PolitykaFalanga na ćwiczeniach wojska? Ekspert: to "błąd systemu"

Falanga na ćwiczeniach wojska? Ekspert: to "błąd systemu"

• Członkowie Falangi brali udział w ćwiczeniach odbywających się podczas natowskich manewrów "Anakonda-16" - wynika z materiałów opublikowanych przez grupę proobronną
• Falanga wspiera rebeliantów w Doniecku i sympatyzuje z Hezbollahem
• MON zaprzecza, by zapraszał radykałów do udziału w manewrach
• To błąd systemu. Grupy paramilitarne to naturalny cel obcych służb - ocenia ekspert.

Falanga na ćwiczeniach wojska? Ekspert: to "błąd systemu"
Źródło zdjęć: © zoom.mon.gov.pl | ppor. R.Suchy/MON
Oskar Górzyński

20.09.2016 | aktual.: 23.09.2016 08:20

Jednym z postulatów Falangi, skrajnie prawicowej i prorosyjskiej organizacji, której członkowie walczyli w Donbasie po stronie Rosjan, jest wyprowadzenie NATO z Polski. Dlatego udział falangistów w czerwcowych ćwiczeniach odbywających się równocześnie z natowskimi w manewrami "Anakonda-16" mógł wywołać zdziwienie. Ale nie wywołał, dopóki na fakt ten uwagi nie zwrócił Marcin Rey, administrator strony "Rosyjska V kolumna w Polsce" na Facebooku. "Falangiści weszli do 'mainstreamu' i cieszą się poparciem wszelakich czynników państwowych" - alarmował Rey.

Jego obawy wzbudził udział członków Falangi w Regionalnym Ćwiczeniu Obronnym w Bieszczadach, w których obok żołnierzy 21 Brygady Strzelców Podhalańskich udział brali członkowie grup proobronnych w ramach organizacji "Strzelec" Józefa Piłsudskiego. Wśród jednostek ćwiczących obronę zapory i elektrowni w Solinie przed pozorowanym atakiem "dywersantów z południowego wschodu" było Stowarzyszenie Jednostki Strzeleckiej 2039 z Krakowa, której władze i dowództwo to w większości aktywni członkowie Falangi.Wśród liderów grupy jest m.in. Michał Prokopowicz, jeden z koordynatorów Falangi, a wcześniej prominentny działacz partii Zmiana, której założyciel, Mateusz Piskorski, przebywa w areszcie w związku z zarzutami o szpiegostwo na rzecz Rosji.

MON zaprzecza, by zapraszał członków Falangi na ćwiczenia w Bieszczadach i twierdzi, że nie były one częścią "Anakondy". Jednak o swoim udziale informowali sami członkowie SJS Kraków 2039 na Facebooku, a o uczestnictwie grup "Strzelca" (nie wymieniając poszczególnych jednostek) pisał sam MON na oficjalnej stronie poświęconej natowskim manewrom.

Krakowska jednostka, która miała wziąć udział w manewrach w Solinie, pierwotnie wchodziła (pod nazwą JS 2039 Kraków) w skład Związku Strzeleckiego "Strzelec" Organizacja Społeczno-Wychowawcza - jednej z największych organizacji proobronnych w Polsce, współpracującej z Ministerstwem Obrony Narodowej. Gdy powiązania liderów z Falangą wyszły na jaw, Komendant Główny "Strzelca" Marcin Waszczuk zdecydował usunąć falangistów z jednostki.

- Powodem tej decyzji było ostentacyjne palenie natowskich flag przez członków jednostki i wygłaszane przez nich skrajne poglądy, jakieś herezje - mówi WP Waszczuk. Rozwiązane zostały dwa z czterech plutonów jednostki, lecz - jak się okazało - nie był to koniec ich działalności w ramach koordynowanej przez MON Federacji Organizacji Proobronnych. Wyrzuceni ze "Strzelca" najpierw założyli stowarzyszenie (które wsławiło się m.in. organizacją "patroli antybanderowskich", mających strzec granic przed przenikaniem ukraińskich nacjonalistów), a potem w swoje struktury włączył je "Strzelec" im. Józefa Piłsudskiego z siedzibą w Rzeszowie.

- Mają opinie przyzwoitych patriotów. Byli ostrzegani przed falangistami, ale chcieli "dać im szansę" - mówi Rey.

Dowódca rzeszowskiego "Strzelca" Marek Matuła tłumaczy, że przed przyjęciem krakowskiej grupy zwrócił się "do stosownej państwowej służby" z prośbą o sprawdzenie ich pod kątem działalności. Kiedy służby stwierdziły brak zastrzeżeń, jednostka została przyjęta.

- JS 2039 warunków umowy dotrzymuje, robi to, co robić powinna, nie działa w Falandze ani Hezbollahu, Hamasie, ISIS, a nawet nie współdziała z poczciwymi somalijskimi piratami – mówi Matuła. - Potwierdzam, że stosowne służby Państwa utrzymują z nami stały kontakt i pewnie dokonują też odpowiedniego rozpoznania. Nigdy też nie otrzymaliśmy najmniejszych sygnałów, że z działalnością JS 2039 jest coś nie w porządku - dodaje.

Właśnie dzięki patronatowi rzeszowskiego związku pluton falangistów mógł wziąć udział w ćwiczeniach. Ministerstwo Obrony Narodowej, które jeszcze przed zmianą władzy zapoczątkowało włączanie grup proobronnych pod parasol państwa - a teraz chce w oparciu o nie budować system Obrony Terytorialnej - zapewniało, że będzie weryfikować uczestników ćwiczeń (ministerstwo zapowiada, że rekrutacja do oddziałów OT będzie prowadzona indywidualnie, a członkowie organizacji nie będą przyjmowani grupowo). Ostatecznie w "Anakondzie" udział wzięło 500 osób z pięciu organizacji proobronnych. Ćwiczenia w Solinie były obserwowane przez przedstawicieli Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Biura ds. Organizacji Proobronnych MON oraz komandosów z Formozy. Jak mówi dowódca "Strzelca" OSW, Marcin Waszczuk, weryfikacja faktycznie miała miejsce. - Dowódcy jednostek byli sprawdzani, deklarowali skąd są i to w każdej chwili można było sprawdzić - mówi WP.

Jak więc mogło dojść do tego, że członkowie organizacji o powiązaniach i sympatiach z prorosyjskimi separatystami, libańskim Hezbollahem i ludźmi podejrzewanymi o szpiegostwo zostali dopuszczeni do ćwiczeń, zyskując dostęp do strategicznego obiektu? Zdaniem Michała Rybaka, byłego funkcjonariusza Agencji Wywiadu i szefa Kancelarii Bezpieczeństwa Rybak, wyjaśnienie jest proste.

- Służby specjalne nie są w stanie sprawdzić wszystkiego. Jest to pewien błąd systemu. Po prostu nie ma tylu ludzi, budżety służb również pozostawiają wiele do życzenia - mówi Rybak. - Podobnie było w przypadku jednej z jednostek wojskowych Wojsk Specjalnych, w pobliżu której pojawił się człowiek powiązany z islamskimi terrorystami - wkazuje. Ekspert dodaje jednak, że jest daleki od wskazania, że umożliwienie działania takim grupom, jest celowym działaniem ze strony agentury obcego wywiadu w strukturach naszego państwa. - Jednak jeśli istnieje taka możliwość, to trzeba ją z całą pewnością zweryfikować -mówi .

Zdaniem Rybaka, wojsko i grupy paramilitarne są "naturalnym celem" działalności obcych służb. Zaznacza jednak, że wywiady zbierają informacje w sposób tajny i nie ułatwiają przeciwnikowi identyfikacji tematów, którymi się interesują. - Informacje potrzebne do wysadzenia lub zakłócenia pracy zapory na Solinie, można pozyskać z internetu, ze źródeł otwartych i ogólnie dostępnych. Podczas takich ćwiczeń lepiej jest pozyskiwać informacje o procedurach działania, zbierać kontakty lub elementy służące budowie charakterystyk poszczególnych osób, pozostających w zainteresowaniu - mówi ekspert. Niezależnie od tego, czy tak rzeczywiście było, ekspert przekonuje, że zaangażowanie Rosjan w Polsce jest szersze, niż to się wydaje. - Mam wrażenie, że jeszcze w pełni nie zobaczyliśmy skali wielopłaszczyznowego działalności Rosjan w Polsce - mówi Rybak.

Zobacz także
Komentarze (81)