Ewa Kopacz: wypowiedzi o sfałszowaniu wyborów - nieodpowiedzialne i krzywdzące
Wypowiedzi szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego o sfałszowaniu wyborów i braku demokracji są nieodpowiedzialne i krzywdzące, ale jest to też wyraz bezsilności - oceniła premier Ewa Kopacz. W jej ocenie, zachowanie Kaczyńskiego jest "wyjątkowo szkodliwe i bardzo niesprawiedliwe w ocenie, jeśli chodzi o naszą ojczyznę". Premier dodała, że taka retoryka na pewno nie podniesie frekwencji w wyborach prezydenckich i parlamentarnych.
Prezes PiS we wtorek w radiu Maryja, a w środę z mównicy sejmowej stwierdził, że wybory samorządowe zostały sfałszowane. Kaczyński domagał się, aby na obecnym posiedzeniu Sejmu rozpatrzyć projekt ustawy złożony przez klub PiS ws skrócenia kadencji sejmików wojewódzkich. Ponadto PiS zapowiedział zorganizowanie w Warszawie 13 grudnia marszu, który - według Kaczyńskiego - będzie początkiem wielkiego ruchu kontroli wyborów. Z inicjatywy europosłów PiS, frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w PE złożyła wniosek o debatę w sprawie przebiegu wyborów samorządowych w Polsce, ale europarlament w poniedziałek go odrzucił.
Kopacz: to wyraz bezsilności
Premier Kopacz pytana na konferencji prasowej o wypowiedzi Kaczyńskiego i inne działania przedstawicieli PiS stwierdziła, że instytucje państwa funkcjonują i obowiązuje prawo, które tworzone jest w parlamencie. - I dzisiaj kwestionowanie, że nie ma demokracji, to tak jakby się kwestionowało istnienie tego państwa - powiedziała szefowa rządu.
- Uważam, że to bardzo krzywdząca, nieodpowiedzialna wypowiedź, ale też wyraz bezsilności - dodała. Kopacz podkreśliła, że w demokratycznym państwie ma się szereg instrumentów, żeby udowadniać swoje racje i wszyscy, a już na pewno liderzy polityczni wiedzą, że jeśli obowiązujące prawo jest niedoskonałe, to miejscem, w którym można je udoskonalić, jest parlament.
- Na pewno nie udoskonalimy prawa biegając do Parlamentu Europejskiego, pokazując swoją bezsilność, bezradność i raczej kompromitując się w takiej sytuacji - dodała szefowa rządu.
Kopacz podkreśliła też, że wielokrotnie mówiła, że "z Polski powinniśmy być dumni, o Polsce powinniśmy mówić jak najlepiej". - Bieganie do Parlamentu Europejskiego na skargę i pokazywanie, że coś złego się w Polsce dzieje, że podważa się proces, który trwał przez długie lata - mówię o procesie demokratyzacji tego państwa - podważa się istnienie demokracji, uważam to za wyjątkowo szkodliwe i bardzo niesprawiedliwe w ocenie, jeśli chodzi o naszą ojczyznę - powiedziała premier.
Ale - dodała - "nie zmienimy mentalności". - Jedni będą chcieli bezpieczeństwa i pokoju - tak jak ja to proponuję, a inni będą chcieli wojny i bagnetu, ale wybór należy do tych, którzy dzisiaj zabierają publicznie głos. Tymi, którzy ocenią takie postawy, będą na pewno nie politycy z innej opcji politycznej, będą ci, którzy pójdą za 11 miesięcy do wyborów parlamentarnych" - powiedział Kopacz.
"Koń, jaki jest, każdy widzi"
Z kolei wicepremier i szef PSL Janusz Piechociński odnosząc się do wypowiedzi i działań polityków PiS stwierdził: - Koń, jaki jest, każdy widzi. - Z bólem przyjmujemy także tę informację, że 13 grudnia będzie w Warszawie manifestacja, która ma się domagać zmiany ordynacji wyborczej. Od środowisk parlamentarnych wymagamy tego, aby korzystały z tego mandatu i zgłaszały tutaj (w parlamencie) projekty, czy oceny. Dzisiaj podnoszenie emocji jest zupełnie nie na miejscu - stwierdził lider PSL na wspólnej z Kopacz konferencji prasowej.
Odnosząc się do inicjatywy PiS na forum Parlamentu Europejskiego, Piechociński stwierdził, że środowisko, które jest niechętne oddawaniu kompetencji na poziom UE, okazuje się, że "kiedy ponosi porażkę, kolejną, w wyborach, to szuka odwołania do instancji międzynarodowych". - Obca dłoń rachunków krzywd nie przekreśli w ten sposób, myślę, że tego typu działanie wystawia na szwank, niepotrzebnie, prestiż i opinię Polski - powiedział wicepremier. Dodał, że "polska demokracja jest zdrowa" i "mamy największe granice wolności także w swobodzie wypowiedzi", ale pamiętać trzeba, że wolność to także współodpowiedzialność.
Nawiązując do twierdzenia polityków PiS, że wybory samorządowe zostały sfałszowane zaznaczył, że we wszystkich obwodowych komisjach wyborczych byli, albo mogli być przedstawiciele PiS i innych komitetów, a także mężowie zaufania. - Godzenie w dobre intencje tych, którzy w naszym imieniu pilnowali demokracji w każdej obwodowej komisji jest po prostu poważnym błędem i żałujemy, że takie słowa w przestrzeni publicznej padają - powiedział Piechociński.
"Członkowie komisji przechodzą szkolenia"
Również Kopacz stwierdziła, że ocena, iż doszło do sfałszowania wyborów "kładzie się cieniem" na współpracy między partią polityczną a osobami, które reprezentowały ją w obwodowych komisjach wyborczych, także jako mężowie zaufania. - To bardzo smutne, bo to pomówienie dotyczy także tych ludzi - dodała.
Zaznaczyła, że członkowie komisji wyborczych przechodzą wcześniej szkolenia. - Wtedy, gdy są jakiekolwiek wątpliwości, to właśnie ci reprezentujący poszczególne partie czy komitety wyborcze, mają nie tylko przywilej, ale obowiązek zgłoszenia do protokołu po zakończeniu liczenia głosów, swoich zastrzeżeń. Myślę, że pan Jarosław Kaczyński ma informacje od ludzi, którzy jego partię reprezentowali w komisjach i wie, że takie zapisy w tych protokołach się znajdują. Dziwnym by było, gdyby takich zapisów nie było, a kilka dni po zakończeniu głosowania, gdy trwało liczenie głosów, nagle się komuś coś przypomniało - powiedziała Kopacz.
Stwierdziła też, że "dzisiaj jest czas na spokój, a nie czas na podburzanie społeczeństwa", bo jesteśmy przed II turą wyborów wójtów, burmistrzów, prezydentów miast. Kopacz podkreśliła, że ludzie nie mogą zwątpić w coś, co jest wpisane na stałe w demokrację, czyli "wolne wybory, kiedy każdy z nas ma prawo skorzystać; każdy ma coś najcenniejszego - swój własny głos, i wszyscy wtedy jesteśmy równi".
Według niej nie można taką retoryką, jaką prezentują przedstawiciele PiS, zniechęcać Polaków do pójścia na wybory. Kopacz zaznaczyła - również w kontekście przyszłorocznych wyborów parlamentarnych i prezydenckich - że jest to działanie na szkodę "czegoś, co w dalszym ciągu kuleje, czyli frekwencji". - Ta retoryka na pewno nie podniesie frekwencji - dodała premier.