Fotopułapki, monitoring taterników, ze szlaku nie zejdziesz. Tatry obejmie elektroniczny system rejestracji
To już koniec z bezkarnym schodzeniem ze szlaku w Tatrzańskim Parku Narodowym - taki ma być skutek Elektronicznego Systemu Rejestracji, jaki planuje wprowadzić dyrekcja parku. Aby wybrać się na wspinaczkę na Kościelec, Świnicę, Mięguszowieckie Szczyty inną drogą niż wydeptana turystyczna ścieżka, trzeba będzie poddać się elektronicznemu monitoringowi. Przeciwko rzekomo planowanej inwigilacji, protestuje już największy klub wysokogórski w Polsce.
Takiej kłótni pod Tatrami nie było od lat. Po jednej stronie dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego walcząca z rzekomym rozdeptywaniem gór. Po drugiej taternicy zarzucającym parkowym urzędnikom zawłaszczanie tych gór dla siebie. Problemem jest Elektroniczny System Rejestracji, którego wprowadzenia chce TPN - nieoficjalnie już w 2018 roku. Miałby działać on tak: każdy, kto chce zdobyć szczyt drogą inną niż wyznaczony szlak, musi wpisać się na elektroniczną listę. Podać imię, nazwisko, obraną drogę, przynależność do związku czy klubu wspinaczkowego, godzinę wyjścia i powrotu, a według nieoficjalnych informacji również udostępnić numer telefonu i zgodzić się geolokalizację.
Elektroniczny strażnik
Jak pilnować takiego systemu? Pod tatrzańskimi ścianami staną pracownicy terenowi TPN, którzy będą sprawdzać czy osoba zmierzająca na szczyt dopełniła formalności, oraz czy idzie zgodnie z zadeklarowaną trasą. - System zastąpi papierowe książki wyjść, które są wyłożone w kilku schroniskach. Książki pomagają zweryfikować kto jest taternikiem i udaje się w ten teren w celach wspinaczkowych, a kto nim nie jest - mówi Bogusława Filar z Działu Udostępniania TPN. Dodaje, że wielu taterników nie dokonywało wpisów, choć taki obowiązek nakłada rozporządzenie dyrektora parku. Zdarzały się sytuacje, gdzie turyści schodzili ze szlaku i podając się za taterników szli w zupełnie dziki teren.
Tyle oficjalnie, bo jest też wersja nieoficjalna o kulisach wprowadzenia systemu. - To biurokratyczny koszmar! - mówi Artur Paszczak z zarządu Klubu Wysokogórskiego Warszawa, liczącego około tysiąca członków największego takiego stowarzyszenia w Polsce. - Mamy informacje, że przygotowywane są limity wejść na tatrzańskie szczyty. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś zachęcony dobrą pogodą przejedzie pół Polski, by wejść na Mnicha, a następnie system go odrzuci, bo w ścianie pojawiło się już zbyt dużo ludzi - dodaje.
Kto zrobił kupę za Mnichem?
Taternicy twierdzą, że zdobyte przez nich nieoficjalne informacje zdradzają prawdziwe intencje TPN. Inspiracją do wprowadzenia systemu monitoringu ruchu w Tatrach miała być sprawa znalezienia bakterii E.coli w wodzie stawów pod Mnichem. Ta skalna iglica widoczna z Morskiego Oka to popularny cel wspinaczek, a w okolice lubią się także zapuścić również turyści. Powstały tam nawet ślubne sesje zdjęciowe. W słoneczny dzień pod Mnichem kręci się nawet setka osób. W tych pięknych okolicznościach przyrody, ktoś zrobił o jedną kupę za dużo i afera ze skażeniem stawu gotowa. Parkowi urzędnicy mieli stwierdzić, że ruch pod Mnichem trzeba ograniczyć.
Mówi się, że chodzi również o pieniądze. Taternicy wchodzą do parku jeszcze przed świtem, kiedy z kasy biletowe są zamknięte. Z premedytacją omijają przejścia przy kasach. Ewentualnie płacą za bilet tylko przy wejściu, a pozostają w parku wiele dni, nocując na obozowiskach. To ubytek nawet 100 tys. złotych rocznie za bilety wstępu. Elektroniczny system miałby od razu pobierać płatności.
Taternicy twierdzą także, że system będzie ograniczał dostęp do gór osobom, wcześniej naruszającym przepisy TPN. Chodzi o to, że do wspinania dopuszczone są tylko niektóre części Tatr. Miłośnicy gór chcą pełnej wolności, bo wspinanie to przygoda. Tutaj wojna światopoglądowa toczy się na całego. Szef straży parkowej TPN zawziął się na osoby łamiące strefy dozwolone do wspinania. Zasłynął akcją łapania niesfornych taterników przy użyciu rozstawionych na ścieżkach podejściowych foto-pułapek. Kary za "drapanie skały rakami" wynosiły nawet 1000 złotych. System mógłby wyłapywać takich "przestępców".
Na Słowacji nie mają kas w parku
Dodajmy, że system rejestracji ma objąć tylko tych, którzy chcą się wspinać, a nie turystów zamierzających Morskiego Oka po kiełbaskę i piwo. Rejestracja nie obejmie na przykład trudnego szlaku Orla Perć. W praktyce dotyczyć będzie kilku tysięcy osób z klubów i stowarzyszeń wysokogórskich, a wraz z niezrzeszonymi oraz "ambitnym turystami" nawet kilkunastu tysięcy miłośników Tatr.
Podejrzeniom o wprowadzanie nowego monitoringu TPN stanowczo zaprzecza. Twierdzi, że zarys systemu rejestracji zostanie przedstawiony na debacie podczas Krakowskiego Festiwalu Górskiego, czyli na początku grudnia. Bogusława Filar z TPN przekonuje, że data wprowadzenia systemu nie jest jeszcze znana.
Tymczasem przedstawiciele KW Warszawa już zachęcają do bojkotu debaty przez środowisko. Ripostują, że dwa lata temu TPN twierdził, że w ogóle nie jest zainteresowany systemem rejestracji a papierowe książki miały wyjść z użycia. - ESR w rękach biurokratów i niechętnych taternictwu urzędników TPN może przerodzić się w narzędzie postępującego ograniczania naszej egzystencji w Tatrach - przestrzegają. I podają przykład słowackiej części Tatr. Tam nie ma, ani biletów wstępu w góry, ani też monitoringu.