ŚwiatEwa Jasiewicz w Balcombe: nie chcemy gazu łupkowego - to zagrożenie

Ewa Jasiewicz w Balcombe: nie chcemy gazu łupkowego - to zagrożenie

Protestujący z całej Wielkiej Brytanii zjeżdżają od soboty do miasteczka Balcombe na południe od Londynu. Powód? Obawiają się zagrożenia, jakie miałoby nieść wydobywanie tu gazu łupkowego.

Ewa Jasiewicz w Balcombe: nie chcemy gazu łupkowego - to zagrożenie
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Facundo Arrizabalaga

18.08.2013 | aktual.: 12.02.2016 14:53

Firma Caudrilla chce w Balcombe przeprowadzać próbne odwierty. Jak zapewnia, chodzi jej o znajdującą się być może na miejscu ropę. Demonstrujący nie ufają jednak tym słowom i uważają, że to tylko wstęp do tego by w przyszłości wydobywać tu gaz z łupków. Tymczasem akcja protestacyjna już teraz pokrzyżowała część planów kompanii.

"Zanieczyszczona woda i środowisko"

Jak mówi Polskiemu Radiu Ewa Jasiewicz, polsko-brytyjska dziennikarka i aktywistka z organizacji Dash for Gas, demonstrujący założyli na miejscu dwa obozy. - Większość mieszkańców miasteczka, tak jak w Polsce, nie chce tej technologii - zapewnia i wylicza negatywne efekty, jakie wydobycie gazu łupkowego miałoby odcisnąć na okolicy. - Oznacza to zanieczyszczoną wodę i środowisko i różne toksyny spływające do naszej gleby - przekonuje Jasiewicz.

Nie wszyscy mieszkańcy są jednak zadowoleni z obecności demonstrujących. Brytyjskie media cytują niektórych farmerów protestujących przeciwko faktowi, że protestujący nie poprosili ich wcześniej o pozwolenie na wstęp na ich ziemię.

Już wcześniej na wieść o protestach Caudrilla zrezygnowała z wiercenia w ten weekend. Jej specjaliści wykonują dziś tylko pomiary. Kompania podkreśla, że bezpieczeństwo jej pracowników, mieszkańców miasteczka, a także protestujących to dla niej priorytet. Jej szef Francis Egan wyrażał wcześniej obawy, że demonstranci mogą zdecydować się na działania, które zagrożą ich życiu. Kompania zapewnia, że nie wycofuje się z planów odwiertu. Zapewnia, że poczeka aż "wiercenie będzie bezpieczne". Protesty potrwać mają sześć dni. Policja ocenia, że koszt ich ochrony może sięgnąć 750 tys. funtów.

Brytyjska opinia publiczna jest w sprawie łupków podzielona. W przeprowadzonym w tym tygodniu sondażu na pytanie "pozwoliłbyś na wydobywanie gazu łupkowego w swojej okolicy", "tak" odpowiedziało 40 procent badanych. Tyle samo było przeciw. Tymczasem minister finansów George Osborne jest entuzjastą technologii: firmom, które użyją jej, by szukać na Wyspach gazu, obiecał ulgi podatkowe.

Niemiecki federalny minister środowiska Peter Altmaier uważa, że metoda szczelinowania hydraulicznego jest zbyt nowa, by móc z całą pewnością stwierdzić, że jest ona bezpieczna dla ludzi i przyrody. Według ministra Niemcy powinni jeszcze poczekać z wydobyciem gazu łupkowego - informuje rp.pl.

Żurawlów vs. Chevron. Brak dialogu

W Polsce, w woj. lubelskim trwa protest mieszkańców Żurawlowa, Rogowa, Szczelatyna i Siedliska przeciwko działaniom koncernu Chevron w gminie Grabowiec. - Do ministerstwa środowiska wpłynęły wnioski od mieszkańców wsi Żurawlów o cofnięcie koncesji na poszukiwania gazu łupkowego amerykańskiej firmie Chevron - poinformował wiceminister środowiska Piotr Woźniak.

Mieszkańcy argumentują, że wiercenia mogą zagrozić wodom podziemnym, których główny zbiornik znajduje się m.in. na terenie gminy.

Mieszkańcy Żurawlowa wystosowali też listy do prezydenta i ministra rolnictwa. Argumentują w nich, że technologia wydobycia gazu łupkowego jest niebezpieczna dla środowiska.

Jak mówił podczas posiedzenia komisji rolnictwa szef Państwowego Instytutu Geologicznego Jerzy Nawrocki, wody podziemne znajdują się na głębokości 100-150 m. Z kolei skały łupkowe leżą od 3 do 5 km pod ziemią. Wodę i łupki dzielą liczne warstwy nieprzepuszczalnych skał. Co więcej, nowoczesne technologie eksploatacji złóż gazu z łupków (geofizyka wibracyjna) stwarzają małe zagrożenie dla wód gruntowych. Przyznał, że po przejściu tzw. wibratorów, rzeczywiście w niektórych miejscach wystąpiło pogorszenie się jakości wody, w studniach wytrącił się osad. Zapewnił jednak, że jest to zjawisko przejściowe.

Zamojszczyzna to tradycyjnie region rolniczy, a prace poszukiwawcze prowadzone są na najlepszych glebach zaliczanych do I i II kategorii. Ponadto na jeden odwiert - to strata 3-4 ha rolniczej ziemi - tłumaczył posłom rolnik z Wiesław Gryn z Zamojszczyzny, gdzie znajduje się Żurawlów. Dodał, że od dwóch lat w gminie Grabowiec, jak i w sąsiednich gminach Chevron wydzierżawia kolejne działki.

Przedstawiciele protestujących zwracali uwagę na brak dialogu mieszkańców z Chevronem. Firma nie chce rozmawiać z miejscowymi ludźmi w obecności ekspertów i mediów.

Jak mówił Andrzej Bąk ze Związku Zawodowego Rolników "Ojczyzna", Chevron twierdzi, że posiada wszystkie pozwolenia na prowadzenie prac poszukiwawczych gazu z łupków, tymczasem okazuje się, że nie ma różnych pozwoleń na budowę. Np. dotyczy to budowy drogi czy studni w Ministrówce (powiat zamojski).

- Jak możemy wierzyć, że gdy rozpocznie się wydobycie gazu, firma będzie postępowała zgodnie z prawem i zasadami, (...) stąd protesty. My tej firmie nie wierzymy i nie życzymy sobie jej obecności na naszym terenie, to jest nasz byt, nasze życie i chcemy tak dalej funkcjonować, to są tereny rolnicze - powiedział Bąk.

Według niego to nieprawda, że tylko Żurawlów protestuje, zastrzeżenia mają także mieszkańcy Pomorza, ale tam już odwierty badawcze są i trudno jest prace cofnąć, gdy tymczasem na Zamojszczyźnie można je jeszcze zatrzymać.

Posłowie wskazywali na niedostateczną informację dotycząca wydobycia gazu z łupów i zagrożeń, jakie niesie jego eksploatacja. - Tak, kampanię informacyjną trzeba było zacząć wcześniej, (...) no niestety nie zdążyliśmy - przyznał wiceminister. Zapewnił, że resort będzie starał się to nadrobić, na październik zaplanowane są wysłuchania publiczne. Dodał, że obecnie odbywają się regionalne seminaria, jednak zainteresowanie nimi nie jest duże.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)