Gabon jednak nam zagraża
Wśród wielu oznak tego, że Platforma Obywatelska już wkrótce osiągnie stuprocentowe poparcie społeczne, jest też jedna, która pokazuje, że stratedzy PO zdają sobie sprawę, że sondaże są, łagodnie mówiąc, nieco zbyt optymistyczne. Tą wskazówką jest powszechny wstręt PO do referendów.
I nie chodzi jedynie o referendum w sprawie terminu przyjęcia wspólnej europejskiej waluty. Donald Tusk już wcześniej skrytykował pomysł ewentualnego referendum w sprawie budowy w Polsce elektrowni jądrowej, nie chciał również dać głosu społeczeństwu w sprawie tarczy antyrakietowej. Każda z tych spraw jest ważna dla Polaków, każda jest kontrowersyjna i niosąca wieloletnie konsekwencje. Jeżeli liderzy partii o największym w wolnej Polsce poparciu atakują pomysł głosowania powszechnego kpiną i deklaracjami braku wiary w ludzki rozsądek, oznacza to, że obawiają się, że słabość ich argumentów przełoży się na klęskę przy urnach.
Nie mam zamiaru powtarzać, że pytanie w sprawie przyjęcia euro da się sformułować, a traktat akcesyjny nie zabrania nam takich społecznych konsultacji. Najważniejsze dla mnie jest w tym momencie to, jak walka przeciwko referendum (tudzież referendom) zaczyna zagrażać publicznej debacie. Oto bowiem Magdalena Środa, skądinąd ceniona przeze mnie felietonistka Wirtualnej Polski, pisze na łamach "Gazety Wyborczej": "Wolność słowa, w sprawach fundamentalnych dla państwa, to nie wolność zabierania głosu przez wszystkich, lecz wolność zabierania głosu przez wszystkich tych, którzy znają się na sprawie będącej przedmiotem debaty".
Niestety zdanie to wyklucza sporą część społeczeństwa z debaty a do tego zakłada istnienie jakiejś instancji, która będzie decydowała, kto zna, a kto nie zna się na sprawie. Magdalena Środa dalej w swoim tekście mówi kto na sprawie się nie zna (Kaczyńscy) i – broniąc publicznej debaty – właściwie ją zamyka ciężkim wiekiem neoliberalnej ortodoksji.
Koncepcja Środy niesie ryzyko pewnego intelektualnego apartheidu. Społeczeństwo dzieli się ma na tych, którzy mają wiedzę i potrafią nią manipulować i na tych, którzy wiedzy nie mają i... mogą być manipulowani. Referendum na pewno nie jest łatwym rozwiązaniem. Zmusza do zadania prostego pytania w często skomplikowanych treściach. Niesie ryzyko, że decyzja milionów zapadnie pod wpływem emocji a nie pod wpływem racjonalnych argumentów. Magdalena Środa powinna jednak pamiętać powody, dla których nikt z Polaków nie zapytał o ich stosunek do aborcji. Wtedy również grupa "ekspertów" zadecydowała, że ich wiedza jest wystarczająca, by podjąć decyzję, a lud nie jest w stanie podjąć racjonalnej decyzji.
Nie. Wolność słowa to wciąż wolność zabierania głosu przez wszystkich. To, że w takiej debacie mogą pojawić się głosy nieortodoksyjne czy heretyckie nie jest problemem. Problemem jest stworzenie przestrzeni do tego, by głos heretycki mógł się mierzyć z głosem ortodoksa, pozostawiając obywatelskiemu rozsądkowi decyzję. A jeśli zżymamy się na "obywatelski rozsądek" to zastanówmy się najpierw, czemu przestrzeń do wymiany poglądów zasiedlają deliberacje o Gabonie.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska