Filia zoo w więzieniu
W poznańskim więzieniu ludzie mieszkają ze zwierzętami, bo pomaga to rozładować agresję skazanych
29.11.2007 09:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Paw uciekł – ktoś krzyknął. Więźniowie wybiegli na dziedziniec i zatrzymali się pod murem z drutem kolczastym. – Ucieczka, ucieczka! Strażników wzywajcie! – wołali bezsilnie, bo dalej biec nie mogli. Po chwili tym, którzy mają prawo do przepustek, dyrektor pozwolił szukać pawia za murami. Po trzech godzinach znaleźli ptaka w krzakach. Wrócił za kratki, gdzie czekała na niego pawica.
W więzieniu przy ulicy Nowosolskiej w Poznaniu przebywają mężczyźni z wyrokiem kilku miesięcy więzienia, z rzadka trafia się ktoś skazany na trzy–cztery lata. Większość w ciągu dnia pracuje za murami. Reszta zostaje i zajmuje się zwierzętami. – Bo zwierzęta łagodzą obyczaje. Każdemu alimenciarzowi mięknie serce na widok kwoki z kurczątkami, za którymi maszeruje dumny kogut – twierdzi dyrektor więzienia Maciej Jędrzejczak.
– Nasz program zooterapii skierowany jest głównie do skazanych z zaburzonymi funkcjami opiekuńczymi – wyjaśnia wychowawca Zbigniew Rujna. To on razem z wychowawcą Januszem Wińskim stworzył zooterapię. – Alimenciarze i ci, którzy stosowali przemoc w rodzinie, zauważają, że życie jakiejś istoty zależy od nich. Zwierzątka, którymi się dobrze opiekują, nie uciekają od nich. Rybki całymi ławicami podpływają po jedzenie, a świnka morska podchodzi, by się przytulić.
Zaczęło się cztery lata temu. – Mieliśmy nadpobudliwego więźnia – mówi wychowawczyni Hanna Bukowska. – Prowokował bójki, nie chciał pracować. Zapytaliśmy: „Człowieku, co ty chcesz robić? Co cię interesuje?”. A on: „No ja to rybki lubię”.
– Już myślałem o tego rodzaju terapii, ale to miały być roślinki – wspomina wychowawca Rujna. – Ten więzień był impulsem, by były to zwierzątka. Przyniosłem rybki i szczurki. – Założyliśmy akwarium i człowiek się zmienił nie do poznania – mówi Bukowska.
A potem szkoła, którą więźniowie pomagali remontować, chciała wyrzucić akwaria. Ryby zamiast na śmietnik trafiły do więzienia. – Teraz zwierzęta jednoczą klawiszy i więźniów wokół wspólnego celu, jakim jest dobro zwierząt – mówi Zbigniew Rujna. – Gdy mamy w domu zwierzątka, które z różnych przyczyn nie mogą tam już przebywać, przywozimy je, a skazani się nimi opiekują – opowiada strażnik, który właśnie wyprowadził na spacerownik dwóch więźniów.
Wychowaczyni Bukowska do więzienia przyniosła żółwie. Świnka morska Elvis przyszła do aresztu razem ze swym skazanym właścicielem. Ten jest już na wolności, ale Elvis został za kratami. – Mamy też zwierzątka od poznańskiego zoo, na przykład papużki i szynszylę – opowiada skazany za rozboje Sebastian. – Zoo nam pomaga. Ich weterynarz wyleczył nasze żółwie z grzybicy. Trzech byłych więźniów dzięki doświadczeniu zdobytemu za kratami pracuje teraz w ogrodzie zoologicznym.
Lądowisko dla papug
Największymi zwierzętami w więzieniu są trzy kuce, w tym urodzona za kratami Wokanda. – Felę i Onyksa dostaliśmy od jednego z kontrahentów, u którego pracują więźniowie – tłumaczy Bukowska. – Nikt nie wiedział, że Fela jest ciężarna. – Gdy piłka wleci nam do zagrody kuców, to krzyczymy: „Onyks, podaj”. I on ją kopie – opowiada jeden z więźniów. Przy kucach pracuje Damian, który ma już prawie 70 lat. – Przy tych konikach człowiek tak odpoczywa i się czuje, jakby gdzieś na wolności – mówi. – Te kuce w zasadzie są grzeczne, tylko jak ktoś je mija, to lubią go szczypnąć.
Kuce są atrakcją dla dzieci odwiedzających skazanych ojców. Dla nich przygotowano niebieską bryczkę. – Przejażdżka w kółko po więziennym dziedzińcu to ogromna radość, a i dorośli zapominają, gdzie są – mówi Bukowska.
Większość małych zwierząt mieszka w świetlicy, gdzie opiekuje się nimi Jan, skazany – jak przekonuje – za niewinność. – Przydzielili mi stałą funkcję świetlicowego, bo boją się, że znów bryknę – wyjaśnia. – Siedzę tu z ekstradycji i nie chcą mnie wypuszczać do pracy za mury. Od 8 do 20 zajmuję się więc tymi zwierzakami.
Najwięcej roboty ma z akwariami. W świetlicy jest ich sześć. W jednym mieszkają księżniczki, gatunek ryb, które wyjątkowo czule (jak na ryby) opiekują się swymi małymi. W innym są skalary, sumatry, rekinki i piranie. – Piranie są roślinożerne, nie robią krzywdy – uspokaja Jan. Kolejne akwarium pełne jest sumów i pielęgnic. – Są mięsożerne – ostrzega Sebastian. – To sumy ośmiowąse, pani sama policzy, mają po osiem wąsów.
