"Fala uchodźców zmieni Szwecję nie do poznania"
Ogromna fala uchodźców, która w tej chwili zalewa Szwecję zmieni ten kraj nie do poznania. Niestety, Szwecja za późno zaczęła otwarcie mówić o rzeczywistości - mówi Joanna Teglund, która od 1981 mieszka w tym kraju, a od 12 lat pracuje w szwedzkim Urzędzie Imigracyjnym. W rozmowie z Grzegorzem Lindenbergiem z portalu euroislam.pl ekspertka mówi o kosztach finansowych i społecznych wielkiego napływu obcokrajowców, których w ostatnim czasie przybywa do Szwecji 10 tys. tygodniowo.
Grzegorz Lindenberg, euroislam.pl: Politycy szwedzcy ostatnio mówią, że imigracja zaczyna być problemem dla Szwecji.
Joanna Teglund: Imigracja zaczęła być problemem dla Szwecji jakieś dziesięć lat temu, kiedy składających wnioski o azyl zaczęło być 20-30 tysięcy rocznie, a ci, którzy nie dostali azylu i tak pozostawali nielegalnie. Rząd w tajemnicy próbował z tym coś zrobić. Wikileaks wyjawiło, że szwedzcy politycy w 2007 roku podpisali tajne porozumienie z Irakiem o odsyłaniu uchodźców, którzy w latach 2003-2007 uciekli do Szwecji po wybuchu wojny w Iraku, ale nie otrzymali pozwolenia na pobyt.
Przez ostatnich pięć lat te problemy zaczęły lawinowo narastać i niezadowolenie społeczeństwa stało się widoczne, kiedy w wyborach parlamentarnych w 2010 roku partia Szwedzkich Demokratów, postulująca restrykcyjną politykę imigracyjną, po raz pierwszy przekroczyła 4 proc. próg wyborczy, otrzymując 5,7 proc. głosów. W zeszłorocznych wyborach otrzymała 12,9 proc. głosów, a w ostatnich sondażach ma prawie dwa razy więcej. W roku 2011 wybuchła wojna w Syrii i bardzo wielu imigrantów syryjskich przybyło do Szwecji, która jako jedyny kraj w Europie we wrześniu 2013 postanowiła, że wszyscy Syryjczycy dostaną pozwolenie na pobyt stały.
Poza tym do atrakcyjności Szwecji jako kraju docelowego dla migrantów przyczynia się ustawa o łączeniu rodzin imigrantów. Według tej ustawy, zasadniczo imigrant ma prawo do połączenia z rodziną pod warunkiem, że zapewni jej utrzymanie, ale ustawowe wyjątki sprawiają, że 99,3 proc. przybyłych członków rodzin jest utrzymywanych przez państwo. Fakt ten spowodował duży napływ wielodzietnych rodzin, szczególnie z Somalii. Szwecja uważa, że ma najlepszy na świecie program integracyjny i rzeczywiście, ma najdroższy program i najwięcej robi, ale ma najgorsze efekty.
Do tej pory szwedzkie media ukrywały problemy związane z imigracją. Wszyscy ci, którzy próbowali opisać rzeczywistość, byli zastraszani i uciszani inwektywami w rodzaju rasista i nazista. Przez dziesiątki lat jedynym słusznym poglądem było twierdzenie, że imigracja wzbogaca Szwecję. Każdy reportaż w mediach publicznych, czyli liberalno-lewicowych, kończył się takim stwierdzeniem. W rzeczywistości imigracja wzbogacała Szwecję do momentu, kiedy to była imigracja zarobkowa, dopóki była praca dla stosunkowo dobrze wykształconych uchodźców z naszego kręgu kulturowego. Nadal imigracja lekarzy czy też programistów wzbogaca Szwecję, ale ogromna liczba analfabetów, półanalfabetów i ludzi o niskim poziomie wykształcenia z krajów Trzeciego Świata, którzy nigdy nie dostaną pracy, jest ogromnym obciążeniem.
Dopiero ostatnio, od czasu kiedy do Szwecji zaczęło przybywać 10 tys. imigrantów tygodniowo i rząd, policja, służby celne, Agencja Migracyjna zupełnie nie wiedzą jak sobie z tym poradzić, zaczęto otwarcie mówić o rzeczywistości. Niestety, za późno. Ta ogromna fala uchodźców, która w tej chwili zalewa Szwecję zmieni ten kraj nie do poznania. Jak - tego nikt nie jest w stanie sobie w tej chwili wyobrazić. Mam wrażenie, że dopiero teraz niektórzy zaczynają rozumieć, trochę jak kilkuletnie dzieci, że kłamstwa mają swoje konsekwencje. W wypadku Szwecji będą to konsekwencje, których skutki będzie ponosić wiele pokoleń.
Jest jakiś specjalny powód, żeby przestrzegać Polaków właśnie teraz?
W Szwecji od wielu tygodni rejestruje się dziennie ponad tysiąc imigrantów. Policja twierdzi, że drugie tyle przybywa, ale się nie rejestruje. Nikt nie wie kim ci ludzie są i dlaczego nie chcą się rejestrować. Podobno część z nich jedzie przez Szwecję do Finlandii i Norwegii. Jeśli napływ imigrantów utrzyma się na obecnym poziomie, do Szwecji napłynie w przyszłym roku ponad 700 tys. imigrantów. W ostatnim tygodniu do Szwecji przybyło ponad 10 tys. imigrantów, z czego 26,6 proc. podało, że jest z Syrii. Mimo to media nadal od rana do wieczora powtarzają mantrę, że przybywają ofiary wojny w Syrii i że to nie szwedzki tylko europejski kryzys, mimo że te tygodniowe 10 tys. to więcej, niż zarejestrowano w Danii od początku roku. A w stosunku do liczby mieszkańców to więcej, niż przybywa do Turcji. To nie jest europejski kryzys, tylko wynik lekkomyślnej polityki imigracyjnej Niemiec, a przede wszystkim Szwecji.
Szwecja od kilku tygodni już nie ma gdzie lokować przybywających imigrantów. Pełne są schroniska młodzieżowe, hotele, pensjonaty. Umieszcza się ich w salach gimnastycznych, namiotach, korytarzach biur Agencji Migracyjnej. IKEA nie nadąża ze sprowadzaniem materacy do spania. Z Malmö wyjeżdżają autokary pełne imigrantów i kierowcy mówi się, żeby jechał powoli w nieznanym kierunku, bo w międzyczasie pracownicy Agencji Migracyjnej gorączkowo szukają w całej Szwecji ostatnich wolnych miejsc. Fascynujące i przerażające jest to, z jaką pokorą i oddaniem pracownicy sektora państwowego wykonują ten czyn likwidacji państwa szwedzkiego. Pracują dniami i nocami, siedem dni w tygodniu, bez słowa skargi. Ostatnio nawet król Szwecji zdecydował się na udostępnienie części swoich nieruchomości, w tym pałaców, dla uchodźców.
Poradzą sobie?
Rząd do tej pory twierdzi, że Szwecja sobie poradzi. To nie kwestia finansów, tylko znalezienia praktycznych rozwiązań, jak to ujęła minister finansów Magdalena Andersson. Mimo, że tylko 9 listopada do Szwecji przyjechało 741 tak zwanych samotnie przybywających małoletnich imigrantów, czyli 25 klas szkolnych i kolejnych kilka nowych szkół przyjeżdża każdego dnia. A jeden małoletni kosztuje państwo 1 milion koron rocznie (1 korona - ok. 0,45 zł - przyp.). Reakcją rządu na obecną sytuację jest zamówienie ekspertyzy (tillsätta utredning), której wyniki mają być gotowe pod koniec... 2017 roku.
Obserwując polską debatę na temat imigrantów widzę te same emocjonalne argumenty polityków, ten sam brak rzeczowości dziennikarzy i ten sam podział na obóz lewicowy, który jest dobry, który chce otworzyć serce, który chce otworzyć granice - "mamy miejsce i musimy sobie poradzić z tym strachem przed obcym" - i ten konserwatywno-liberalny “obóz niedobrych”, którzy chcą kontrolować, chcą liczyć. To jest dyskusja dobrego ze złym, a nie dyskusja dorosłych ludzi o problemie, który wpłynie na przyszłe losy naszego kraju i Europy. I do tej dyskusji należy się solidnie przygotować, najlepiej śledząc błędy, które popełniły inne kraje. A Szwecja jest najlepszym materiałem szkoleniowym, bo popełniła tych błędów najwięcej.
Są jakieś wyliczenia, ile to kosztowało Szwecję?
Początkowe koszty imigracji w projekcie budżetu na 2016 rok są podzielone na dwie kategorie: "Imigracja" i "Równouprawnienie i osiedlenie", i wynoszą 40 miliardów koron. Jest to znaczny wzrost, jako że w roku 2010 koszty wynosiły 12 miliardów, a w tym roku 34 miliardy koron. Do tych kosztów należy dodać różnicę między kosztem zasiłków pobieranych przez uchodźców, a także innych usług opieki społecznej, a dochodem z płaconych przez nich podatków. Ten dodatkowy roczny koszt netto na jednego uchodźcę lub członka jego rodziny wynosi według obliczeń ekonomisty Joakima Ruista 70 tys. koron rocznie.
Ile wynosi budżet twojego urzędu? Z niego są finansowane te zasiłki?
Te 40 miliardów to jedynie koszty inicjalne przyjmowania azylantów i z niego są finansowane między innymi zasiłki, a także koszty działalności Agencji Migracyjnej, które według prognozy mają w przyszłym roku wynieść 4,7 miliarda koron. Projekt budżetu na rok 2016 opiera się na zupełnie już nieaktualnej prognozie 74 tys. imigrantów w przyszłym roku, a może ich być pięć albo dziesięć razy tyle. Według danych z 22 października koszty wstępne przyjęcia azylantów wzrosną w przyszłym roku o 29 miliardów w stosunku do wcześniej przewidywanych, do 69 miliardów. Minister finansów Magdalena Andersson zapowiedziała, że Szwecja będzie zmuszona wprowadzić program oszczędnościowy, ale też zaciągnąć pożyczkę na finansowanie wzrostu wydatków na imigrację. W tej chwili dużo się mówi o kosztach tak zwanych "samotnie przybyłych" małoletnich uchodźców, których utrzymanie kosztuje państwo szwedzkie około 1 miliona koron rocznie. Przewiduje się, że w tym roku przybędzie ich około 30 tys.
Skąd się wzięli ci małoletni?
Większość tych tak zwanych dzieci to osoby dorosłe podające się za małoletnich. Lekarze szwedzcy odmawiają weryfikacji ich wieku. Policja alarmuje, że w wielu przypadkach są to osoby bezdomne z krajów pozaeuropejskich, od lat przebywające nielegalnie w innych krajach Europy, często z kryminalną przeszłością. Jako "dzieci" mają dużo większe szanse na otrzymanie pozwolenia na pobyt stały, a jeśli im się nie uda, to ryzyko wydalenia jest minimalne, jako że nie jest znana ich tożsamość, a często też kraj pochodzenia.
Co jeszcze się w Szwecji zmieniło w ostatnich latach?
Widać coraz gorsze rezultaty w szkołach. Szwecja uczestniczy w badaniach PISA i wyniki pogarszają się najszybciej ze wszystkich krajów badanych: w ciągu kilkunastu lat spadła z 10 na 30 miejsce. Dopiero niedawno naukowcy zaczęli dostrzegać związek dramatycznie pogarszających się wyników z ogromnym napływem imigrantów z krajów trzeciego świata. Wydawałoby się, że nie powinno być tych problemów, bo dzieci szybko uczą się języka, ale przyjście do klasy dwóch, trzech osób, które zupełnie nie znają języka i są przyzwyczajone do innego systemu edukacji, o ile w ogóle chodziły do szkoły, jest wielkim obciążeniem dla nauczyciela. Przyjście dziesięciu, czy też przychodzenie nowego ucznia co tydzień, już zupełnie klasę rozwala. W Szwecji są programy wprowadzające tych uczniów zanim wejdą do zwykłej klasy, ale w tej chwili gminy mają coraz mniej pieniędzy, a także brakuje wykształconych nauczycieli. Ostatnio już się tego nie kontroluje, bo napływ nowych uczniów jest za duży. Najjaskrawszym przykładem jest jedna ze
szkół w gminie Norberg, gdzie z powodu braku miejsca w szkole rozważają prowadzenie lekcji na zewnątrz.
Są szkoły, gdzie w ogóle nie ma Szwedów. Dzieci w klasie mówią po arabsku. Już w tej chwili spotyka się dorosłe osoby, które są urodzone w Szwecji i bardzo słabo mówią po szwedzku, z bardzo silnym arabskim akcentem. Te osoby nigdy nie wejdą do społeczeństwa, dla nich społeczeństwo szwedzkie jest zamknięte. Dobrym przykładem na uległość Szwedów wobec przyjezdnych z krajów pozaeuropejskich jest tragiczna historia, która niedawno miała miejsce w szkole w Alvesta, w południowej Szwecji. Dwóch 10-letnich uczniów z któregoś z pozaeuropejskich krajów molestowało seksualnie swoje koleżanki. Rodzice przez długi czas bezskutecznie próbowali interweniować u dyrektora, który im tłumaczył, że to normalne zachowanie chłopców w tym wieku. Po pewnym czasie jeden z chłopców zgwałcił na podwórku szkolnym swoją 10-letnią koleżankę. Szkoła próbowała wyciszyć ten fakt. Rodzice dowiedzieli się o tym z alternatywnej prasy. Jedna z matek poinformowała dyrektora, że zatrzyma swoją córkę w domu, dopóki chłopcy nie zostaną
przeniesieni do innej szkoły. Dyrektor przypomniał jej o obowiązku szkolnym. Dopiero kiedy którejś nocy wybito 24 szyby w szkole i dyrektor zaczął otrzymywać maile z pogróżkami, media zainteresowały się całą historią i chłopców przeniesiono. Interesujący jest fakt, że szwedzkie radio relacjonując to wydarzenie przedstawiło dyrektora jako ofiarę. Pierwsze pytanie na konferencji prasowej brzmiało: "Jak się czuje dyrektor?".
Szkoły są znacznie gorsze, niż były. A służba zdrowia?
Jakieś dziesięć lat temu zaczęto publicznie mówić o tej równi pochyłej, na której znajduje się szwedzka służba zdrowia, o kolejkach i o nierównościach w dostępie do leczenia, gdzie ludzie starsi i o niskim dochodzie mają niższy dostęp do leczenia w stosunku do potrzeb. Ta dyskusja ucichła, mimo że sytuacja pogarsza się z roku na rok. W ostatnich latach prasa, pisząc o służbie zdrowia, cytuje głównie szwedzkie raporty, które podkreślają dobre wyniki leczenia, gdzie Szwecja rzeczywiście przoduje.
Dużym problemem jest zły stan zdrowia imigrantów. W pierwszej połowie tego roku zanotowano 392 przypadki zachorowań na gruźlicę, z czego 89 proc. u osób urodzonych poza Szwecją. W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba zachorowań na gruźlicę wzrosła w Szwecji o 50 proc. Teraz dyskutuje się w Polsce o stanie zdrowie uchodźców, Jarosław Kaczyński straszy cholerą, ale rzeczywistość jest taka, że ci ludzie będą korzystali ze służby zdrowia w dużo większym zakresie niż Polacy czy Szwedzi. Przeciętny Szwed, który pracuje i jest zdrowy, nie ma pojęcia o złym stanie służby zdrowia. W momencie, kiedy jego dziecko zachoruje, w momencie, kiedy styka się z rzeczywistością, ląduje na pogotowiu i widzi, że musi czekać 12-16 godzin, wtedy zaczyna się tragedia. W tej chwili we wszystkich szpitalach są strażnicy, którzy muszą pilnować porządku, bo są ludzie atakujący lekarzy, atakujący pielęgniarki. W Uppsali związki zawodowe pracowników
pogotowia żądały sprzętu, jaki ma policja w czasie tłumienia rozruchów.
Kaczyński mówił też o 50 strefach w szwedzkich miastach, w których obowiązuje szariat. To prawda?
To nie są strefy, gdzie obowiązuje szariat, tylko strefy kontrolowane przez gangi przestępcze organizowane na zasadzie wspólnoty etnicznej. W niektórych strefach rzeczywiście jest szariat, głównie w Malmö, gdzie jest coraz większa enklawa muzułmańska. Ale mogą to też być gangi z krajów bałkańskich albo innych. W Szwecji dyskutuje się, jak te strefy nazywać, najczęściej "no-go zones", ale nie ma dyskusji, co z tymi strefami zrobić, bo to zbyt trudny temat. Niedawno w szwedzkiej telewizji nadano reportaż z Tensta w północno-zachodnim Sztokholmie, takiej właśnie strefy, do której przedstawiciele państwa szwedzkiego nie mają wstępu. Dziennikarze zostali tam obrzuceni kamieniami, mimo że byli pod obstawą policji. Karetka pogotowia lub straż pożarna udająca się do takiej strefy musi mieć osłonę policji, bo jest narażona na ataki, głównie obrzucanie kamieniami. Oprócz tych 55 stref jest też bardzo wiele tzw. "stref wykluczenia", takich, w których mało osób ma pracę, mało kończy szkołę i mało głosuje. W 1990 roku
było ich tylko trzy, a w roku 2012 było już 186, na 5000 stref statystycznych. Mieszkało w nich ponad pół miliona ludzi.
