"FT": w walce z IS Donald Trump będzie musiał wybrać między Turcją a Kurdami
W walce z Państwem Islamskim (IS) prezydent USA Donald Trump będzie musiał wybierać między Turcją a Kurdami - pisze "Financial Times", wskazując, że wkrótce Waszyngton "będzie musiał zdecydować, kim wyplenić "islamski radykalny terroryzm". Według autora tekstu Davida Gardnera "wiarygodność Ankary w Syrii, poza determinacją powstrzymania Kurdów przed posuwaniem się do przodu, jest niejasna i wątpliwa".
"FT" przypomina, że właśnie toczy się bitwa o odzyskanie Mosulu na północy Iraku, który Państwo Islamskie błyskawicznie przejęło w 2014 r. "Amerykańskie siły specjalne walczą razem z irackimi elitarnymi jednostkami antyterrorystycznymi, a także z kurdyjskimi bojownikami - peszmergami oraz irackimi milicjami szyickimi wspieranymi przez Iran. Teraz problem polega na podjęciu decyzji, jak odbić Ar-Rakkę, bastion IS na północy", uważaną za stolicę samozwańczego kalifatu Państwa Islamskiego na terytorium Iraku i Syrii - wskazuje dziennik.
Oznacza to - jak podkreśla "FT" - konieczność podjęcia decyzji, kto ma to przeprowadzić, "dokonania wyboru między dwoma wrogimi wobec siebie sojusznikami USA: natowskim partnerem - Turcją i zbrojną milicją Kurdów syryjskich - Ludowymi Jednostkami Obrony (YPG)".
Nad wyborem Trumpa wisi nie tylko porażka terytorialna IS w transgranicznym dżihadystowskim kalifacie, ale waży się także przyszłość Kurdów, bezpaństwowego narodu rozproszonego na terenie Syrii i Iraku, Turcji i Iranu - zwraca uwagę londyńska gazeta.
Słowa Trumpa wznieciły nadzieje wśród Kurdów
"FT" przypomina, że "w kampanii wyborczej Trump chwalił siły kurdyjskie za to, że są "najbardziej lojalne wobec USA" oraz, że "udowodniły, iż mają najlepszych bojowników". "To wznieciło nadzieje wśród Kurdów" - podkreśla dziennik. "Iraccy Kurdowie, obdarzeni autonomią i bogactwem ropy naftowej (...) chcą, aby Ameryka w końcu pobłogosławiła ich oddzielenie się od zdominowanego przez szyitów Iraku, z którym - jak wierzą, nigdy nie będą dzielić władzy. Syryjskie jednostki YPG, którym USA zapewniają ochronę z powietrza, chcą lepszej broni i poparcia politycznego dla rządów wewnątrz Syrii" - wskazuje publicysta.
Następnie zwraca uwagę, że sukcesy kurdyjskie w walce z IS rosną równolegle z obawami ze strony Turcji, "zwłaszcza, że zdobycze terytorialne syryjskich Kurdów na całej południowej granicy będą ośmielać tureckich Kurdów, by dążyli do samostanowienia po ich stronie granicy". "Wrogość Ankary zaostrzona jest przez przynależność YPG do Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), z którą Turcja wojuje niemal nieprzerwanie od 1984 roku" - dodaje dziennik.
I zastrzega, że "jednak mimo iż Turcja jest sojusznikiem NATO, jej neokonserwatywno-islamski rząd, zdominowany przez prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, nie ma najsilniejszej pozycji".
"Dążąca do obalenia reżimu Baszara el-Asada w Syrii i odgrywająca główną rolę na dawnych ziemiach osmańskich, ogarniętych zawirowaniami po 2011 roku, Turcja przez pięć lat pozwalała zarówno dżihadystom, jak i syryjskim rebeliantom głównego nurtu na tranzyt oraz na posiadanie baz na swym terytorium. Pomimo szeregu zamachów IS, począwszy od ataku na lotnisku w Stambule po atak na dworzec w Ankarze, Turcja tylko latem ubiegłego roku walczyła z dżihadystami" - wskazuje autor tekstu w "FT". I dodaje, że "okoliczności tego niekoniecznie będą zachęcać prezydenta Trumpa do porzucenia YPG i współpracowania z Turcją przeciwko IS, żeby odbić Rakkę".