PolskaFotoradary znoszą złote jaja nie tylko samorządom. Kto jeszcze zarabia na kierowcach?

Fotoradary znoszą złote jaja nie tylko samorządom. Kto jeszcze zarabia na kierowcach?

Fotoradary są maszynką do zarabiania pieniędzy nie tylko dla samorządów. Świetny biznes dzięki nim robią również prywatne firmy, które wydzierżawiają urządzenia gminom. Jak ustaliła Wirtualna Polska, niektóre z nich inkasują tym sposobem nawet 40 proc. rocznego przychodu z mandatów. - Straże gminne w tych miejscowościach funkcjonują na korzyść prywatnych firm - tłumaczy WP Emil Rau, znany jako łowca fotoradarów.

Fotoradary znoszą złote jaja nie tylko samorządom. Kto jeszcze zarabia na kierowcach?
Źródło zdjęć: © WP | Andrzej Hulimka
Michał Fabisiak

20.08.2015 | aktual.: 21.08.2015 08:23

Sprawa fotoradarów obsługiwanych przez samorządy już od dłuższego czasu wzbudza wiele kontrowersji. Wpływy z pozyskiwanych w ten sposób mandatów zasilają budżet gmin i miast, na terenie których znajdują się urządzenia. I może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że wielu lokalnych włodarzy tylko w tym celu powołało straż miejską, a w budżecie z góry założyło, jaką kwotę przyniosą wpływy pochodzące z tego źródła. Warto też wiedzieć, że nie wszystkie samorządy, które postanowiły mieć u siebie fotoradar, zdecydowały się na jego zakup. Niektóre z nich urządzenia te dzierżawią, a robią to na zasadach budzących kontrowersje.

W Nowym Miasteczku w województwie lubuskim za każdy wyegzekwowany mandat z fotoradaru do prywatnej firmy odprowadzane są 73 złote. Zgodnie z taryfikatorem, za przekroczenie prędkości o 10 km/h w terenie zabudowanym, kierowcy grozi kara pieniężna w wysokości 50 złotych. Łatwo policzyć, że najtańsze mandaty są dla tego samorządu nieopłacalne, bo koszt ich uzyskania przewyższa przychód.

Nowe Miasteczko nie jest jedynym samorządem w Polsce, dzięki któremu stałe źródło dochodu z fotoradaru uzyskuje prywatna firma. Kolejny przykład to gmina Jeżów w województwie łódzkim, w której od każdego opłaconego mandatu prywatna firma świadcząca tę usługę, otrzymuje od samorządu 57 zł. To oznacza, że w przypadku najtańszych, 50-złotowych mandatów, miasto dopłaca do interesu. Nieco inną metodę rozliczania przyjęto w gminie Niechanowo w województwie Wielkopolskim. Tutaj samorząd płaci za fotoradarową sesję. Czas jej trwania to najczęściej dziesięć godzin. Koszt jednej sesji wynosi 3444 zł. Aby gmina mogła wyjść na zero, ukaranych najniższym 50-złotowym mandatem w ciągu jednej sesji musi zostać co najmniej 69 kierowców. W przeciwnym razie taka sesja zakończy się dla budżetu gminy stratą.

40 proc. przychodu idzie do prywatnej firmy

W skali roku wspomniane gminy przekazują prywatnym firmom środki, za które spokojnie byłyby w stanie kupić fotoradar i to nie jeden. Niechanowo w 2014 roku pozyskało z fotoradarów ponad 924 tys. złotych, z czego ok. 227 tys. złotych zapłaciło właścicielowi urządzenia za dzierżawę. Jeżów, który może pochwalić się najwyższymi przychodami z mandatów pochodzących z fotoradarów, w ubiegłym roku uzyskał w ten sposób 1 mln 495 tys 500 zł. 1/4 tej sumy trafiła jednak nie do lokalnego budżetu, a do prywatnej firmy, która udostępnia urządzenie gminie. Jeszcze większą część swojego przychodu przekazują w Nowym Miasteczku. W pierwszym półroczu 2015 roku z fotoradarów miasto pozyskało ok. 325 tys. złotych, z czego 145 tys. złotych będzie musiało przekazać do właściciela urządzenia. To ponad 40 proc. uzyskanego przychodu.

- Gdyby ktoś podszedł do sprawy pod kątem logicznym lub matematycznym, to jest to temat dla CBA lub CBŚP - mówi WP Emil Rau, znany jako łowca fotoradarów. Jego zdaniem wspomniane gminy nie działają racjonalnie. - To tak jakby wójt wynajął ogólnodostępny samochód, który jest wart 100 tys. złotych, i co miesiąc płacił za niego 20 tys. zł. Myślę, że za taki biznes zostałyby zlinczowany przez opozycję. W przypadku fotoradarów taka irracjonalność nikogo jednak nie dziwi i wszyscy się do niej przyzwyczaili - tłumaczy Rau.

Zdaniem łowcy fotoradarów, dla gmin bardziej opłacalny byłby zakup fotoradarów. Te środki - jak pokazują powyższe dane - zwróciłyby się w bardzo szybkim tempie. Ceny wspomnianych urządzeń zaczynają się już od 80-100 tys złotych. To mniej niż każdego roku wymienione samorządy płacą za dzierżawę. Dlaczego więc nie podjęto decyzji o zakupie fotoradarów?

