Expose Czaputowicza. Jest lepiej. Ale to nie znaczy, że dobrze
Jacek Czaputowicz przekonuje, że Polska jest dziś na lepszej pozycji niż rok temu. Ma rację. Ale głównie dlatego, że gorzej być nie mogło. Największym sukcesem polskiej dyplomacji było wycofanie się ze szkodliwych decyzji.
- Polska jest krajem aktywnym i słuchanym - tak brzmiała główna teza expose szefa MSZ Jacka Czaputowicza. Minister przekonywał, że Polska wyszła z izolacji i stała się poważnym graczem, wręcz - tu cytat - "wzorem do naśladowania". I jeśli porównać sytuację do tej sprzed roku, faktycznie jest lepiej.
Polska nie jest już całkowitym pariasem w UE, nad którym ciąży realne ryzyko unijnych sankcji. Wyrwała się spod nieformalnych restrykcji USA, które blokowały kontakty polityków na wysokim szczeblu. Złagodziła też konflikt z Izraelem i polepszyła relacje z niektórymi sąsiadami np. z Niemcami i Litwą. Zaczęła też budowę relacji z Włochami.
To, że jest lepiej, nie oznacza jednak, że jest dobrze. Co znamienne, polepszenie naszej pozycji było możliwe głównie dzięki temu, że rząd wycofał się z działań, które wpędziły go w tarapaty: poprawił ustawę o IPN, wycofał się z czystki w Sądzie Najwyższym, wyciszył antyniemiecką retorykę. Traktowanie tego jako sukces przypomina postawę rabina ze starego dowcipu. Gwoli przypomnienia: rabin radzi skarżącemu się na ciasne mieszkanie człowiekowi, by do domu jeszcze wprowadził kozę. Bo jak później się ją wyprowadzi, to od razu poczuje się lepiej.
Nikły amerykański urobek
Jednym z głównych wątków wystąpienia Czaputowicza były relacje z USA: wskazywał na wizytę prezydenta w Białym Domu i wiceprezydenta Pence'a w Warszawie, wzmocnienie amerykańskiej obecności wojskowej i zakupy amerykańskiego uzbrojenia. Ale to właśnie relacje z USA są jednym z najsłabszych punktów naszej polityki.
W zyskanie przychylności administracji Trumpa zainwestowaliśmy ogromne środki: finansowe, polityczne i wizerunkowe. Konsekwentnie stawiamy na amerykańskie uzbrojenie, przeciwko chińskiemu Huawei i stanęliśmy w poprzek europejskiego nurtu organizując konferencję bliskowschodnią, która stała się forum dla przeciwników Iranu. Zysk z tych inwestycji jest stosunkowo niewielki: amerykańską broń kupujemy na warunkach gorszych od oczekiwanych, "Fortu Trump" - w formie takiej, o jaką zabiegaliśmy - nie będzie.
Znamienne, że jako stałą bazę USA Czaputowicz wymienił bazę tarczy antyrakietowej w Redzikowie, uzgodnioną jeszcze za czasów poprzednich rządów. Przypomnijmy: jest to baza, której celem nie jest obrona polskiego terytorium, ale amerykańskiego. Przed rakietami Iranu.
Tak duże postawienie na USA zjednało nam nowych wrogów, nie poprawiło pozycji w Europie i uzależniło od amerykańskiej administracji, która traktuje nas mniej jako sojusznika, niż klienta. Tak mocne postawienie na Trumpa jest też błędem z innego powodu: jego polityczna gwiazda gaśnie. Kiedy władzę przejmie opozycja, będzie nam jeszcze ciężej. W kontrolowanym przez Demokratów Kongresie wciąż nie mamy najlepszej opinii.
Przeczytaj również: Fort Trump odjeżdża
Co z Chinami?
W wystąpieniu Czaputowicza brakowało mi też innego elementu: problemu Chin. Jak pokazała kontrowersja w sprawie Huawei, Polska staje się polem zmagań między USA i Chinami, które też mają ambicje co do naszego regionu. W miarę zaostrzania się rywalizacji między dwoma potęgami, trudno będzie nam utrzymać dobre stosunki z Pekinem i Waszyngtonem.
Tymczasem szef dyplomacji sprawie Chin poświęcił niewielki akapit, wspominając tylko, że Polska ma nadzieję na rozwijanie relacji z Pekinem skupiając się na handlu. Co to znaczy? Chyba tylko to, że MSZ nie ma pomysłu jak podejść do zagadnienia, które zdefiniuje światowe bezpieczeństwo na następne dekady. Nie jest to pocieszająca myśl.
Przeczytaj również: Polska na chińskim szlaku. "Chińczycy już tu są. I mają narzędzia nacisku"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl