PolitykaFBI zdradza kulisy pracy szpiegów rosyjskiej SWR

FBI zdradza kulisy pracy szpiegów rosyjskiej SWR

Amerykańskie służby przez dwa lata śledziły każdy krok siatki rosyjskich szpiegów w USA. Dokumenty FBI pokazują, że praca i osiągnięcia agentów rosyjskiego wywiadu były jednak dalekie od wyczynów ich zimnowojennych poprzedników.

FBI zdradza kulisy pracy szpiegów rosyjskiej SWR
Źródło zdjęć: © AFP | Alexei Nikolsky
Oskar Górzyński

28.01.2015 | aktual.: 28.01.2015 11:54

- Jest zupełnie inaczej, niż się spodziewałem, kiedy zgłaszałem się do SWR - żalił się w swojemu koledze Wiktor Podobnyj, oficer Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej (SWR), który w Stanach Zjednoczonych pracował pod przykrywką rosyjskiego przedstawicielstwa przy ONZ w Nowym Jorku. - W ani jednym punkcie te oczekiwania się nie zgadzają. [Myślałem, że będzie tak] jak w filmach o Jamesie Bondzie. Oczywiście, nie spodziewałem się, żebym latał helikopterami, ale przynajmniej że będę udawał kogoś innego. Tymczasem siedzę tu, w siedzibie naszego głównego wroga, z ciastkiem w ręku. Kur..! - przeklął gorzko.

- Też myślałem, że przynajmniej wyślą mnie z innym paszportem - zgodził się z Podobnym Igor Sporyszew, jego przełożony, a oficjalnie attache handlowy Rosji w Nowym Jorku. Rozmowę tę - jak i wiele innych rozmów rosyjskich szpiegów - opublikował we wtorek Departmanet Sprawiedliwości USA, otwierając sprawę przeciwko trzem szpiegom pracującym dla SWR. Trzecim - i jedynym, który odpowie za swoje czyny (pozostali dwaj, jako dyplomaci, powrócili do Rosji) - był "nielegał" Jewgienij Buriakow, który od 2010 roku działał w Stanach jako pracownik rosyjskiego Wnieszekonombanku na Manhattanie.

Z dokumentów FBI wynika, że praca trójki szpiegów rzeczywiście nie była zbyt spektakularna. Główną ich misją było zdobywanie tajnych informacji dotyczących amerykańskiej gospodarki - przede wszystkim w dziedzinie finansów i energetyki. Aby je zdobyć, należało jednak najpierw zwerbować informatorów wśród ludzi mających do nich dostęp. A to nie zawsze się udawało. Szczególną trudność sprawiała agentom SWR rekrutacja kobiet.

- Mam wiele pomysłów, co robić z takimi dziewczynami, ale tych pomysłów nie da się zrealizować, bo nie pozwalają nam się do nich zbliżyć - narzekał w jednej z podsłuchanych przez FBI rozmów Sporyszew. - A żeby się zbliżyć, to trzeba je przelecieć, albo użyć innych dźwigni, żeby na nie wpłynąć. Dlatego w moim doświadczeniu, jeśli mowa o dziewczynach, to bardzo rzadko coś z tego wychodzi - dodawał. Próby trójki, by pozyskać do współpracy dwie młode absolwentki jednego z nowojorskich uniwersytetów, spełzły na niczym. Łatwiej było za to z mężczyznami. W przypadku jednego nowojorczyka, pracującego w firmie konsultingowej, było aż zbyt łatwo.

- On lata do Moskwy częściej niż ja. Uczepił się Gazpromu, myśląc, że jeśli mają jakiś projekt, to może i on przez to pójdzie w górę. To oczywiste, że chce zarobić masę pieniędzy - mówił o potencjalnym informatorze Podobnyj, zdziwiony entuzjazmem, jaki wykazywał Amerykanin. Jaki był sposób Rosjan na wykorzystanie tego entuzjazmu?

- Powiedziałem mu, że mam kontakty w przedstawicielstwie handlowym Rosji, że mogę pomóc mu w załatwianiu kontraktów. Nakarmię go pustymi obietnicami(...) Jak inaczej mamy pracować z obcokrajowcami? Obiecujesz przysługę za przysługę. A jak dostajesz dokumenty to mówisz mu, żeby spier... (...) To idealna metoda - relacjonował szefowi Podobnyj.

Google, czyli narzędzie szpiega

Obok pozyskiwania źródeł osobowych do agentów SWR należały także inne, mniej typowe misje. Wypełniał je głównie Buriakow, oficjalnie bankier rosyjskiego banku. I to właśnie na jego kontakty i wiedzę ekonomiczną liczyli jego szefowie. W maju 2013 dostał dość nietypowe zlecenie. Chodziło o... zasugerowanie odpowiednich pytań rosyjskim dziennikarzom, którzy zadaliby je ekspertom realizując materiał o Wall Street.

