Erdogan nie żartuje. Grecja pod groźbą wojny

Rośnie napięcie między Grecją a Turcją. Tym razem w centrum uwagi znalazło się tureckie nagranie, zgodnie z którym granice Turcji powinny zostać przesunięte. Ponadto Erdogan domaga się demilitaryzacji niektórych wysp. Grecja odczytuje jego żądania jako jawną groźbę wybuchu wojny.

Recep Tayyip Erdoğan
Recep Tayyip Erdoğan
Źródło zdjęć: © Getty Images | Bloomberg
Monika Mikołajewicz

- Nie żartuję - tymi słowami Erdogan zwrócił się do Grecji na swoim Twitterze. Powołując się na zapisy traktatu z Montreaux (1936 r.), żąda, by niektóre wyspy znajdujące się na Morzu Egejskim zostały zdemilitaryzowane. Grozi "katastrofalnymi konsekwencjami", jeśli sąsiednie państwo nie zmieni swoich działań.

Niepokojące nagranie

Kolejną kością niezgody w relacjach między Ankarą i Atenami stało się głośne wideo wyemitowane w prorządowym tureckim programie telewizyjnym. Wystąpił tam dziennikarz Gürkan Zengin, który za pomocą wskaźnika wytyczył pionową linią granicę grecko-turecką. Według jego wskazań Grecja utraciłaby kilka wysp, między innymi turystycznie atrakcyjne wyspy Rodos i Kos. Nagranie szybko zaczęło krążyć w Grecji, wzbudzając jeszcze większy niepokój. Taka narracja bowiem coraz częściej wyłania się z wypowiedzi tureckich polityków.

Wieloznaczne traktaty

Okazuje się, że granica grecko-turecka nie do końca jest jednoznaczna. Chodzi o wyspy we wschodniej części Morza Egejskiego. Traktat z Lozanny (1923 r.) oraz traktat paryski (1947 r.) określają przynależność tych terenów do Grecji, ale jednocześnie wymieniają pewne wyspy, które nie mogą zostać zmilitaryzowane. W 1936 r. wszedł w życie traktat z Montreaux, na założeniach którego w swoich działaniach opiera się Turcja, roszcząc prawa do spornych wysp. Erdogan coraz śmielej werbalizuje swoje oczekiwania względem Turcji. Podczas niedawno odbywających się manewrów wojskowych w Izmirze, w których uczestniczyli sojusznicy z NATO głośno oskarżał swojego sąsiada o zbrojenie kilku wysp na Morzu Egejskim, jednocześnie ostrzegając Ateny przed dalszą militaryzacją. Swoje oczekiwania tłumaczył właśnie międzynarodowymi traktatami.

Nastroje w Grecji

Choć Grecja jasno odczytuje komunikat Erdogana jako groźbę wybuchem wojny, politycy starają się zachować spokój. Mówią wprost, że nie chcą przyczynić się do eskalacji konfliktu poprzez udział w obraźliwych dyskusjach i wzajemnych oskarżeniach. Zamiast tego opublikowano 16 map, które mają służyć za udokumentowanie "zakresu tureckiego rewizjonizmu". Za ich pomocą Ateny prezentują tureckie roszczenia terytorialne od 1923 r. do dzisiaj. Grecy mają jednak nadzieje, że wszystkie groźby kierowane przez Erdogana są jedynie chwytem kampanii politycznej. Za rok bowiem odbędą się tam kolejne wybory prezydenckie, w których Recep Erdogan będzie ubiegał się o kolejną kadencję.

Będzie demilitaryzacja?

Demilitaryzacji spornych wysp Grecja mówi "nie". Powołuje się na prawo do samoobrony, stwierdzając, że na zachodnim wybrzeżu Turcji znajdują się liczne statki desantowe. Ponadto bardzo często dochodzi do incydentów naruszania greckiej przestrzeni powietrznej przez tureckie myśliwce. Ostatnio takie sytuacje mają miejsce niemal każdego dnia. Można je nawet zaobserwować nad dużymi zamieszkanymi wyspami, takimi jak Rodos, Samos czy Kos.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (383)