"Gazeta Polska": Krymscy gangsterzy Władimira Putina. Jak Rosja "nie kierowała" opanowaniem półwyspu
Gdy rankiem 28 lutego 2014 r. ponad 100 rosyjskich komandosów zajmowało lotnisko w Symferopolu, a inna grupa przysłanych z Rosji żołnierzy opanowywała port lotniczy w Sewastopolu, sytuacja na Krymie była już całkowicie pod kontrolą Moskwy.
Już 23 lutego nacjonalistyczny gang motocyklowy Nocne Wilki stworzył w Sewastopolu agresywne bojówki oraz alternatywną, lojalną wobec Kremla administrację, a następnego dnia w tym samym mieście Kozacy kubańscy zawiesili na ratuszu flagę Federacji Rosyjskiej i powołali proputinowską milicję. Paramilitarne oddziały kozackie zablokowały też 24 lutego budynek władz w stołecznym Symferopolu. Dzień przed inwazją Rosji urząd premiera w Autonomicznej Republice Krymu objął zaś nielegalnie były żołnierz rosyjskiej mafii.
"Goblin" nowym premierem Krymu
Siergiej Aksionow został wybrany na urząd premiera 27 lutego, czyli dzień przed rosyjską inwazją na Półwysep Krymski. Głosowanie w sprawie wyboru Aksionowa odbyło się w otoczeniu kilkudziesięciu zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn. Asysta ta była niezbędna, bo partia, z której wywodzi się Aksionow - Rosyjska Jedność, zdobyła w ostatnich wyborach do krymskiego parlamentu zaledwie 4 proc. głosów (3 na 100 mandatów).
Kim byli terroryści, którzy zajęli parlament i umożliwili wybór Aksionowa? Do dziś nie ujawnili oni swojej tożsamości, ale świadkowie twierdzili, że byli to Rosjanie pochodzący z Krymu. Niewykluczone więc, że mieliśmy do czynienia z atakiem ludzi samego Siergieja Aksionowa. Według rosyjskiej i ukraińskiej prasy ten lokalny magnat był bowiem w latach 90. żołnierzem krwawej krymskiej mafii Salem, której nazwa wzięła się od lokalu "Salem Cafe" znajdującego się w centrum Symferopola. W "Salem Cafe" spotykali się mafiozi, którzy swoją przestępczą działalność koncentrowali przede wszystkim na przejmowaniu za bezcen państwowych nieruchomości i resortów wypoczynkowych. Jednym z gangsterów, który wykonywał rozkazy hersztów Salem (większość z nich zginęła w kryminalnych porachunkach), miał być właśnie Aksionow, noszący wówczas pseudonim "Goblin". Głównym konkurentem jego kolegów była grupa Baszmaki ("buty"), nazywana tak od dowodzących nią braci Baszmakowów.
Wyniszczająca walka między tymi dwoma gangami (tylko w jednym miesiącu 1991 r. śmierć poniosło 30 bandytów z obu stron) sprawiła, że do dziś o Krymie mówi się jako o ukraińskiej Sycylii. Według książki o mafii na Ukrainie, autorstwa Jamesa O. Finckenauera i Jennifer L. Schrock, aż 20 proc. zbrodni popełnianych przez ukraińskich gangsterów ma miejsce właśnie na Krymie (na którym mieszka niecałe 4 proc. ukraińskiej populacji).
Aksionow – jak twierdzi Andrij Senczenko, prawnik i członek ukraińskiego parlamentu – był żołnierzem Salemu do połowy lat 90. Gdy w 1995 r. około 40 żołnierzy krymskiego syndykatu zbrodni zalegalizowało swój majątek i wkroczyło do lokalnej polityki, nie było jeszcze wśród nich przyszłego premiera Krymu (miał on wówczas zaledwie 23 lata). Ale Aksionow przeszedł do biznesu (co ciekawe, został też prezesem krymskiej organizacji zapaśniczej), budując pozycję lokalnego oligarchy. Gdy w 2008 r. postanowił spróbować szczęścia w polityce, od razu zajął ważne miejsce w środowisku proputinowskich Rosjan krymskich.
W 2010 r. przestępczą przeszłość Aksionowa ujawnił wiceprzewodniczący krymskiego parlamentu Michaił Bacharew. Aksionow wytoczył mu proces i wygrał, ale sąd drugiej instancji unieważnił ten wyrok.
Nocne Wilki Putina
Jeżeli ktoś wątpi, że zasoby krymskiej mafii wystarczyłyby do sterroryzowania parlamentu Krymu, warto przytoczyć, co o działalności domniemanych kolegów po fachu Aksionowa pisali w swojej książce wspomniani Finckenauer i Schrock. Otóż w 1999 r. podczas nalotu ukraińskiej policji na krymski gang w Teodozji, kontrolujący w tym mieście niemal wszystkie banki i sklepy, skonfiskowano... wojskowy helikopter. Bronią handlowało na ogromną skalę (i handluje do dziś) co najmniej kilkanaście innych krymskich grup przestępczych.
Ale przed rosyjską inwazją kontrolę nad Krymem zdobywali dla Władimira Putina nie tylko dawni mafiozi. Zdaniem reporterów amerykańskiego tygodnika "Time" – 28 lutego 2014 r., w dniu agresji na Ukrainę, jedyną rosyjską siłą na półwyspie otwarcie przyznającą się do związków z Kremlem były Nocne Wilki. Ten skrajnie nacjonalistyczny motocyklowy gang – jak pisze "Time" – jest "jednym z najważniejszych elementów miękkiego oddziaływania (soft power) Rosji na Europę Wschodnią. Rajdy i wiece Nocnych Wilków w takich krajach, jak Ukraina, Estonia, Serbia, Rumunia oraz Bośnia służą promocji panslawizmu i rosyjskiego patriotyzmu w byłych sowieckich strefach wpływu. W ich rajdach uczestniczy często Władimir Putin [...]". Warto tu dodać, że w 2013 r. z powodu bliskich związków Putina z Nocnymi Wilkami nazwisko rosyjskiego przywódcy znalazło się na liście... członków grup przestępczych, przygotowanej przez Narodowe Biuro Śledcze Finlandii.
To właśnie Nocne Wilki utworzyły oddziały rosyjskiej "samoobrony" w Sewastopolu (już 23 lutego) i przyczyniły się do powołania w tym mieście promoskiewskiej administracji. Gdy 27 lutego w Symferopolu wybierano na premiera Siergieja "Goblina" Aksionowa, motocykliści z Nocnych Wilków blokowali pięć głównych dróg prowadzących do stolicy Krymu. Przewodził im Dmitrij Siniczyn, lider krymskiego oddziału Wilków. Jak ujawnił brytyjski "Guardian", Siniczyn kilka razy w roku jeździ na Kreml do Moskwy, a w ostatnich dniach jest regularnym gościem siedziby Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu. Na stronie internetowej Nocnych Wilków można znaleźć m.in. pochwałę działań Berkutu.
28 lutego na Krym przybył Aleksander "Chirurg" Załdostanow, szef Nocnych Wilków. Zapowiada, że jego organizacja będzie walczyć o rosyjskość Krymu. Ten potężnie zbudowany mężczyzna jest bliskim przyjacielem Władimira Putina. W 2012 r., gdy Putin przybył z oficjalną wizytą na Ukrainę, Wiktor Janukowycz musiał czekać w Kijowie aż cztery godziny na rosyjskiego prezydenta. Ten bowiem – nie przejmując się ukraińską głową państwa – poleciał na Krym, aby zobaczyć się z przebywającym tam akurat Załdostanowem. Były minister spraw zagranicznych Ukrainy Wołodymyr Ohryzko nazwał wówczas zachowanie Putina "dyplomatyczną zniewagą".
(...)
Grzegorz Wierzchołowski