- Nie wiem, kto to wymyślił na górze, ale potrzebują trzech pytań o nowojorskiej giełdzie. Takich, które by nas interesowały. Możesz coś wymyślić w 15 minut? - zapytał Sporyszew Buriakowa. Ten wymyślił. Polecił, by zapytali o możliwości destabilizacji rynku przez fundusze inwestycyjne, o automatyzację transakcji giełdowych i o zainteresowanie jakie wzbudzają na Wall Street "produkty powiązane z Federacją Rosyjską".

Innym razem Buriakowa poproszono o zdobycie informacji na temat potencjalnych skutków przygotowywanych przez USA sankcji wobec Rosji. Metoda, jakiej użył do pozyskania tych informacji była daleka od tej, jaka kojarzy się ze zdobywaniem informacji przez szpiegów. Kiedy FBI przeszukało jego komputer, w historii wyszukiwania odnaleźli frazy "sankcje Rosja konsekwencje" i "sankcje Rosja skutki".

Nie oznacza to, że jako szpieg Buriakow był kompletnie bezużyteczny. Jego przykrywka jako pracownika banku przydała się m.in. przy negocjacjach umowy rosyjskiego Rostecu z kanadyjskim producentem samolotów Bombardier, który miał w Rosji zbudować swoją fabrykę. Jako bankier miał bowiem swobodny dostęp do informacji dotyczących umowy dla potencjalnych inwestorów. Gdy usłyszał, że transakcja jest zagrożona, bo przeciw niej są kanadyjskie związki zawodowe zarekomendował departamentowi "aktywnych operacji" SWR by coś z tym zrobił. Do realizacji budowy fabryki nadal nie doszło, lecz jest to głównie "zasługa" rosyjskich sankcji i napiętych stosunków z Zachodem.

Polityczny sygnał

Według ekspertów, te niezbyt imponujące osiągnięcia rosyjskich szpiegów nie oznaczają jednak, że sprawa nie jest poważna.

- Widać, że po tym, jak Amerykanie rozbili w 2010 roku siatkę nielegałów, Putin, który zawsze przykładał wielką wagę do tego typu działań, starał się zintensyfikować działania swojej agentury i zapełnić tę pustkę - mówi Wirtualnej Polsce Robert Cheda, były oficer Agencji Wywiadu i ekspert ds. służb specjalnych - Ten epizod pokazuje jednak, że struktury utracone pięć lat temu mogą być dla Rosjan trudne do zastąpienia. Tym bardziej, że to byli ludzie plasowani jeszcze za czasów Związku Radzieckiego - dodaje. Zdaniem Chedy, ujawnienie szczegółów pracy Rosjan to sygnał polityczny - i dla Rosji, i dla społeczeństwa amerykańskiego. - Ostatnio nawet politycy Demokratów, jak Hillary Clinton czy Zbigniew Brzeziński, wzywali do zaostrzenia postawy USA wobec Rosji - zauważa ekspert.

Z kolei według badacza rosyjskich służb prof. Marka Galeottiego z New York University, ujawnione dokumenty nie musiały wcale świadczyć o indolencji rosyjskich szpiegów. "To pokazuje, że działania rosyjskich służby na Zachodzie są rozległe i intensywne i ale też świadczy o tym, że jest ono skierowana na długoterminowe korzyści. Ludzie, których SWR starało się zwerbować, nie byli szczególnie wartościowymi źródłami dla wywiadu w czasie obecnym, ale mogliby być bardzo przydatni w przyszłości" - powiedział portalowi Business Insider.

Sami zainteresowani byli jednak bardziej sceptyczni co do perspektyw swojej pracy. - Dyrektorat S [część SWR odpowiedzialna za "nielegałów" - red.] to jedyny dyrektorat, który wykonuje prawdziwą robotę wywiadowczą. Ale tu w Stanach, nawet oni nie mogli niczego zrobić. Złapali dziesięciu z nich! - mówi w jednej z rozmów Podobnyj, nawiązując do największej porażki rosyjskiego wywiadu ostatnich lat, czyli rozmontowania w 2010 roku siatki dziesięciu "uśpionych" nielegałów ze słynną Anną Chapman na czele. - Putin próbował wyjaśniać, że ich zadaniem było czuwanie na wypadek stanu wojennego, ale faktem jest, że g... tu zrobili. Nawet oni nie byli w stanie tu nic zrobić - puentował rosyjski szpieg.

Oskar Górzyński, Wirtualna Polska

**Zobacz również: Piotr Niemczyk: Szpieg wpada przez przypadek

**

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (239)