Etaty tylko dwa, panie profesorze!
Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym ma uporządkować sytuację kadrową na polskich uczelniach. Pracownicy naukowi zatrudnieni na wyższych uczelniach od października nie będą mogli pracować na więcej niż dwóch etatach. – Ta ustawa zlikwiduje patologię – mówi prof. Tadeusz Luty, rektor Politechniki Wrocławskiej.
15.06.2005 | aktual.: 15.06.2005 09:10
Naukowcy będą musieli zdecydować, która uczelnia jest dla nich najważniejsza. Pierwszy etat będzie zobowiązywał ich do lojalności. Tylko zgoda na piśmie, wydana przez rektora, da prawo do zatrudnienia się w innej szkole. Grażyna Rudnicka, kadrowa z wrocławskiej Akademii Ekonomicznej, twierdzi, że co drugi pracownik AE wykłada na innych, najczęściej niepublicznych uczelniach. Marek Podgórny ma etat na Uniwersytecie Wrocławskim.
– Pracuję w instytucie pedagogiki. Moja żona też. Z dwóch uniwersyteckich pensji nie bylibyśmy w stanie utrzymać rodziny. Dlatego zatrudniłem się w prywatnej uczelni. Po to, żeby żyć – tłumaczy naukowiec. Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym niewiele zmieni w jego życiu. On mieści się w dwóch etatach. – Gorzej mają ci, którzy figurują na listach płac 12 uczelni. A bywają i tacy! – kwituje doktor Podgórny.
W kilku szkołach wyższych jednocześnie pracował kiedyś profesor Mieczysław Malewski, wieloletni szef Instytutu Pedagogiki UWr. – Przez 28 lat wykładałem na Uniwersytecie Wrocławskim. Drugi etat dostałem w Dolnośląskiej Wyższej Szkole Edukacji. Odszedłem z UWr. Pracując w DWSE znów zatrudniłem się na dodatkowy etat w Zielonej Górze. Tak pracowałem przez rok. Nie widziałem sensu takiej sytuacji. Nie można dobrze pracować na kilku etatach, czyli dobrze wykładać, prowadzić badania naukowe, kształcić młodszą kadrę – tłumaczy prof. Malewski.
Przyznaje, że jest jednym z nielicznych pracowników naukowych zadowalających się jednym etatem. Choć po prawie 30 latach pracy na państwowej uczelni ciężko było mu odejść. – Na uniwersytecie nauczyłem się wszystkiego, ale przez lata klepałem biedę. Teraz wybrałem propozycję, która jest dla mnie najbardziej atrakcyjna zawodowo i finansowo. Mam taką umowę, że wystarcza mi jeden etat, dzięki temu jestem w porządku wobec siebie, studentów i pracodawcy – mówi profesor Malewski, szef Zakładu Metodologii Badań Społecznych i Andragogiki w DWSE.
Przepraszam za spóźnienie Studenci często cierpią na tym, że wykładowca pracuje w kilku miejscach jednocześnie. Nie przychodzi na zajęcia, długo sprawdza prace, nie bywa na wyznaczonych wcześniej konsultacjach. – Najczęściej spóźniają się, tłumacząc, że poprzednie zajęcia się przedłużyły – mówi Joanna z Wyższej Szkoły Handlowej we Wrocławiu. Cieszy się, że wykładowcy nie będą mogli brać wielu etatów. Hannie Szwedler, studentce inżynierii biomedycznej, zupełnie to nie przeszkadza. – Jeśli profesor jest kopalnią wiedzy, to dlaczego ma jej nie przekazać jak największej liczbie studentów? – mówi. Naukowcy nie ukrywają, że głównym powodem zatrudniania się na wielu etatach są pieniądze. Profesor zwyczajny zarabia w państwowej uczelni około 6 tys. zł. W szkole niepublicznej dostaje nawet dwa razy większą wypłatę.
– Może wynegocjować warunki, jakie mu się tylko zamarzą. Uczelnie państwowe są ograniczone pieniędzmi z budżetu państwa. Obojętnie czy nauczyciel akademicki pracuje z 200, czy z 15 studentami, pieniądze są takie same – tłumaczy prof. Luty. – Nowa ustawa poprawi sytuację. Nie będzie fikcyjnych etatów na prywatnych uczelniach. Każda szkoła, żeby mieć status wyższej uczelni, musi wykazać się odpowiednią liczbą samodzielnych pracowników naukowych. I tak wpisuje się profesorów na listy płac, a paranoja sięga zenitu – mówi. Zdaniem Roberta Kwaśnicy, rektora Dolnośląskiej Wyższej Szkoły Edukacji, ustawa i tak jest zbyt liberalna. Jego zdaniem powinien być jeden etat i możliwość gościnnych wykładów na innych uczelniach.
Kontrola jakości W tej chwili wszystko wskazuje na to, że w październiku wielu naukowców stanie przed trudnym wyborem: prestiżowa posada na uczelni publicznej, czy duże pieniądze w prywatnej? Niektórzy uważają, że nowa ustawa właściwie niczego nie zmieni. – Moim zdaniem takie biurokratyczne uregulowania w ogóle nie są potrzebne. Wystarczy systematycznie oceniać jakość pracy – mówi dr hab. Marek Langner z Instytutu Fizyki Politechniki Wrocławskiej. Według niego trzeba rozliczać naukowców z efektów ich pracy. – Najlepiej jakość tej pracy oceniają studenci – swoimi nogami. Po prostu idą do kogoś na zajęcia albo omijają go szerokim łukiem – dodaje .
Co zmienią nowe przepisy Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym została uchwalona przez Sejm 3 czerwca . Musi ją jeszcze zaakceptować Senat. Jeśli zostanie przyjęta przez parlament, od października studia będą podzielone na trzy stopnie: studiami 1. stopnia będą studia licencjackie i inżynierskie, 2. stopnia takie, które kończą się magisterium, a 3. stopnia – doktoratem.
Poza tym lustracją objęci zostaną m.in. rektorzy, prorektorzy, dziekani z uczelni państwowych i niepaństwowych.Prawo o szkolnictwie wyższym utrzyma tradycyjny model kariery akademickiej – najpierw stopień doktora, potem doktora habilitowanego, a następnie tytuł profesora. Podstawą przyjęcia na studia będzie nowa matura, dodatkowe egzaminy uczelnie będą mogły przeprowadzać tylko za zgodą ministra edukacji.
– Nie da się dobrze pracować jednocześnie na wielu uczelniach – twierdzi prof. Mieczysław Malewski z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji. Sam przez wiele lat próbował łączyć kilka etatów.
Małgorzata Agaciak