Francja w "emerytalnym" paraliżu
Kolejnym paraliżującym kraj strajkiem pracowników sektora publicznego i państwowego odpowiedziały związki na przedstawienie w parlamencie projektu reformy systemu emerytalnego przez premiera Francji Jean-Pierre Raffarina. W trakcie zakończonych wieczorem negocjacji rząd poczynił ustępstwa wobec pracowników szkolnictwa.
10.06.2003 | aktual.: 10.06.2003 21:20
Prawicowa większość parlamentarna pragnie, by projekt stał się ustawą przed końcem obecnej sesji. Lewicowa opozycja próbuje nie dopuścić do tego poprzez obstrukcję. Komuniści zgłosili dziesięć tysięcy poprawek do rządowego tekstu. Związki żądają nowych negocjacji, by "doprowadzić do zupełnie innej reformy", ale premier wykluczył jakiekolwiek zasadnicze zmiany w projekcie.
Lista branż strajkujących we wtorek jest długa. Bank Centralny, niektóre gałęzie przemysłu chemicznego, porty, stocznie, szpitalnictwo, poczta, telekomunikacja, pracownicy autostrad, śmieciarze. Najbardziej odczuwa się jednak zakłócenia w transporcie - koleje, metro, autobusy i lotniska to miejsca, które należało we wtorek omijać. Na drogach dojazdowych do Paryża utworzyły się korki łącznej długości ponad 300 kilometrów.
Wiele dworców było zamkniętych. Na otwartych nie było wielkiego tłoku, ponieważ media informowały o strajku i większość planujących podróż zrezygnowała z niej. Wśród oczekujących na pociągi mające wielogodzinne opóźnienia byli ci, którzy przez cały weekend koczowali na stacjach - strajk rozpoczął się w piątek i na niektórych węzłach przedłużono go do środy.
Po południu przez Paryż przeszedł pochód, trasą od Bastylii do Placu Zgody - obok parlamentu, gdzie deputowani dyskutowali nad projektem ustawy emerytalnej. Przewiduje on wydłużenie okresu składkowego do 40 lat z obecnych 37,5 w sektorze publicznym i zrównanie go z obowiązującym w sektorze prywatnym. Do 2012 r. okres składkowy zostanie wydłużony do 42 lat. Oznacza to podwyższenie wieku emerytalnego.
Według organizatorów w paryskim pochodzie szło dwieście tysięcy osób, według policji - piętnaście tysięcy. Obie liczby wydają się dalekie od rzeczywistości.
Nauczyciele, z których niektórzy strajkują od prawie dwu miesięcy, manifestowali nie tylko przeciw reformie emerytur, ale również przeciw decentralizacji szkolnictwa.
We wtorek po południu odbyły się negocjacje okrągłego stołu między związkami pracowników szkolnictwa i czterema ministrami. Był wśród nich minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy jako główny odpowiedzialny za reformę decentralizacji państwa. Uważa się, że posłano go na rozmowy, ponieważ jest najpopularniejszym i najbardziej energicznym ministrem. Przed rozmowami związkowcy zapowiadali, że "nie zadowolą się ogonkami od czereśni".
Negocjacje trwały bardzo krótko. Zgodnie z przewidywaniami rząd poszedł na poważne ustępstwa i dołożył pieniędzy do budżetu szkolnego. Zdaniem komentatorów, władze zabiegały o lepszy klimat do przeforsowania ustawy emerytalnej i obawiały się, że zapowiadany strajk nauczycieli sparaliżuje rozpoczynające się w czwartek matury pisemne.