Frekwencja ujawniona czy ukryta?
Państwowa Komisja Wyborcza uważa, że ujawnianie cząstkowej frekwencji w referendum w czasie trwania głosowania może być poczytane za element kampanii wyborczej i jako takie jest niezgodne z prawem - poinformował sekretarz PKW Kazimierz Czaplicki.Tymczasem większość pytanych polityków jest
za ujawnieniem frekwencji wyborczej po pierwszym dniu referendum
europejskiego. Przeciwni są tylko posłowie LPR.
24.04.2003 | aktual.: 24.04.2003 16:49
"Podawanie frekwencji w ciągu pierwszego i drugiego dnia referendum może być poczytane za element kampanii, która jak wiadomo jest zabroniona do zakończenia głosowania" - powiedział w czwartek dziennikarzom Czaplicki.
Dodał, że "jest to wyłącznie opinia PKW, a więc kto będzie chciał tę frekwencję podawać, będzie to czynił na własną odpowiedzialność".
Ale, jak wyjaśnił, np. media podające frekwencję mogą się narazić na doniesienie do prokuratury o złamanie przez nie ciszy wyborczej. "Takie sprawy będą rozpatrywane przez właściwy sąd, który orzeknie, czy był to element kampanii referendalnej czy nie" - zaznaczył.
Czaplicki podkreślił, że sam pomysł, aby PKW oficjalnie podliczyła i podała frekwencję po pierwszym dniu referendum, co proponowali niektórzy politycy, jest "nieporozumieniem".
Zwrócił uwagę, że frekwencja jest to stosunek liczby osób uprawnionych do liczby osób, które wzięły udział w głosowaniu. Dodał, że o tym, kto wziął udział w głosowaniu, decyduje liczba kart ważnych wyjętych z urny. "Skoro lokale i urny mają zostać nienaruszone w czasie przerwy w głosowaniu między pierwszym a drugim dniem referendum, to jak PKW taką liczbę ma podać?" - argumentował.
Tymczasem minister ds. referendum europejskiego Lech Nikolski. W jego ocenie, nie ma przeciwwskazań, by dane dotyczące frekwencji podawać. "Wydaje mi się, że tego typu komunikaty nie przeszkadzałyby przebiegowi referendum" - uważa. Podkreślił, że nie miałoby to nic wspólnego z agitacją.
W opinii Nikolskiego, na pewno takie dane, w sensie technicznym, można by podać pod koniec pierwszego dnia głosowania. Wtedy wiadomo przynajmniej, ile osób pobrało karty do głosowania - powiedział.
Zaznaczył jednak, że byłyby to dane niedokładne, bo frekwencję liczy się nie na podstawie pobranych kart do głosowania, ale licząc ważne karty do głosowania wyjęte z urny. "Nie każdy, kto pobrał kartę, może chcieć ją wrzucić" - wyjaśnił Nikolski.
Również Ryszard Kalisz (SLD) uważa, że nie ma przeszkód, aby PKW podała częściowe wyniki frekwencji. "Wynik wyborów zgodnie z konstytucją zależy od ilości głosów oddanych na tak lub na nie. Konstytucja stanowi, że wynik referendum jest wiążący, jeżeli weźmie w nim udział więcej niż połowa uprawnionych - czyli frekwencja nie jest wynikiem" - podkreślił.
Poseł SLD zaznaczył jednocześnie, że jeśli PKW uważa, że podawanie frekwencji jest niezgodne z prawem - to należy tę decyzję uszanować.