ŚwiatFrancuscy dziennikarze nadal w rękach porywaczy?

Francuscy dziennikarze nadal w rękach porywaczy?

Nie powiodła się próba doprowadzenia do
uwolnienia francuskich dziennikarzy porwanych w Iraku, podjęta przez deputowanego rządzącej we Francji prawicowej partii
UMP (Unia na rzecz Ruchu Ludowego) Didiera Julię - wynika z
wypowiedzi otoczenia prezydenta Jacquesa Chiraca, cytowanych przez francuskie media.

02.10.2004 | aktual.: 02.10.2004 17:28

Obraz

Didier Julia, znany z sympatii do obalonego reżimu Saddama Husajna i niekonwencjonalnych zachowań, był w Damaszku, gdzie - jak sam zapewniał - zabiegał o zwolnienie dziennikarzy. Od jego misji odżegnuje się otoczenie prezydenta w Pałacu Elizejskim, Zgromadzenie Narodowe, a także resorty obrony i spraw zagranicznych. Oficjalnie nikt jednak działań Julii nie potępił, licząc - jak podkreślają francuskie media - że zakończą się one sukcesem.

Jednak kolejne zapowiedzi deputowanego o rychłym uwolnieniu zakładników i szybko dementowane informacje, jakich udziela prasie, rozwiały pokładane w nim nadzieje.

To jest inicjatywa prywatna, a pan Julia reprezentuje tylko samego siebie - skomentował w sobotę Pałac Elizejski, dodając, że misja deputowanego nie wydaje się być pozytywna. Jeśli jednak jest choć trochę prawdy w tym, co mówi, nie możemy go tak całkiem ignorować.

Otoczenie Chiraca po raz kolejny zapeniło, że dyplomacja francuska robi wszystko, by uratować dziennikarzy. Żadnych szczegółów podejmowanych działań nie podaje do wiadomości. Wiadomo tylko, że w regionie Zatoki Perskiej jest od czwartku sekretarz generalny Ministerstwa Spraw Zagranicznych Jean-Pierre Lafon.

Georges Malbrunot z dziennika "Le Figaro" i Christian Chesnot z radia RFI, a także ich syryjski kierowca, są w niewoli od 44 dni.

O ich uwolnienie zabiega w Iraku z ramienia Julii samozwańczy negocjator Philippe Brett. Twierdzi on, że jest z dziennikarzami, ich uwolnienie jest bliskie, a winę za opóźnienie ponoszą Amerykanie i prowadzone przez nich w Iraku działania, jak piątkowa ofensywa w Samarze.

Julia powiedział, że zakładnicy byli już w drodze do Damaszku, kiedy, jeszcze na terytorium Iraku, zostali ostrzelani przez amerykański patrol. Armia USA szybko zdementowała te informacje.

Słowa Bretta, cytowane we wszystkich francuskich mediach i wrzawa, jaką wokół swojej misji robi Julia, rozbudziły w piątek nowe nadzieje na bliskie uwolnienie zakładników. W sobotę jednak komentarze są ostrożne. "Plotki i fałszywe nadzieje" - tytułuje swoją relację dziennik "Liberation". "Niepewność co do losu zakładników" - dodaje "Le Figaro".

Brett jest przewodniczącym organizacji "Francuskie Biuro na rzecz Rozwoju Przemysłu i Kultury", które w latach 90. bardzo głośno domagało się zniesienia sankcji wobec Iraku wprowadzonych po inwazji na Kuwejt.

Michał Kot

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)