Jan zajmuje się także klatkami dwóch papużek falistych, szynszylą Łobuzem, świnką morską Elvisem oraz bez-imiennym wężem z gatunku gniewosz plamisty znalezionym w palarni. Gniewosz dostał akwarium, w którym śpi całymi dniami ułożony pod dużym korzeniem.
– Tu człowiek nie czuje, że jest w zakładzie karnym – mówi Jan. – Chcę teraz wypuszczać codziennie na dwie godziny papugi z klatek. Muszę mieć pozwolenie, dałem wychowawcy książkę o papugach. Piszą w niej, że papugi potrzebują domku lęgowego i pojemnika do kąpania. Więzienie nie ma pieniędzy na takie rzeczy, ale może Mikołaj coś przyniesie?
– Na razie świetlicowy zrobił im lądowisko – śmieje się jeden z więźniów. – Odgarnął trociny w klatce, bo w przypływie szału rozwalały je po świetlicy, a on wtedy musi chodzić ze zmiotką i z szufelką.
– To nie szał, lecz oszołomienie krzykami, gdy oglądamy mecz w telewizji – wyjaśnia Jan.
Hałasy denerwują też szynszylę Łobuza. Zwierzę biega wtedy w kółko po klatce. Łobuza wszyscy lubią, bo rozrabia, a jednocześnie lubi być głaskany i przytulany.
Za to większość irytuje kogut, który pieje codziennie o 3 rano. – Niektórzy chętnie by go upolowali – mówi Sebastian. – A nowi, kiedy pieje, są w szoku. „Co to, kurde? Gdzie ja jestem?” – pytają.
Łobuz ucieka
Kiedy Sebastian dwa miesiące temu był na przepustce, przywiózł papugom kolbę kukurydzy do podziobania. Gdy wieszał ją w klatce, jeden z ptaków uciekł. Pół dnia gonił go wraz z trzema więźniami. – Jak się rozdzieli papugi, to strasznie krzyczą – opowiada. – Proszę sobie wyobrazić, jaki tu był hałas. W końcu któryś z nas ściągnął koszulkę i zarzucił na klatkę. Pod koszulkami ukrył się kiedyś Łobuz. Sebastian przeczytał, że szynszyla powinna spacerować. – No to wziąłem Łobuza na spacer po celi. Ten łobuz był jednak tak szybki, że nim się zorientowałem, wziął nogi za pas. Wszyscy go szukali, też poza celą, bo drzwi mamy pootwierane. Wieczorem przypadkiem znalazłem go pod ciuchami. Jeden paw nigdy nie został schwytany po ucieczce z więzienia, inne uciekały po kilka razy. – Z pawiami to w ogóle jest kupa śmiechu – uważa strażnik na spacerniaku. – Musimy zastawiać wejście do dyżurki, bo te ciekawskie pawie pakują się do środka.
Króliki też wolą się kręcić po trawie, niż wracać do klatki‑domku na dziedzińcu. Zaganiane rozpiechrzają się i trzeba je ganiać z siatkami na motyle w ręku.
Mieszkające (z karasiami) w oczku wodnym żółwie nie rozbiegły się dotąd, ale potrafią się zawieruszyć – jednego więzień znalazł pod murem po dwóch miesiącach od zaginięcia.
Zatęsknią za więzieniem
– Tam musi być bardzo mądry dyrektor, skoro dopuścił do realizacji tego programu – przyklaskuje pomysłowi Luiza Sałapa, rzecznik Centralnego Zarządu Służby Więziennej. – To najlepsza szkoła wyrobienia empatii u tych ludzi. Zooterapia to fantastyczna rzecz i oby jej było więcej.
Według strażnika ze spacerniaka zalety zooterapii szczególnie doceniają ci więźniowie, którzy muszą wrócić do aresztu śledczego. – Na pewno zauważają różnicę między tym zakładem a tamtym i myślę, że tęsknią za naszym więzieniem.
– Praca ze zwierzętami uczy odpowiedzialności i pokory – ocenia wychowawca Janusz Wiński, współautor programu zooterapii. – Więźniowie muszą się nauczyć, że kiedy paw narobi, to trzeba po nim posprzątać. Wcześniej byli przyzwyczajeni do tego, że najpierw mamusia, a potem żona, wszystko za nich zrobią. Jak im coś nie pasowało, robili rozrubę.
Czasem spotyka byłych wychowanków. – Okazuje się, że często kupują sobie zwierzątko do domu. Jeden z nich mówi do mnie: „Przedtem, gdy mnie żona zdenerwowała, poszedłem się napić i potem jej wlałem. Teraz wymieniam wodę w akwarium i złość mi przechodzi”. Innego byłego więźnia spotkałem na wystawie psów rasowych. Mówi do mnie: „Jak się zająłem hodowlą psów, to mi złość przeszła” – wspomina Wiński.
Sebastian w więzieniu już zatęsknił za rodziną: – Kiedyś na wolności chlałem, zamiast chodzić z dzieckiem do zoo. Po moim powrocie wszystko się zmieni.
Ewa Koszowska