Front zamarł. To nie "efekt Trumpa" a wyczerpanie Rosjan
W ciągu ostatnich dwóch tygodni intensywność rosyjskich ataków zmalała. Nie jest to wynik działań Donalda Trumpa, a wyczerpania rosyjskich sił po bardzo intensywnych dwóch miesiącach walk. Ukraińcy z kolei zmienili taktykę działań obronnych.
Już drugi tydzień trwa rosyjska przerwa operacyjna. Ciężkie walki, które trwały od listopada, wyczerpały obydwie strony. Obecnie Rosjanie prowadzą działania zaczepne jedynie w pobliżu Pokrowska, Kurachowego i Czasiw Jaru. Ich intensywność jest jednak znacznie mniejsza niż przed dwoma tygodniami. Rosjanie starają się jedynie utrzymać stały nacisk na pozycjach tam, gdzie pod koniec stycznia poczynili pewne postępy.
Na całym aktywnym froncie, liczącym ok. 50-60 km szerokości, dziennie ma miejsce ok. 100 kontaktów bojowych, z czego ok. 30-40 proc. na kierunku pokrowskim. Tam Rosjanie starają się dotrzeć do granicy obwodu donieckiego. Dla Kremla ten odcinek frontu ma przede wszystkim znaczenie propagandowe. Pod Pokrowskiem najmniej dzieli ich od granicy obwodu donieckiego, a "wyzwolenie" jego całości jest jedną z obietnic Władimira Putina. Obecnie do granicy mają zaledwie 2-3 km.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump i Putin razem 9 maja? Ekspert: To realny scenariusz
Jak się można było spodziewać, Rosjanie uderzyli w ostatnich dniach wzdłuż drogi T0406 i szosy łączącej Sołone z Nowoserhijiwką, aby jak najszybciej dotrzeć do celu. Przy czym dotarcie do granicy między obwodem donieckim a dniepropietrowskim nie ma żadnego znaczenia taktycznego. W żaden sposób nie ułatwi zajęcia Pokrowska, a jedynie da pożywkę kremlowskiej propagandzie.
Na razie jednak atakujący nie posuwają się na zachód. Ukraińcy nie tylko wzmocnili obronę, ale także rozpoczęli przeprowadzanie lokalnych kontrataków, które spowodowały, że agresorzy na północny-wschód od miasta musieli przejść do obrony.
Rosyjskie błędy
Rosjanom w końcu udało się zająć całą Weliką Nowosiłkę, choć Kreml już kilka razy informował o jej zdobyciu. Nie udało im się jednak pójść za ciosem, a ukraińskie oddziały na tym odcinku zachowały zdolności operacyjne. Pododdziały wycofały się za rzekę Mokre Jały. Tym samym rosyjskie zapewnienia i filmiki pokazujące rzekome okrążenie ukraińskich żołnierzy okazały się fikcją.
W dodatku na wschodnim brzegu rzeki pozostały oddziały osłonowe, które nadal prowadzą kontruderzenia powstrzymujące Rosjan przed przekroczeniem rzeki. To może się okazać dość problematyczne jeszcze z jednego względu - brakuje im środków przeprawowych, a dodatkowo - nieoczekiwanie dla tej pory roku - możliwe są roztopy.
Rosjanie jeszcze gorzej radzą sobie z odzyskiwaniem zajętych ziem obwodu kurskiego. Po ciężkich stratach na drugą linię zostały wycofane oddziały północnokoreańskie, które czekają na uzupełnienia. Postępuje także rotacja rosyjskich oddziałów, co postanowili wykorzystać Ukraińcy.
Dużym zaskoczeniem dla Rosjan okazało się ukraińskie uderzenie na południowy-wschód od Sudży. Ukraińcy przeprowadzili tam atak wzmocnioną zmechanizowaną batalionową grupą bojową osłanianą przez czołgi. Udało się im wbić klinem na styku pomiędzy pułkiem spadochronowym i zmechanizowanym i wedrzeć niemal na 8 km wgłąb rosyjskich pozycji. Rosjanom udało się wyhamować i zatrzymać atak dopiero po włączeniu do walki 177. Brygady Piechoty Morskiej Gwardii.
Uderzenie poprawiło nieznacznie sytuację taktyczną Ukraińców we wschodniej części wyłomu, jednak Rosjanie nadal próbują odzyskać utracone ziemie, atakując głównie od północnego zachodu, wzdłuż szosy Rylsk–Koreniewo– Sudża. Rosjanie na pewno będą w najbliższych tygodniach ponownie naciskać, aby odbić Sudżę. Tym razem jednak Putin nie wyznaczył już żadnych "ostatecznych terminów".
Kreml jednak za wszelką cenę będzie próbował odzyskać ziemie. Rzecznik Putina, Dmitrij Pieskow, stwierdził, że "Rosja nigdy nie rozważała i nie będzie rozważać kwestii wymiany swojego terytorium. Oczywiście ukraińskie oddziały zostaną wypędzone z tej ziemi. Ci, którzy nie zostaną zniszczeni, zostaną wypędzeni".
Zmiana taktyki
Mimo że Rosjanie cały czas naciskają na kluczowych odcinkach, to widać jednak znaczną różnicę w prowadzeniu operacji zaczepnych w porównaniu ze styczniowymi walkami. Oddziały szturmowe prowadzą uderzenia na węższym odcinku, z użyciem mniejszych sił i najczęściej bez wsparcia czołgów, a jedynie bojowych wozów piechoty, które służą jako wozy wsparcia ogniowego. Jest to najlepsze świadectwo wyczerpania rezerw ludzi i sprzętu.
Z kolei skala kontrataków prowadzonych przez Ukraińców w ostatnim tygodniu może świadczyć o tym, że Kijów powoli wprowadza jednostki, których formowanie rozpoczęto w zeszłym roku. W ten sposób chcą wykorzystać chwilowe osłabienie Rosjan, aby poprawić swoje pozycje obronne przed wznowieniem działań zaczepnych przez przeciwnika.
Wadą tego typu taktyki jest jednak to, że dość szybko mogą wyczerpać posiadane siły. Kontrataki bowiem z założenia generują większe straty osobowe i sprzętowe niż obrona statyczna. Ukraińskie dowództwo ma tego świadomość i, jak donoszą żołnierze, operacje są precyzyjnie planowane. Ma to o tyle duże znaczenie, że Rosjanie cały czas mają przewagę ilościową, którą wciąż są w stanie zniwelować przewagę jakościową Ukraińców.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski