Ekspert: piloci z 36. Pułku są najlepsi
Piloci i mechanicy z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego to najlepsi, najbardziej doświadczeni, najbardziej odpowiedzialni ludzie - uważa wydawca miesięcznika "Skrzydlata Polska" Tomasz Hypki. Dodał, że tzw. lądowanie przygodne czy autorotacja to elementy ćwiczone przez nich wielokrotnie.
05.12.2003 | aktual.: 05.12.2003 11:15
"Proszę sobie wyobrazić sytuację: 650 metrów nad ziemią, bo to tak mniej więcej było, ciemności, jakieś zabudowania widać w dole, a w ogóle to niewiele widać, a trzeba podjąć decyzję: ratować pasażerów, ratować premiera. To wymaga naprawdę zimnej krwi, ogromnego doświadczenia, ogromnej wiedzy i przede wszystkim umiejętności" - powiedział Hypki w piątek w radiowej "Trójce".
Podkreślił, że "przy wszystkich kłopotach z paliwem i pieniędzmi ci piloci najwięcej latają. W przypadku 36. Pułku nie ma mowy o oszczędnościach".
W czwartek wieczorem rządowy śmigłowiec Mi-8 z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie lądował awaryjnie pod Piasecznem. Przyczyną lądowania była najprawdopodobniej awaria silników.
"W normalnym locie, gdy pracują silniki, wirnik zarówno - utrzymuje śmigłowiec na określonej wysokości czy powoduje, że się wznosi lub opada - i jednocześnie nadaje mu prędkość postępową. Sytuacja, gdy silniki przestają pracować zmienia się w ten sposób, że to nie tyle wirnik ciągnie kadłub i całą resztę śmigłowca, ile kadłub ciągnie wirnik, w pewnym sensie napędza wirnik - jego siła ciężkości powoduje, że wirnik może się dalej obracać" - tłumaczył Hypki. Dodał, że wówczas pilot musi wtedy zacząć pilotować śmigłowiec w inny sposób "i to na pewno zostało wykonane".
"Tylko, że podobnie jak w przypadku samolotu, gdy wyłączają się silniki, potrzebna jest spora wysokość, by samolot mógł się rozpędzić i przejść do stabilnego lotu w tych nowych warunkach. W przypadku śmigłowca, jest to jednak trochę bardziej skomplikowane i bardziej niebezpieczne, bo prędkość pionowa (prędkość spadania) jest większa niż w przypadku samolotu poruszającego się lotem szybowym" - zauważył.
Jego zdaniem, choć śmigłowiec, którym leciał premier w czwartek miał już 26 lat, nie był jeszcze "złomem", bowiem większość części - w tym silniki - były w nim wielokrotnie wymieniane i modernizowane. Zgodnie z tzw. parametrem resurs - nadaje go producent - zdaniem konstruktorów można ten typ śmigłowców użytkować bezpiecznie przez 28 lat lub można wylatać na nim bezpiecznie 28 tys. godzin. "Powyżej tego można nim dalej latać, ale według przepisów polskich i nie tylko, nie można nim już przewozić ważnych osób. Z tego punktu widzenia śmigłowiec spełniał wszystkie warunki" - dodał Hypki. Resurs pozwalał śmigłowcowi, który miał wypadek, latać do maja 2005 r.