Podobno przestano zbierać statystyki na temat pochodzenia sprawców gwałtów?
Szwecja jest na pierwszym miejscu wśród krajów Unii jeśli chodzi o ilość zgłoszonych gwałtów. W zeszłym roku zgłoszono 20300 przestępstw na tle seksualnym, z czego 6294 gwałtów. W porównaniu z rokiem 1975, kiedy Szwecja oficjalnie stała się krajem wielokulturowym, ilość gwałtów wzrosła piętnastokrotnie. Wykrywalność gwałtów w zeszłym roku wynosiła 20 proc. (dla porównania w Polsce 78,2 proc.). Obecnie nie prowadzi się statystyk co do pochodzenia sprawców, ale statystyki z 2005 roku wskazują, że wśród sprawców było pięć razy więcej osób urodzonych poza Szwecją niż w Szwecji. Według statystyk duńskich z 2010, cudzoziemcy stanowili ponad połowę skazanych za gwałty. Ostatnio ponoszą się głosy niepokoju o bezpieczeństwo ze względu na duże liczby uchodźców, wśród których jest większość młodych mężczyzn. Szczególnie niepokoi fakt, że wielu z nich podaje się za niepełnoletnich i z związku z tym mogą czuć się bezkarni. Niedawno głośno było w mediach o szczególnie brutalnym gwałcie zbiorowym z pobiciem, gdzie sprawcy
podali się za niepełnoletnich i mimo że policja miała inne zdanie na temat ich wieku, zostali skazani na kary sześciu do dziewięciu miesięcy pobytu w zakładzie dla nieletnich. Prokurator w wywiadzie dla mediów poinformowała, że jest zadowolona z wyroku.
Imigranci nie są wydalani?
Nie są wydalani, bo nie ma na to przyzwolenia społecznego. Poza tym nie bardzo kto ma ich wydalać. W Szwecji nie ma tak jak w Polsce Służby Granicznej, jest jedynie jednostka policji, Policja Graniczna, której zadaniem jest wydalanie imigrantów przebywających nielegalnie, ale ich działalność jest symboliczna. Wydalają głównie osoby przebywające nielegalnie, które same zgłaszają się na policję, bo mają dość takiego życia. Zdarza się też, że policja znajduje migrantów przebywających nielegalnie podczas kontroli drogowych. Wszystkie te osoby wydala się zazwyczaj na koszt podatnika. Sytuacja jest o tyle trudna, że w przypadku 90 proc. osób przybywających do Szwecji nie wiemy, kim oni są. Nie przedstawiają żadnych dokumentów. Kiedy trzeba ich wydalić, to często nie wiadomo, z jakiego są kraju. Ktoś, powiedzmy, mówi po rosyjsku i nie podaje kraju swego pochodzenia, bo wie, że ma małe szanse na azyl. Ale nie wiadomo, do którego kraju taką osobę wydalić. Bardzo dużo ludzi mówi po arabsku i jak ktoś taki mówi, że
jest z Syrii, dostaje pozwolenie na pobyt, co nadal w przypadku Szwecji jest równoznaczne z zapewnieniem opieki do końca życia.
Jak są przyjmowani imigranci, czy mieszkają w obozach, czy państwo im płaci, czy dostają zasiłki?
