Finał wyprawy Polki. Czy zdobyła Biegun Południowy?
Kilkadziesiąt dni samotnego marszu przez najzimniejszy, najsuchszy i najbardziej wietrzny kontynent – Antarktydę. Cały czas pod górę, przez lodowe szczeliny, góry i śnieżne zaspy. Do tego z ponad 100 kilogramami obciążenia i pod wiatr dochodzący do 100 km/h. Ale jeśli wierzy się w sukces do końca, nie mogło być inaczej: Małgorzata Wojtaczka jako pierwsza Polka samotnie zdobyła Biegun Południowy.
25.01.2017 | aktual.: 25.01.2017 14:43
- Kochani, to chyba będzie ostatni meldunek z trasy. Całą rezerwę energii wkładam w tu i teraz. Przede mną jeszcze około 30-35 godzin samego marszu. Jedzenia mam jeszcze na maksimum 2 dni. Denerwuje się czy zdążę. Jestem porządnie zmęczona. Temperatura powietrza już poniżej minus 30 C i to też szybko zabiera mi energię. Do tego wiatr, w nocy ok. 40 km/h, rano około ok. 25-28 km/h. Taka kombinacja powoduje, że teraz temperatura odczuwalna to minus 46 C. Ciągle dużo świeżego śniegu. Nie daję rady iść szybciej niż około kilometra na godzinę - tak pisała Małgorzata Wojtaczka jeszcze w poniedziałek.
Dziś już wiemy, że ta niezwykle wymagająca, zarówno pod kątem psychicznym, jak i fizycznym, wyprawa zakończyła się sukcesem. Małgorzata Wojtaczka została pierwszą Polką, i jedną z kilku kobiet na świecie, która samotnie zdobyła Biegun Południowy. 51-letnia Polka wyruszyła na biegun 18 listopada ubiegłego roku. Samotny marsz wrocławianki przez śniegi i lody Antarktydy trwał dokładnie 69 dni.
Do tej pory jedynym Polakiem, który samotnie dotarł na Biegun Południowy był Marek Kamiński, który odwiedził Antarktydę w 1995 i 1997 roku. Jak przyznał w rozmowie z nami, doskonale wie, jak trudne zadanie miała przed sobą Małgorzata Wojtaczka.
- Super, z całego serca jej gratuluje, śledziłem oczywiście jej wyprawę - mówi Kamiński - Z całego serca naprawdę się cieszę, że jej się udało. Wiem, że to jest bardzo trudne przejść przez te wszystkie kilometry, przez zimno i nie zwątpić w siebie - dodał wybitny podróżnik.
Licząca ostatecznie ponad 1300 km trasa rozpoczęła w zatoce Hercules Inlet na brzegu lodowca szelfowego Ronna, w pobliżu Gór Ellswortha, gdzie znajduje się najwyższy szczyt Antarktydy, Mount Vinson - 4892 m n.p.m. Jak informuje oficjalna strona internetowa wyprawy samotnienabiegun.pl, trasa biegła od poziomu morza Weddella, przez płaskowyż antarktyczny stopniowo osiągając wysokość 2835 m n.p.m. na Biegunie Południowym. Warto odnotować, że wysokość ta jest odczuwalna jak 3610 m n.p.m. w górach Europy, ponieważ nad biegunem jest cieńsza warstwa atmosfery i niższe ciśnienie powietrza.
Polka ma wrócić do kraju pod koniec stycznia, jednak jak się okazuje to także nie będzie takie proste. - To zależy kiedy Małgorzata Wojtaczka opuści Antarktydę, bo tam samoloty latają raz w tygodniu i to w zależności od pogody - tłumaczy Janusz Cieliszak, koordynator medialny samotnienabiegun.pl. Jeśli wszystko odbędzie się zgodnie z planem, Polka ma być w Warszawie 31 stycznia w południe, a w drodze powrotnej zahaczy o lotniska m.in. w Chile, Hiszpanię i Francję. - Wliczając Antarktydę spędzi 35 godzin w samolotach - dodaje Janusz Cieliszak.