"Decyzję podjął mój poprzednik"

- Decyzję podjął mój poprzednik. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego zastosowano takie rozwiązanie, ponieważ nie pracowałam tu wtedy - tłumaczy WP Anna Szeligowska, wójt gminy Jeżów. Stanowisko to piastuje od końca 2014 roku. Dlaczego nie zdecydowała się na zakup własnego fotoradaru, tylko utrzymała mało korzystną dla gminy umowę? - Obowiązki wójta objęłam w grudniu. W ubiegłym roku miałam więc zbyt mało czasu na zajęcie się tą sprawą. Były zresztą ważniejsze tematy. Teraz słyszymy, że fotoradary zostaną odebrane gminom, więc sprawa najprawdopodobniej umrze śmiercią naturalną - tłumaczy Szeligowska. I dodaje, że jej poprzednik silnie lobbował za tym, aby nie kupować fotoradaru, tylko wynająć od firmy zewnętrznej.

Nieco inaczej decyzję o wydzierżawianiu fotoradaru tłumaczą w Nowym Miasteczku. - Nie mogliśmy sfinansować tego z wydatków majątkowych, ponieważ nie jest to inwestycja. Musielibyśmy skorzystać z wydatków bieżących, a te w każdych gminach są ograniczone. Jak nie ma bieżących dochodów, to nie ma również wydatków - wyjaśnia WP urzędniczka z Nowego Miasteczka. Dlatego podjęto decyzję o tym, aby fotoradar wynająć od firmy zewnętrznej. A co one mówią o swojej działalności?

- Ktoś to musi robić skoro jest na to zapotrzebowanie - tłumaczy właściciel jednej z dużych spółek świadczących usługi m.in. dzierżawy fotoradaru. Jego firma przez siedem lat obsłużyła w tym czasie blisko 60 straży miejskich i gminnych. Średnio każdego roku z jej usług korzysta ich około 20. - Częstotliwość użytkowania fotoradaru zależy tylko i wyłącznie od zamawiającego - wyjaśnia rozmówca WP. Jego firma, w przeciwieństwie do innych, nie pobiera od gmin opłaty za każdy wyegzekwowany mandat. Rozmówca WP krytykuje taką procedurę: - Wiadomo, że takiej firmie będzie zależeć na tym, aby tych zdjęć było jak najwięcej, ponieważ dzięki temu zarabia. W przypadku małej liczby mandatów koszty związane z przywiezieniem urządzenia oraz jego obsługą nie zwrócą się.

Rau zwraca uwagę na jeszcze jeden bulwersujący w tej sprawie fakt. Chodzi o haniebne jego zdaniem zachowanie straży gminnych. - We wspominanych miejscowościach funkcjonują one na korzyść prywatnych firm udostępniających fotoradary - tłumaczy Rau. Podobną opinię prezentują kierowcy, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska. - Uważam, że fotoradary służą jedynie do okradania właścicieli samochodów. Gdy dostaję mandat, zawsze pocieszam się tym, że z pieniędzy tych skorzystają mieszkańcy jakiejś gminy. Jak słyszę, że część zysku trafia do kieszeni prywatnych firm, a w zbieraniu haraczu pomaga im straż gminna, to mnie krew zalewa - mówi Paweł, kierowca tira z Mazowsza.

Paweł jako zawodowy kierowca dużo jeździ po Polsce i niejeden mandat w życiu już zapłacił. Tłumaczy, że zdarza mu się maksymalnie przekraczać prędkość o 10 km/h, więc kwoty grzywien nie są duże. Jego zdaniem fotoradary, z których korzystają samorządy, zwłaszcza te niestacjonarne, są ustawiane w miejscach, które wcale nie należą do niebezpiecznych. - Strażnicy czają się przeważnie w miejscach najbardziej ruchliwych. To zwiększa prawdopodobieństwo nałożenia dużej liczby mandatów. Innego powodu nie dostrzegam - tłumaczy kierowca.

Sejm odbiera fotoradary. Prezydent zwleka z podpisem.

Do takich sytuacji już wkrótce nie będzie dochodzić. Przypomnijmy, że pod koniec lipca Sejm przyjął zmiany przepisów, które odbierają strażom miejskim i gminnym możliwość przeprowadzania kontroli fotoradarowych. Z tych uprawnień będą mogły korzystać wyłącznie policja i Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Do tego wpływy z mandatów będą zasilać budżet centralny, a nie lokalny. Zmiany w prawie przegłosował już również Senat. Teraz dokument trafił do prezydenta. Jeśli Andrzej Duda go podpisze, to przepisy wejdą w życie już 1 stycznia 2016 roku.

Zmiany przygotowane przez posłów nie podobają się samorządowcom. Lokalni włodarze tłumaczą, że w ten sposób stracą oni pokaźne źródło dochodów. Z powodu zmiany przepisów w wielu gminach najprawdopodobniej zlikwidowane zostaną również formacje straży. A to oznacza, że nawet około dwóch tysięcy osób może stracić pracę. Samorządowcy liczą, że przygotowane zmiany uda się jeszcze powstrzymać. W tym celu skierowali oni list do prezydenta Andrzeja Dudy, w którym proszą o pomoc.

Nowe prawo przygotowane przez posłów to pokłosie listopadowego raportu Najwyższej Izby Kontroli. Autorzy dokumentu stwierdzili w nim, że straż miejska nie powinna mieć dostępu do mobilnych fotoradarów, ponieważ są one wykorzystywane nie w celu podnoszenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a pozyskiwania pieniędzy do gminnej kasy. Z ustaleń Wirtualnej Polski wynika, że nie tylko samorządy odnoszą z tego tytułu korzyści finansowe.

- Ponosimy duże koszty związane z obsługą fotoradarów. W efekcie jesteśmy w stanie finansować się z tych usług. Jest to dla nas opłacalny biznes - tłumaczy właściciel spółki zajmującej się dzierżawą fotoradarów. - Jestem ciekaw, czy te pieniądze trafiają w całości na konto zewnętrznych firm? Czy może w jakiś dziwny sposób wracają pod stołem? - pyta z kolei łowca fotoradarów Emil Rau, który przyznaje, że ma swoją odpowiedź na to pytanie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (219)