"Gazeta Polska" manipuluje danymi. Strach ma budować poparcie dla Kaczyńskiego

"Gazeta Polska" straszy chorobami przynoszonymi przez uchodźców. Powołuje się na raport niemieckiego instytutu, który rzekomo przynosi zatrważające wnioski. Sprawdziliśmy, co naprawdę z niego wynika.

"Gazeta Polska" manipuluje danymi. Strach ma budować poparcie dla Kaczyńskiego
Źródło zdjęć: © WP.PL
Jarosław Kociszewski

26.07.2017 | aktual.: 26.07.2017 14:51

Okładka "Gazety Polskiej" budzi straszne skojarzenia z rasistowskimi ilustracjami z początku ubiegłego wieku. Brzydkie, złowrogo wyglądające twarze "obcych". Chorzy lub martwi ludzie na łóżkach. Do tego znak graniczy Unii Europejskiej, błyskawice i tytuły, które w sposób oczywisty mają wywołać emocje. Skojarzenia z propagandą mrocznych reżimów początku ubiegłego wieku nasuwają się same.

Zaraz na wstępie Grzegorz Wierzchołowski podkreśla, że Jarosław Kaczyński już w przeszłości przestrzegał przed chorobami przynoszonymi przez uchodźców, za co był krytykowany "na liberalnych salonach". Następnie autor przedstawia garść danych z najnowszego, rocznego raportu niemieckiego Instytutu Roberta Kocha (RKI), odpowiednika polskiego sanepidu. Dokument liczy 240 stron, a jak wiadomo, z pomocą statystyki można udowodnić wszystko.

Obraz
© WP.PL

Zapalenie wątroby, HIV i inne okropności

Jednym z przykładów podawanych przez "GaPol" jest zapalenie wątroby typu B. Według niemieckich danych w 2016 r. odnotowano 3006 przypadków, a dwa lata wcześniej zaledwie 755. Autorzy raportu podkreślają, że wzrost liczby zachorowań "może" wynikać z migracji, jednakże liczby te "mogą" także wynikać z poprawy systemu raportowania przez służbę zdrowia. Informacja jest więc nieco mniej jednoznaczna, niż przedstawia to prawicowy tygodnik.

Inne, przerażające informacje umieszczone w kontekście także zaczynają wyglądać nieco inaczej. Z gazety dowiadujemy się, że imigranci odpowiedzialni są aż za 40 proc. nowych przypadków HIV/AIDS wykrytych w Niemczech od 2015 r." To też dane z Biuletynu RKI nr 38/2016. Ale statystyka jest bronią obosieczną. Biuletyn RKI nr 29/2017, a więc najnowszy, przedstawia bieżącą sytuację w Saksonii. Wynika z niego, że odsetek nosicieli HIV wśród azylantów (0,3 proc.) jest znacząco niższy niż w całej, dorosłej populacji (0,8 proc.). Co więcej, najwięcej HIV przynoszą uchodźcy z Europy Wschodniej (0,8 proc.), a nie Syryjczycy (0,04 proc.)

Demagogia jest bronią obosieczną

Demagogia nie polega na kłamstwie, tylko na manipulacji informacjami prawdziwymi. "Gazeta Polska" cytuje niemieckiego lekarza wskazującego na choroby, które niemal zniknęły z kraju, a obecnie powracają. Przykładem jest świerzb roznoszony przez wszy. Liczba przypadków w latach 2013 – 2016 wzrosła niemal 30-stokrotnie. Tu pojawia się sugestia, że chorobę przynoszą uchodźcy podróżujący w jednym ubraniu.

Na pewno wielu z nich jest narażonych na wszawicę. Jednak można użyć innego, demagogicznego argumentu za zamknięciem niemieckich granic przed cudzoziemcami. Od lat mówi się o zagrożeniu epidemią wszawicy w Polsce. Liczba preparatów przeciwko pasożytom sprzedawanych w polskich aptekach liczona jest w setkach tysięcy rocznie. Jednak sugestia, że zarażone pasożytami polskie przedszkolaki przenoszą śmiertelną chorobę zostałaby uznana za oburzającą i obraźliwą – i słusznie.

Problem jest, ale nie w Polsce

Oczywiste jest, że wśród setek tysięcy migrantów są ludzie chorzy. To uciekinierzy przed wojnami, biedą, niedożywieniem. Ludzie osłabieni. Są wśród nich też złodzieje, sklepikarze, przestępcy, artyści i lekarze oraz ludzie o psychice złamanej przez tortury. To samo w sobie nie świadczy o niczym.

Prawdą jest także, że Niemcy miały ogromny problem z wielką falą przybyszów przekraczających granice w 2015 r. Służby bezpieczeństwa ostrzegały, że nie poradzą sobie z tak wielką rzeszą migrantów. Wpływ na wszelkie statystyki, te groźne, ale i te pozytywne, ma sama liczba migrantów.

Polsce jednak nie grozi wielka fala migracji. Nie jesteśmy krajem docelowym ani dla uchodźców, ani dla imigrantów zarobkowych, a wywołujący tyle kontrowersji mechanizm relokacji uchodźców z Włoch i Grecji mówi o 7 tys. ludzi. Dziwi więc kategoryczne stwierdzenie Grzegorza Wierzchołowskiego, że skoro Niemcy sobie nie poradzili, to Polacy też nie daliby sobie rady. Z milionem oczywiście, że nie, ale przy niewielkiej liczbie ludzi każdego można zbadać i sprawdzić zarówno pod względem bezpieczeństwa, jak i zdrowia.

Strach w służbie polityki

"GaPol" ma rację twierdząc, że Europa powinna studiować niemieckie dane i wyciągać wnioski. Tak, UE i wszystkie kraje członkowskie, także Polska, muszą się uczyć, aby nie powtarzać błędów. Każdy kraj może przy tym samodzielnie kształtować politykę imigracyjną.

O ile prawo międzynarodowe nakłada obowiązek udzielania pomocy uchodźcom, to Polska może zamykać granice przed pewnymi grupami imigrantów, a przed innymi otwierać – w zależności od potrzeb i politycznych decyzji. W artykule "Gazety Polskiej" nie chodzi jednak o to, aby jak najlepiej i najskuteczniej pomagać potrzebującym przy równoczesnym zadbaniu o interes kraju. Tekst jedynie podsyca lęk przed zagrożeniem, które w kontekście Polski jest po prostu nierealne, a prowadzenie gry politycznej w oparciu o strach i uprzedzenia nigdy dobrze się nie kończy.

chorobyniemcyimigracja
Zobacz także
Komentarze (347)