Fatalne oceny rządu? "Tak dobrze dawno nie było"
Tak dobrych, jak dziś ocen ze strony wpływowych postaci i instytucji europejskich i światowych nie miała Polska od rządu Tadeusza Mazowieckiego i reformy gospodarczej wprowadzanej przez Leszka Balcerowicza. Najnowszą jest ocena Organizacji Ekonomicznej Współpracy i Rozwoju (OECD), dotycząca wzorcowego przechodzenia Polski przez kryzys europejski i światowy, podnosząca prognozę wzrostu naszego PKB w tym roku do 3% - zauważa Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.
29.03.2012 | aktual.: 04.04.2012 14:33
Ktoś powie, a co mnie obchodzą, jakieś tam oceny z zagranicy, przecież to się ma nijak do tego, jak tu żyjemy. Otóż ma się i to bardzo, o czym przekonują się Grecy, a niewiele mniej Portugalczycy czy Hiszpanie. Od takich ocen, poza prestiżem kraju, czyli poważaniem go i liczeniem się z nim, zależy to, na jaki procent pożycza się mu pieniądze, a pożyczanie pieniędzy za granicą jest wśród państw powszechne. Kto jest dobrze oceniany, dostaje taniej, a więc mniej spłaca z budżetu, z którego żyją w, różnym stopniu, wszyscy obywatele. Świat jest dziś tak urządzony, że tylko ponure nory, jak Kuba czy Korea Północna, mogą - a i to nie do końca - lekceważyć, co się o nich sądzi poza ich granicami.
Nasze dzisiejsze dobre notowania są zasługą ekipy rządzącej krajem od pięciu lat. To ekipa ludzi, którzy nauczyli się grać w polityce europejskiej i nie tylko. Są oni poważani, ich głos jest słyszalny, bardziej nawet niż to określa waga naszego kraju. To także skutek mądrej strategii rządu PO-PSL wobec kryzysu najpierw światowego, teraz europejskiego. Mądrej, czyli stabilizującej warunki działania gospodarczego, zapobiegającej panice, mimo usilnych prób opozycji, by ją wywołać. Zielona wyspa nie spadła z nieba. Ale to także odległy skutek reformy sprzed 22 lat, która położyła dobre fundamenty pod gospodarkę uwalniając ją, tak szybko jak było możliwe, od skrępowań gospodarki komunistycznej i od gruzowiska, jakie po niej zostało kiedy się zawaliła.
Tamta reforma była dla wszystkich bardzo trudna, często dotkliwa i - to trzeba przypomnieć - poniewierana, wyklinana, opluwana, znienawidzona, do tego stopnia, że Tadeusz Mazowiecki, szef rządu, który ją przeprowadził, kandydat na prezydenta Rzeczpospolitej, doznał dotkliwego upokorzenia. Przegrał w I turze wyborów prezydenckich z człowiekiem, który przybył z nicości i rozpłynął się w nicość. Z politykiem, o ile w ogóle można go tak nazwać, obiecującym ludziom wszystko za nic i przekonującym, że są niewinnymi ofiarami ciemnych sił i układów, które trzeba odsłonić i zniszczyć. I ogromna część wyborców uwierzyła mu, jakby coś błyskawicznie zakaziło ich demagogią i paranoją tego "rodaka z zagranicy", który tam zrobił pieniądze i my razem z nim je zrobimy, bez mozołu, jak tylko zostanie prezydentem. Haniebny epizod w historii polskich wyborów.
Czy może się powtórzyć? Jak patrzy się na wydarzenia trwające od chwili, gdy premier zapowiedział przedłużenie wieku upoważniającego do pobierania emerytury to nasuwa się pytanie, czy aby nauka z 1990 roku nie poszła w las, i czy w ogóle tamten epizod posłużył za naukę. Nie ma żadnego porównania, gdy chodzi o dolegliwość reformy Balcerowicza i 67 lat pracy do emerytury, a histeria społeczna, skrajnie nieodpowiedzialnie podsycana przez opozycję, głównie PiS, ale i SLD, zaczyna zmierzać ku tamtej.
I skutki są; wielki spadek poparcia dla głównych sił odpowiedzialnych za losy kraju, o czym świadczy także najnowszy sondaż zaufania i nieufności wobec polityków. Zaufanie, jak kiedyś, zyskują siły i politycy, którzy w odróżnieniu od Tymińskiego są stąd, ale pod względem dziwnych wyobrażeń o świecie i własnym kraju nie tylko mu dorównują, ale go przewyższają. Jakby część narodu w ramach globalnego ocieplenia, chciała koniecznie "zieloną wyspę" zatopić.
* Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski*
Tytuł pochodzi od redakcji