Figlarze, czyli "wnusiu, załóż kaloszki"
Biję się w pierś. Nie doceniłem geniuszu Jarosława Kaczyńskiego, przenikliwości Mateusza Morawieckiego ani roztropności Andrzeja Dudy. Ta trójka wie, jak pokonać koronawirusa. Lekiem na to dziadostwo jest śmiech. Nasi dzielni standuperzy robią, co mogą, aby nam go zapewnić.
Wklepałem w przeglądarkę hasło "śmiech to zdrowie". Wypluło mi milion argumentów, dlaczego tak jest: rozładowuje stres, zwiększa odporność, dotlenia organizm, poprawia nastrój. Podobno minuta śmiechu wydłuża życie o 10 minut.
Jak znalazł na koronawirusa. Śmiejmy się więc do rozpuku, póki możemy.
Inna sprawa, że powodów do niego jest coraz mniej. Bo jak tu się śmiać, gdy na ulicy człowiek w strachu przed zarażaniem, omija człowieka, gdy kina i kawiarnie zamknięte, galerie opustoszałe, a "zgromadzenia" mogą wynosić zaledwie dwie osoby.
Jak tu się śmiać, gdy urwisy, zamiast uczyć się w szkole, co chwilę pytają: mamo/tato, a jak to się pisze, a ile to jest dwa plus dwa?
I tu z pomocą przychodzi nam wspomniana trójca. Siedzisz człowieku na kanapie, lampisz się w telewizor. W przerwach pomiędzy informacjami, że mamy 300 przypadków zakażeń, 600, 1000, że zmarły kolejne osoby, oni występują ze swoimi standupami. Czyli dostarczają nam śmiech - to nieocenione źródło zdrowia - w ilościach hurtowych.
Jeden mówi, że na epidemię przygotowywaliśmy się już od początku stycznia i jesteśmy dla Europy wzorem. Drugi nie chce być gorszy i ogłasza, że nie prowadzi kampanii wyborczej i nawołuje, co rusz: "Polacy, myjcie się". Trzeci z kamienną twarzą (to mój ulubiony standuper) powołuje się na Konstytucję (sic!), którą jak wiadomo umiłował i wywodzi, że nie widzi powodów, dla których miałyby zostać przełożone wybory.
No, a jak już wyjdziesz mężczyzno i kobieto z domu, to policja zapyta, po co wychodziłeś. Niedługo (a może już to robi, nie sprawdzałem) ma pytać o to wojsko. Jak widać nie dzieje się nic niezwykłego. Taka polska norma.
Nie zamierzam udowadniać Jarosławowi Kaczyńskiemu, że sytuacja jest po prostu porąbana, bo to widzi średnio rozgarnięty suweren. Specjalnie dla prezesa PiS mam historyjkę (a nuż się prezes uśmiechnie).
Otóż jako pacholę, dowiedziałem się od babci, że idąc do kurnika muszę uważać na "miny". Dlatego zawsze, gdy wychodziłem karmić kury, babcia krzyczała: "Wnusiu, załóż kaloszki", czyli: chroń się. Wiedziałem o tym, mając ze trzy lata.
I nagle prezes stara się mnie przekonać, że miny to nie miny, a ja się przed nimi chronić nie muszę. Mogę walić na wybory, bo przecież nie dzieje się nic, co mogłoby spowodować ich odwołanie.
Gdy to słyszę, na gębie pojawia mi się banan od ucha do ucha.
Początkowo byłem wkurzony na prezesa PiS, premiera i prezydenta. Wydawało mi się, że ich słowa to gwałt na rozumie, że jest inaczej, niż widzę. Teraz już nie jestem wkurzony. Jestem im głęboko wdzięczny za te chwile śmiechu, których mi dostarczają.
Bez tej trójki standuperów trudno byłoby mi przetrwać. A tak, to mogę sobie ryknąć śmiechem i przedłużyć sobie życie o 10 minut.
Teraz zupełnie na poważnie. Nikt nie jest w stanie określić, kiedy zaczniemy znów normalnie żyć. Nikt nie powie kiedy i czy w ogóle – gospodarka wróci do poprzedniego stanu.
Jedynym powodem, dla którego PiS prze do terminowych wyborów, jest strach. Strach przed tym, że suweren zorientuje się, że nie ma żadnego planu i że prezes wypuścił go karmić kury bez kaloszków.
Uwaga, tekst powstał, zanim Jarosław Kaczyński i PiS po raz kolejny dopuścili się politycznej bandyterki i łamiąc konstytucję, zaczęli majstrować przy kodeksie wyborczym.