Front al-Nusra odłącza się od al-Kaidy. Rebranding dżihadystów
• Front an-Nusra ogłosił zerwanie związków z al-Kaidą
• Manewr dżihadystów ma na celu wykreowanie bardziej "umiarkowanego" wizerunku grupy
• Rozłam nie powstrzyma nalotów ze strony USA i Rosji
• Grupa będzie dążyć do ustanowienia osobnego emiratu w Syrii
Nawet w dżhadzie marketing ma wielkie znaczenie. Dawno już odkryli to przywódcy Daesz (arabska nazwa Państwa Islamskiego), którzy niezwykle pieczołowicie przygotowują swoje filmy i inne materiały propagandowe. Teraz znaczenie wizerunku docenili ich najwięksi konkurenci w dziedzinie islamistycznego terroryzmu, czyli al-Kaida. W czwartek 28 czerwca syryjska filia organizacji - Front al-Nusra, ogłosiła przecięcie związków z al-Kaidą i zmieniła swoją nazwę na Front Podboju Lewantu (Dżabhat Fateh asz-Szam). O tym, że ruch ten jest zabiegiem PR-owym, a rozwód z Al-Kaidą bardzo "aksamitny", świadczyły słowa przywódcy al-Kaidy Ajmana az-Zawahirego, wypowiedziane w nagranym przesłaniu radiowym do bojowników w Syrii.
- Więzy islamskiego braterstwa są silniejsze niż jakiekolwiek przestarzałe związki między organizacjami. Te związki muszą zostać poświęcone bez wahania, jeśli zagrażają waszej jedności - powiedział Egipcjanin.
Zdaniem Tomasza Otłowskiego, analityka ds. bezpieczeństwa międyznarodowego i Bliskiego Wschodu, jest to również usankcjonowanie faktycznego stanu relacji między dżihadystami.
- Od pewnego czasu Front an-Nusra podlegał Al-Kaidzie w zasadzie już tylko formalnie. To była najbardziej autonomiczna i politycznie niezależna z odgałęzień AQ na świecie, zapewne przez fakt, że jest najpotężniejsza militarnie, kadrowo i organizacyjnie. W gruncie rzeczy to al-Kaidzie bardziej zależało na trzymaniu przy boku Nusry, a nie odwrotnie - mówi w rozmowie z WP.
Nie oznacza to jednak, że "aksamitny rozwód" nie będzie miał realnych konsekwencji dla sytuacji w Syrii. Jak tłumaczył w oświadczeniu lider grupy Abu Mohamed al-Dżolani, zmiana była podyktowana dwoma względami: troską o jedność sił islamistycznej opozycji w Syrii oraz polepszeniem swojego wizerunku w oczach społeczności międzynarodowej - przez związki z al-Kaidą, Front an-Nusra był klasyfikowany jako organizacja terrorystyczna i zwalczany podobnie jak Daesz.
Wiadomo już, że manewr ten nie zmieni postrzegania w oczach USA. Dyrektor Wywiadu Narodowego USA, gen. Jake Clapper, już kilka godzin później określił rozstanie al-Kaidy z an-Nusrą jako "ruch z dziedziny public relations, który ma wytworzyć wizerunek bycia bardziej umiarkowaną siłą". Wszystko wskazuje na to, że - szczególnie w kontekście toczących się rozmów USA-Rosja - organizacja nie tylko nadal będzie na celowniku sił obu państw, ale ataki na nią zostaną zintensyfikowane. Ale rozwód z Al-Kaidą może mieć duże znaczenie dla innych uczestników konfliktu w Syrii, m.in. dla Kataru, który od dawna zabiegał o zaliczenie grupy do uznawanej przez Zachód syryjskiej opozycji, a przede wszystkim także dla samych grup wchodzących w skład sił opozycyjnych.
An-Nusra walczyła w Syrii u boku rebeliantów przeciwko Asadowi, ale z racji na związki z al-Kaidą nie była akceptowana przez bardziej umiarkowane elementy wśród sił opozycyjnych, które chciały, by jej bojownicy odcięli się od związków z az-Zawahirim. Teraz, gdy postulat ten został spełniony, pełna współpraca jest możliwa - tym bardziej, że mimo dość ograniczonej liczebności, an-Nusra była jedną z najskuteczniejszych i wpływowych sił walczących z Asadem (według ekspertów, pod względem zdolności bojowych jest znacznie silniejsza niż Daesz).
Ale jak mówi Charles Lister, ekspert think-tanku Brookings Institution, paradoksalnie może to zadziałać na niekorzyść rebeliantów. Walcząc razem z Frontem an-Nusra, opozycjoniści mogą bowiem ściągnąć na siebie skierowane przeciw grupie amerykańskie naloty.
- Jakiekolwiek operacje przeciw grupie prawie na pewno pociągną za sobą ofiary po stronie "głównego nurtu" bojowników opozycji. W konsekwencji, misja Waszyngtonu i Moskwy, określona w kategoriach antyterroryzmu, prawdopodobnie powiększy spektrum tych, którzy zostaną zdefiniowani jako "terroryści" - mówi ekspert. Dodaje, że przyczyni się to do skomplikowania sytuacji i uniemożliwi polityczne rozwiązanie kryzysu w Syrii.
Jest tak tym bardziej, że an-Nusra będzie dążyć - i ma do tego odpowiednie środki i wpływ - do zdominowania sił opozycji i zmiany jej kierunku. Tymczasem, jak mówi Tomasz Otłowski, cele nowo nazwanego Frontu Podboju Lewantu są znacznie ambitniejsze niż tylko pozbycie się syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada.
- Liderzy an-Nusry już od jakiegoś czasu przebąkiwali o niezależności i stworzeniu własnego emiratu w Syrii, jednak lider al-Kaidy miał być przeciwko temu planowi. Usamodzielnienie się może otworzyć grupie drogę do zrealizowania planów o emiracie - mówi ekspert. W rezultacie, na terenie Syrii, mogłaby powstać kolejna wersja "Państwa Islamskiego" - co przedłużyłoby syryjską wojnę na kolejne długie lata.