PolskaFotyga: jestem zmęczona, ale nie podam się do dymisji

Fotyga: jestem zmęczona, ale nie podam się do dymisji

Minister Spraw Zagranicznych Anna Fotyga podkreśla wagę uroczystości rocznicowych
UE i Deklaracji Berlińskiej. Tłumaczy, że do Berlina nie
pojechała, bo "w programie nie ma żadnego miejsca dla ministrów
spraw zagranicznych". "Jestem zmęczona, ale po urlopie
wracam do ministerstwa" - mówi w wywiadzie udzielonym PAP.

Fotyga: jestem zmęczona, ale nie podam się do dymisji
Źródło zdjęć: © PAP

24.03.2007 | aktual.: 26.03.2007 13:05

Jak ważne są berlińskie obchody 50. rocznicy podpisania Traktatów Rzymskich dla Polski i Unii Europejskiej?

Anna Fotyga: Ta rocznica jest bardzo ważna dla wszystkich państw członkowskich UE, państw kandydujących i wszystkich przyszłych kandydatów. W Deklaracji Berlińskiej znalazło się odzwierciedlenie naszych postulatów o otwartości Europy. To słowo jest wymienione w projekcie tekstu i mam nadzieję, że nic się już nie zmieni. Bardzo nam zależy na tym, żeby Unia zawsze podkreślała, że jest organizacją otwartą. Te obchody są ważne ze względu na to, że chcemy podkreślić wszystkie wartości, które budują UE, które spowodowały, że ten projekt stał się wielkim sukcesem. Państwa na drodze pokojowej przezwyciężają wszystkie sprzeczności, różnice interesów, a przecież wiadomo, że takie są. Ustalanie jakiekolwiek wspólnego dokumentu jest niezwykle trudne. Tak było też w tym przypadku i chociaż jest dokument polityczny, przyjmowany podczas nieformalnego szczytu, ma duże znaczenie symboliczne. Podkreśla również rolę państw Europy środkowej i wschodniej, które cały czas dążyły do tego żeby się zjednoczyć z całą resztą
kontynentu

Skoro to tak ważna rocznica, to dlaczego nie pojechała pani do Berlina?

- Znam formuły szczytów rady, podobnie jak znam formuły nieformalnych spotkań ministrów spraw zagranicznych. Takie spotkanie odbędzie się za tydzień, będzie organizowane na zaproszenie szefa MSZ Niemiec, jako państwa sprawującego prezydencję w UE. Formuła szczytu jest taka, że w sposób nieformalny spotykają się szefowie państw i rządów. Tam nie ma żadnego miejsca w programie dla ministrów spraw zagranicznych. Upewnialiśmy się co do tego wielokrotnie; ja byłam gotowa jechać. Żeby się upewnić, że nie ma tam formuły dla szefa MSZ, odbywałam konsultacje ze wszystkimi możliwymi osobami: z naszym ambasadorem w Berlinie z panią minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii. Upewniwszy się, że ona też tam nie jedzie, z innymi moimi kolegami też na ten temat rozmawiałam. Znam w szczegółach program i wiem, że szef MSZ nigdzie tam nie występuje. Tak wyglądało zaproszenie. Gdyby była to inna formuła, w zaproszeniu istniałaby wzmianka o tym, jaką rolę ma do wypełnienia minister spraw zagranicznych.

Czy nie lepiej było jednak pojechać do Berlina, chociażby żeby pokazać się na szczycie i uniknąć krytyki opozycji?

- Funkcja szefa MSZ jest funkcją prestiżową i nie może być tak, że minister, który nie jest zaproszony, gdzieś się pałęta po korytarzach i zupełnie nie wiadomo w jakiej funkcji. Nawet jeśli ma okazję do rozmawiania to nie ze swoimi odpowiednikami, bo byłabym jedyną szefową MSZ. Ja rozumiem, że opozycja mi zarzuca, że nie pojechałam, ale to jest informacja, którą wszystkie kanały dyplomatyczne przekazały i może warto byłoby im zaufać.

