piotr Podgórski.

Udało mu się uzyskać azyl polityczny. Zachowane akta Solorza w IPN, opatrzone nazwą "Karta kieszeniowa 'Jacket' nr 9468, sprawa o kryptonimie 'Zeg'", liczą 88 stron. Wynika z nich, że Służba Bezpieczeństwa zainteresowała się Krokiem (Solorzem) na początku 1983 r.

Krok prowadził wówczas firmę, zajmującą się przewozem paczek z RFN do Polski. Dzięki temu miał kontakty ze środowiskiem bawarskiej Polonii, przede wszystkim z Polską Misją Katolicką w Monachium, co dla SB stanowiło dużą wartość.

Pierwszym funkcjonariuszem, który prowadził z nim rozmowy, był porucznik Eugeniusz Gurba. Jak wynika z jego raportów, Zygmunt Krok zdawał sobie sprawę, że SB będzie chciała w jakiś go sposób wykorzystać, jednak, jak pisze Gurba w raporcie, "nie zniechęca go to do dalszych z nami kontaktów".

W rozmowie z Gurbą Krok przyznał, że zamierza po raz kolejny zmienić nazwisko, tym razem na Solorz (tak nazywała się jego żona), nie chce jednak pozbywać się dokumentów wystawionych na nazwisko Piotr Podgórski, gdyż ułatwi mu to prowadzenie interesów. Funkcjonariusz ostrzegł go, żeby nie nosił ze sobą dokumentów wystawionych na dwa różne nazwiska, gdyż może to oznaczać dla niego nieprzyjemności: "Krok zapewnił mnie, że jest ostrożny, i że nigdy nie nosi przy sobie dwóch dokumentów".

Z dokumentów nie wynika, by Solorz miał jakiekolwiek opory przed podpisaniem zgody na współpracę z SB. Bezpośrednią przyczyną jej podjęcia była chęć uzyskania pozwolenia na działalność gospodarczą. "Zaproponowałem usankcjonowanie naszych dotychczasowych kontaktów w formie jego pisemnego zobowiązania o współpracy z moją instytucją. Krok przystał na moją propozycję i własnoręcznie napisał takie zobowiązanie" – odnotował 23 lipca 1983 r. esbek.

15 lipca Krok (używający już wówczas trzeciego nazwiska Solorz) sporządził zobowiązanie do współpracy: "Ja Zygmunt Solorz-Krok, zobowiązuję się zachować w tajemnicy fakt współpracy z oficerem SB. Zobowiązuję się wykonywać ustalone ze mną polecenia. Będą one podpisywane 'Zegarek'".

16 września 1983 r. odbyło się spotkanie, w którym uczestniczyli Gurba, Solorz i dwóch oficerów wydziału XI Departamentu I (wydział XI odpowiadał za rozpracowanie polskiej emigracji) – Zbigniew Poławski i Eugeniusz Fulczyński. Rozmowa miała charakter sondażowy – chodziło o ocenę przydatności Solorza jako ewentualnego agenta. Kandydat został oceniony jako potencjalne wartościowe źródło informacji.

Przeszkolony agent "Zeg"

Solorz został zwerbowany 18 października 1983 r. Otrzymał pseudonim "Zeg", jego oficerem prowadzącym został Zbigniew Poławski. Podczas rozmowy ustalono formy współpracy. "Zeg" miał dostarczać funkcjonariuszom informacje dotyczące Polskiej Misji Katolickiej w Monachium i jej szefa, księdza Jerzego Galińskiego, środowiska Radia Wolna Europa oraz o bawarskim komitecie "Solidarności".

"'Zeg' oświadczył, iż obawia się by nasze oceny jego możliwości nie były zbyt wygórowane. Wyjaśniono mu w związku z tym, że także dane fragmentaryczne przedstawiają dla nas pewną wartość" – czytamy w raporcie z dokonanego werbunku.

Solorz przeszedł też szkolenie w następujących dziedzinach: niektóre metody pracy wrogiego KW (kontrwywiadu), konspiracji współpracy, realizacji zadań, docierania do interesujących źródeł informacji. "Ewentualne dalsze szkolenie 'Zega' będzie postępowało sukcesywnie do rozwoju współpracy i związania agenta" – czytamy.