W czasie trwania procedury azylowej mają możliwość mieszkania w obozach, za co płaci państwo, albo mają możliwość mieszkania u rodziny, za co państwo im nie płaci. W obu przypadkach dostają to samo kieszonkowe, które w tej chwili wynosi 61-71 koron dziennie, czyli mniej niż w Polsce. Wygląda na to, że te ogromne liczby imigrantów, które teraz przybywają, nie idą mieszkać do rodzin, tylko oczekują, że państwo im zapewni lokum. Po otrzymaniu azylu imigranci przez dwa lata są objęci specjalnym programem w czasie którego uczą się języka i mają kontakt z Biurem Pośrednictwa Pracy, które pomaga im znaleźć odpowiednie zajęcie. Jeśli nie uda im się znaleźć pracy, otrzymują pomoc od państwa na tych samych warunkach co Szwedzi, czyli dostają zasiłek socjalny. Płaci im się za mieszkanie, prąd i dostają pewną kwotę na utrzymanie. Mają też możliwość ubiegania się o dodatkowe zapomogi, zależnie od gminy. Jeśli przyjedzie samotna kobieta z trójką dzieci to dostanie około 22 tys. koron. Gdyby poszła do pracy jako
nauczycielka, policjantka albo pielęgniarka, to po zapłaceniu podatku dostałaby mniej na rękę i wtedy państwo by jej dołożyło. Dla Szwedów, którzy mają bardzo silny etos pracy, jest jasne, że w takiej sytuacji idą do pracy. Kobieta, która przybywa z innej kultury, gdzie kobiety zajmują się domem i dziećmi, nie widzi w tym sensu. Ale poza tym, że nie ma motywacji, żeby iść do pracy - pracy nie ma.
Mówiłaś, że imigranci mieli być sposobem na niż demograficzny, sposobem na płacenie emerytur w przyszłości. I co?
Partia socjaldemokratów przez wiele lat tłumaczyła Szwedom, że musimy przyjmować uchodźców z powodu niżu demograficznego, żeby na nas pracowali. To twierdzenie to wyraz braku kompetencji lub nieuczciwości. Bo to nie liczba przyjętych uchodźców będzie ratunkiem dla starzejącego się kraju, ale stopień ich zatrudnienia, zarobki i poziom bieżącej konsumpcji. Ekonomista Jan Ekberg w 2009 roku obliczył, że współczynnik aktywności zawodowej imigrantów musi przekroczyć 72 procenty, aby imigracja zaczęła się opłacać. Dotychczas żadna grupa uchodźców nie zdołała osiągnąć tego współczynnika, który dzisiaj wynosi 58 procent i długo się już na takim poziomie utrzymuje. Nie ma żadnych oznak na to, że przepaść jeśli chodzi o dochody i przychody podatkowe między cudzoziemcami, a Szwedami, miałaby się zmniejszyć. Wygląda raczej na to, że się zwiększa.
W ogóle pracy nie ma?
Niedawno został opublikowany raport, w którym stwierdzono, że na szwedzkim rynku pracy jest ogromny rozdźwięk miedzy brakiem wykwalifikowanych pracowników, a dużą liczbą bezrobotnych o niskich kwalifikacjach. Wiele przedsiębiorstw bezskutecznie poszukuje wykwalifikowanych pracowników. System edukacji nie jest w stanie zapewnić wystarczającej liczby wykształconych pracowników, a imigranci przybywający do Szwecji są słabo wykształceni. Szwecja próbuje temu zaradzić prowadząc aktywną politykę na rynku pracy, lecz daje ona znikome efekty. Dwuletni program integracyjny uważany jest za porażkę, bo tylko 6 proc. imigrantów ma pracę dwa i pół roku po zakończeniu tego programu, mimo że pracodawcy zatrudniający emigrantów z krajów pozaeuropejskich mają możliwość uzyskania finansowania zatrudnienia w wysokości 80 proc. pensji. Biuro Pośrednictwa Pracy przez ostatnie pięć lat wypłaciło prywatnym przedsiębiorcom ponad 73 miliardy koron na częściowe refundowanie kosztów wynagrodzenia imigrantów i bezrobotnych mających
największe problemy z uzyskaniem pracy. A liczba 94 proc. nie mających pracy jest taka sama, jak dwa lata temu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja może się pogorszyć bardzo gwałtownie. Ludzie świadomi tego robią zapasy żywności. Są to głównie cudzoziemcy, bo większość Szwedów jest w szoku i reaguje negacją. Ja próbuję się do tego przygotować głównie mentalnie, chociaż mam małe zapasy jedzenia na wypadek rozruchów. Mam nadzieję, że w takiej sytuacji uda mi się i moim dzieciom w porę opuścić Szwecję i schronić w Polsce.