Media donosiły w tym tygodniu o możliwym odejściu Pani ze stanowiska, bo czuje się Pani zmęczona m.in. atakiem mediów i polityków. Donoszono o konfliktach w MSZ z wiceministrami i o tym, że trafi Pani do kancelarii prezydenta, bądź na placówkę do Watykanu...

- Z tego wszystkiego prawdą jest to, że jestem zmęczona, stąd mój urlop, wcześniej uzgodniony z premierem. Rzeczywiście to prawda, że zmęczona jest również moja rodzina, bo mało która rodzina znosi tego typu ataki i medialne i opozycji. Pani też podobno znosi je źle.

- Ja je znoszę bardzo dobrze. Najlepszy dowód, że tyle czasu wytrwałam, ale rzeczywiście rodzina ma też swoje prawa. Nie komentuję doniesień medialnych, z zasady. Rozumiem, że dziennikarze muszą dyskutować. Ubolewam, że dyskusja nad polityką zagraniczną, w tym kadrową, przybrała tak niewyobrażalny w demokratycznym świecie charakter, że dyskutuje się otwarcie kto jest kandydatem do jakiej funkcji ambasadorskiej, czy to jest prawda czy też nie. Zasada każdej dyplomacji jest taka, że póki państwo przyjmujące nie udzieli agreement'u, nigdy się tego nie dyskutuje. Wszystkie media to respektują, tylko nie w Polsce. Nigdy nie słyszałem, żebym była kandydatem, prócz doniesień medialnych, a zakładam, że osoba zainteresowana powinna być tą pierwszą, która się o tym dowiaduje.

Czy prezydent Kaczyński proponował pani objęcie jakiejś funkcji w jego kancelarii?

- Nie odpowiadam, ja nie muszę odpowiadać na wszystkie plotki medialne. Jestem ministrem i nic się w tej mierze nie zmienia. Jestem ministrem na urlopie i wrócę z tego urlopu.

Pojawiła się pogłoska, że premier Kaczyński sugerował prezydentowi zmianę obsady kierownictwa MSZ, a Lech Kaczyński się na to nie zgodził.

- Nie mam "czapki niewidki" i trudno mi przewidzieć jak wyglądają rozmowy między prezydentem a premierem. Ja rozmawiam i z jednym i z drugim i zdarza się, że z nimi, kiedy są razem. Powiedziałabym, że nie jest to przedmiot rozmów. Żadnej dymisji się nie obawiam; nigdy, ale rzeczywiście nigdy, nie zdarzyło mi się, żeby ktoś mnie zdymisjonował, zawsze ja się podawałam do dymisji.

Nie poda się pani do dymisji po powrocie z urlopu?

- Po przyjściu do pracy nie zrobię tego.

W związku z doniesieniami o konfliktach w MSZ, zarzutach dotyczących rzekomego braku Pani zaufania wobec współpracowników, czy potwierdzi Pani, że wiceminister Paweł Kowal chce opuścić resort?

- Żadnej dyplomacji nie służą dyskusje na temat wewnętrznych zasad funkcjonowania tej dyplomacji. Ode mnie państwo nigdy się nie dowiecie się niczego, co dotyczy wnętrza. Ja nie komentuję, nie mówię czy mi się podoba MSZ, czy nie, nie mówię, jacy są moi współpracownicy, czy im ufam czy nie ufam. Nie mówię, jaka ja jestem. Jeśli mówimy, że sytuacja zewnętrzna Polski jest bardzo trudna, że wymaga sprawnych działań, to mówiąc prawdę ujawnianie - prawdziwych lub nie - szczegółów funkcjonowanie tej dyplomacji, jest szkodliwe dla Polski, jest szkodliwe na trzy dni przed szczytem. Ta "hucpa", która się roztoczyła wokół ministra spraw zagranicznych; no proszę przez chwilę usiąść i zastanowić się poważnie. Kiedy mamy do czynienia z prawdziwym skandalem, taśmami Oleksego, doniesienia, że o 13.00 idę na urlop, podczas kiedy półtora dnia jestem na urlopie; potem że odwołuję urlop, potem, że się udałam na urlop. Szef MSZ też ma prawo iść na urlop. Można się zastawić, czy taki "jazgot" wokół urlopu ministra, dyskusje czy
wrócę czy nie, czy jestem prawdziwym czy tymczasowym ministrem, czy ambasadorem i gdzie; bardzo pogarszają moją pozycję na nieformalnym spotkaniu ministrów, które się odbędzie za tydzień w Bremie. A czy zarzucana Pani polityka tzw. pustych ambasad nie osłabia międzynarodowej pozycji Polski?

- Była mowa o ambasadach, była mowa, jakie są to ambasady. Pamiętamy awanturę, jaka rozgorzała wokół obsady ambasadora, stałego przedstawiciela Polski przy Unii Europejskiej. Rzeczywiście poszukiwania trwały długo z jednego prostego powodu. Ja sobie założyłam i myślę, że każdy, kto ma trochę zdrowego rozsądku i wiedzy nt dyplomacji mi przyzna rację, że ta osoba, która zostanie powołana, nie może być odwołana przed rozpoczęciem polskiej prezydencji w UE. Jan Tombiński to bardzo dobry dyplomata, który też wymaga wdrożenia tam i przygotowania i to nie jest tak, że ktoś natychmiast się wdraża w taką funkcję. W większości przypadków procedury obsady ambasad są bardzo już zaawansowane, więc naprawdę nie służy temu tego typu dyskusja. Poza tym wszędzie tam gdzie stanowiska nie są obsadzone, jest charge d'affairs, na ogół profesjonalny dyplomata.

To kiedy można spodziewać się obsady tych palcówek; to kwestia tygodni, czy miesięcy?

- Wtedy kiedy proces zostanie zakończony, kiedy prezydent podpisze, a ja w imieniu prezydenta wręczę nominację. Te 19 ambasad, to nie są ambasady ciągle te same. Mniej więcej taka jest liczba. Ostatnio rzeczywiście z powodu raportu WSI było nieco więcej przyjazdów, ale to była nadzwyczajna sytuacja.

Czy Radosław Sikorski zostanie ambasadorem w Waszyngtonie?

- Nie odpowiem na to pytanie. Dopóki nie ma podpisu prezydenta pod aktem powołania ambasadora, szef MSZ nie ma prawa się na te tematy wypowiadać.

Czy prawdą jest - o czym doniosło "Życie Warszawy" - że MSZ pracuje nad ustawą, która ma szybko wyeliminować z dyplomacji agentów SB?

- Nie będę tego w ogóle komentować. Jest ustawa lustracyjna obejmująca bardzo szeroką grupę osób i pod jej rządami będą dokonywane kolejne kroki. Ja zawiadomiłam swoich pracowników o konieczności złożenia oświadczeń lustracyjnych. Swoje złożyłam na ręce prezydenta i nie widzę powodu, by wszyscy inni zobowiązani ustawą tego nie zrobili.

Jakim jest Pani szefem MSZ? Są wypowiedzi, że jest pani najgorszym ministrem spraw zagranicznych.

- Bardzo trudno jest mi odpowiedzieć na tak zadane pytanie, bo należę do osób, które samej sobie stawiają tak bardzo wysoko poprzeczkę, że nie powinnam odpowiadać panu w ogóle. Jak porównuję siebie na tle innych europejskich ministrów SZ, bo to mogę zrobić; to powiedziałbym, że nie jest tak źle i tyle mogę zrobić. Bardzo daleko mi do spełnienia moich własnych oczekiwań.

Jakie są najbliższe plany resortu?

- Większość planów MSZ dotyczy spraw najważniejszych, tzn. pozycjonowania w UE, procesu negocjacyjnego w sprawach tarczy antyrakietowej, do tego się resort przygotowuje. Są też inne rzeczy: relacje bilateralne, sprawy związane z ekonomizacją służby dyplomatycznej, to jest to bardzo ważne i trudne przedsięwzięcie, wymagające de facto reorientacji sposobu myślenia, zmiany mentalności służby zagranicznej, ale to się dokonuje. (ap)

Rozmawiał Piotr Kubiak

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)