Podczas rozmowy uzgodniono też legendę współpracy: "Agent posiada w Warszawie biuro – magazyn swej monachijskiej firmy transportowej. Jego znajomość z oficerem wynika z faktu towarzyszenia oficera znajomej [pis. oryg.], która odbierała paczki od krewnych z RFN". "Legendowane" nazwisko oficera prowadzącego brzmiało Zbigniew Wojciechowski. Zachowały się raporty z czterech spotkań Solorza z oficerami prowadzącymi go już jako agenta. Pierwsze z nich odbyło się 30 XII 1983 r. "Zeg" przekazał Poławskiemu informacje na temat księdza Stanisława Ludwiczaka (kapelana polskiej sekcji RWE), Polskiej Misji Katolickiej w Monachium i jej szefa, księdza Jerzego Galińskiego, oraz o działalności bawarskiego komitetu "Solidarności".

Jak pisze Poławski, "odnotowano dalszą pozytywną ewolucję postawy agenta. Akceptuje (...) przydzielone mu zadania, wykazuje również niekiedy własną inicjatywę (próba wejścia w kontakt z ks. Ludwiczakiem)".

Zachowały się kolejne dwa raporty ze spotkania Poławskiego z Solorzem, pierwszy z 20 stycznia 1984 r. i drugi, z 3 czerwca 1984 r. Podczas tego spotkania "Zeg" przekazał oficerowi prowadzącemu informacje na temat ks. Galińskiego i jednego z pracowników RWE. Kolejny zachowany raport dotyczy spotkania z 9 listopada 1984 r. Zmienił się oficer prowadzący, z "Zegiem" rozmawiali Gurba i inspektor wydziału XI Andrzej Przedpełski.

W raporcie czytamy, że "zanotowano pewien regres w działalności agenta". Regres związany był z tym, że Solorz zmienił branżę – zaczął zajmować się samochodami, w związku z czym stracił kontakt z osobami z Misji Katolickiej i RWE. W czerwcu 1985 r. zakończono współpracę z "Zegiem". Jednym z powodów było to, że Solorzem zainteresowała się zachodnioniemiecka policja, która przeszukała jego mieszkanie. Groziło to zdekonspirowaniem agenta.

Kariera dzięki współpracy

Z zawartością teczki Solorza zapoznał się historyk IPN Grzegorz Majchrzak. Twierdzi on, że na podstawie dokumentów należy uznać za bezsporny fakt współpracy Solorza z SB, jednak należy się zastanowić nad jego rzeczywistą przydatnością dla służby. – Bez wątpienia Solorz był określany jako "potencjalne wartościowe źródło informacji" – mówi Majchrzak. – Jednak chyba w rzeczywistości Solorzowi bardziej chodziło o możliwość robienia interesów niż o rzeczywistą współpracę.

Problem z ustaleniem rzeczywistej przydatności "Zega" spowodowany jest tym, że nie zachowały się żadne jego pisemne donosy, a w raportach są tylko lakoniczne wzmianki o pozyskanych wartościowych informacjach.

Z raportów wynika, że w pierwszym okresie działalności "Zeg" nie tylko chętnie współpracował, ale też wykazywał własną inicjatywę (np. w sprawie ks. Ludwiczaka). Działalność agenturalna była mu pomocna w prowadzeniu firmy: "Podczas rozmowy przedstawiono 'Zegowi' nasze stanowisko w kwestii jego przyjazdów do Polski i prowadzenia w naszym kraju działalności handlowej. Będziemy skłonni akceptować to w przyszłości w zamian za jego pomoc naszej Służbie" – czytamy w raporcie z rozmowy werbunkowej.

Za współpracę "Zeg" nie pobierał wynagrodzenia. W jednym z raportów można przeczytać, że SB nie planuje wynagrodzenia pieniężnego agenta; "można mu co najwyżej wręczyć upominek, np. butelkę alkoholu".

Próbowaliśmy skontaktować się z Zygmuntem Solorzem, okazało się to jednak niemożliwe. W biurze prasowym Telewizji Polsat poinformowano nas, że prezes jest na urlopie. Gdy zadzwoniliśmy po tygodniu, poinformowano nas tylko, że prezesa nie ma i nie możemy z nim porozmawiać.

Przemysław Harczuk

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)