Everest jest jak cmentarz. Ratownik: Na ośmiu tysiącach cierpisz
- Czujesz zmęczenie, ból głowy, bezsenność i pragnienie. Na ośmiu tysiącach cierpisz. Odmrożenia sprawiają, że ciało jest bezwładne, a noc to walka o przetrwanie - mówi nam Maciej Pawlikowski, ratownik himalaista, uczestnik m.in. wyprawy na Nanga Parbat i Mount Everest.
Tylko na Mount Evereście może znajdować się nawet dwieście ciał. Niektóre z nich służą innym himalaistom jako drogowskazy. Tak jak słynne "zielone buty" - zwłoki, które spoczywają tuż pod szczytem od dwudziestu lat. Są znakiem orientacyjnym dla tych, którzy na wierzchołek wchodzą od strony północnej. Maciej Pawlikowski tłumaczy nam, dlaczego wielu himalaistów nigdy nie wraca z gór.
Noc to walka o przetrwanie
Po pierwsze: choroba wysokościowa. Początkowe objawy to ból głowy, nudności, wymioty, bezsenność. Pojawić się może również ślepota śnieżna, czyli ostre zapalenie spojówek.- Powietrze na takiej wysokości jest bardzo rozrzedzone. Człowiek ma krótszy oddech, szybciej się męczy. Organizm jest niedotleniony i traci płyny - mówi Pawlikowski. - To wszystko jest przyczyną choroby wysokościowej, a w konsekwencji obrzęku mózgu lub płuc. To bardzo częsta przyczyna śmierci na ośmiu tysiącach.
Jak tłumaczy ratownik, wtedy jedynym ratunkiem jest obniżenie się do bezpiecznej wysokości. – Każdy metr w dół poprawia sytuację – mówi. U większości osób objawy pojawiają się na czterech tysiącach metrów. – Wytrenowany organizm odczuwa je słabiej, wtedy można iść wyżej i przebywać tam dłużej.
Taką wytrzymałość zdobywa się przez aklimatyzację. - Wielokrotnie wchodzi się na daną wysokość i spędza tam noc. Noc jest w aklimatyzacji najważniejsza, bo to najtrudniejszy czas, najbardziej męczący. Nie jest wypoczynkiem tylko walką, żeby przetrwać do rana.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Człowiek odmrożony jest bezwładny
Po drugie: wychłodzenie organizmu i zamarznięcie. - Na ogół odmrażają się końcówki rąk, nóg, uszy nos, a potem proces postępuje. Człowiek odmrożony staje się słaby, powolny, niektórych czynności nie jest w stanie wykonać. Potem jest już bezwładny.
Na dużej wysokości rozkurczają się naczynia krwionośne, organizm poświęca swoje najdalsze części, aby ochronić te najważniejsze, jak mózg. Jak mówi Pawlikowski, odmrożeń nie da się zwalczyć, można tylko nie dopuścić, aby się pogłębiły. Kiedy kompletnie zamarznięte są już ręce i nogi, to tylko skomplikowana medyczna aparatura jest w stanie utrzymać takiego człowieka przy życiu. Jeżeli uda się go uratować, to na ogół wszystko kończy się amputacją kończyn.
Osiem tysięcy metrów to cierpienie
Po trzecie: upadki, choć to raczej konsekwencja dwóch pierwszych. Himalaiści zazwyczaj się zabezpieczają, asekurują na linie - Upadki z wysokości to bardzo często konsekwencje choroby wysokościowej i wychłodzenia - tłumaczy Pawlikowski.
- Cierpienie, to czujesz na ośmiu tysiącach. Przeżywa je każdy, w mniejszym albo większym stopniu - powtarza Pawlikowski. Droga na Mount Everest usłana jest ciałami tych, którzy nie zdołali wrócić z gór. Ekstremalne warunki sprawiają, że zwłoki zachowane są w bardzo dobrej kondycji. Ściągnięcie ciała na dół to operacja bardzo trudna i kosztowna, dlatego większość zostaje w górach.