Ekspert: atom będzie użyty. "Nie czeka nas powtórka z Czarnobyla"
- W końcu broń jądrowa zostanie użyta, ale patrząc światowo, a nie jedynie przez pryzmat tego konkretnego konfliktu. Warto tu jednak zaznaczyć, że dzisiejsze głowice taktyczne nie mają wielkiego pola rażenia - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską iranista Łukasz Przybyszewski, prezes fundacji AFF. Kreśli też scenariusze dotyczące tego, czy użycie broni nuklearnej jest realnym zagrożeniem, kto mógłby po nią sięgnąć i jaki byłby finał.
Dorota Kuźnik, Wirtualna Polska: Czy po tym, czego świadkami byliśmy w nocy z soboty na niedzielę, możemy pomyśleć, że III wojna światowa jest na horyzoncie?
Łukasz Przybyszewski, iranista, analityk, prezes grupy eksperckiej AFF: Nie. Bardzo możliwe, że era takiej totalnej światowej wojny dobiegła końca wraz z powstaniem broni jądrowej. Raczej możemy być świadkami długich, wycieńczających konfliktów, albo właśnie takich szybkich zwrotów akcji, jak teraz mamy z Iranem. Dobrym przykładem jednak jest to, co widzimy w Ukrainie – wojna trwa i nie widać końca. Zatem III wojny światowej - w rozumieniu takim, jaką była pierwsza czy druga - raczej nie będzie. Będzie inna. Czekają nas długie, krwawe konflikty.
Ataki, do których doszło w Iranie – w dużym skrócie - miały uniemożliwić Iranowi wytworzenie broni jądrowej. Temat ten jest obecny coraz częściej. Ludzi na całym świecie paraliżuje sama myśl o tym, że mogłaby zostać użyta. W kontekście tego, co widzimy na froncie irańsko-izraelskim to uzasadniona obawa?
W końcu broń jądrowa zostanie użyta, ale patrząc światowo, a nie jedynie przez pryzmat tego konkretnego konfliktu. Warto tu jednak zaznaczyć, że dzisiejsze głowice taktyczne nie mają wielkiego pola rażenia. Tak samo sprawa ma się w kwestii skażenia, jakie po sobie te ładunki zostawiają. Po tym jak już większość budynków się zawali i pożary przygasną, mogą wkroczyć wojska CBRN (wojska Obrony Przed Bronią Masowego Rażenia, czyli siły specjalistyczne zajmujące się zwalczaniem i obroną przed skutkami użycia broni chemicznej, biologicznej, radiologicznej i nuklearnej – red.) i odpowiednio zabezpieczyć teren. Nie czeka nas powtórka z Czarnobyla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump ostro o Iranie. Wykpił też prezydenta Francji
A jeśli już, kto Pana zdaniem mógłby użyć tej broni?
Nie jestem futurologiem, lecz analitykiem. Analitycy interpretują rzeczywistość, którą widzą. W konflikcie na Bliskim Wschodzie broni jądrowej mógłby użyć Izrael ze względu na swój mały rozmiar. To w sytuacji ostatecznej, całkowitego zagrożenia. Bo wyobraźmy sobie sytuację odwrotną - że to Izrael jest celem ataków nuklearnych. Nawet użycie jednej taktycznej głowicy przeciwko Izraelowi, lub zmasowanego ataku rakietowego, byłoby dla tego kraju śmiertelnym zagrożeniem z powodu właśnie małego rozmiaru tego państwa, zagęszczenia ludności i innych, podobnych uwarunkowań. Siłą rzeczy, spowodowałoby to też ogromną panikę u cywilów, którzy nie mieliby nawet specjalnie dokąd uciekać, bo poza morzem, są otoczeni wrogami. W momencie, gdy głowice uderzyłyby na przykład w Hajfę i okolice Tel Awiwu, to praktycznie zdejmuje to dwa z trzech największych ośrodków miejskich. Tak więc Izrael mógłby to zrobić w celu jedynej obrony.
A gdyby Iran posiadł broń nuklearną?
Może nią straszyć i oczywiście, że tak by zrobił, ale najpierw musiałaby być zagrożona w stopniu śmiertelnym egzystencja tego państwa jako ustroju i jego elit.
Tylko straszyć? Iran nie zaatakuje pierwszy?
Nie jest wykluczone, że Iran broń jądrową już posiada. Wystarczy wspomnieć niedawny przekaz Rosji, że "są państwa na świecie przyjazne Iranowi", które mogą taką broń mu dać (22 czerwca takie sugestie przekazał Dmitrij Miedwiediew - red.).
Skąd Iran mógłby mieć broń nuklearną?
Trzymam cały czas w pamięci wypowiedź niemieckiego dyplomaty, który z pewnych źródeł, pokątnie, dowiedział się, że podczas jednego z pierwszych testów broni jądrowej, w Korei Północnej była obecna delegacja Irańczyków. Bardzo możliwe, że te państwa wspólnie wytwarzały tę broń i razem ją testowały (na terenie Korei Płn - red.). Dzięki temu sejsmografy sczytujące, co się dzieje w Iranie, nic nie wykryły. Można przyjąć wariant, że po prostu Korea Północna - jak trzeba będzie - broń jądrową Iranowi dostarczy. Być może nawet już jest na terenie Iranu, gotowa do użycia, bo przetestowana na terytorium Korei Północnej. Być może przekonamy się, czy to ich (Korei Płn. - red.) wyjście z traktatu nieproliferacji (Korea Północna w 2003 roku jednostronnie wyszła z układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej - red.) jest blefem, czy nie. Druga strona (Izrael w porozumieniu z USA – red.) może myśleć: "pewnie blefują, uprzedziliśmy ich". Być może uprzedzili. Być może nie.
Czyli teraz gra toczy się wokół tego, kto uderzy pierwszy? Przyjmijmy, że - zgodnie z przytoczonym przez Pana scenariuszem – robi to Izrael.
Takie uderzenie spowodowałoby lawinę zdarzeń. Gdyby istniał wciąż Hezbollah i gdyby wciąż istniał Hamas, bo te dwie struktury są w stanie agonalnym, to byłby prawdopodobnie bardzo szybki niemalże koniec Izraela. Alternatywnie obrona dosłownie ostatnich kilku przyczółków, które tam zostały. Bo Izrael tylko i wyłącznie dlatego ma broń jądrową, i tylko i wyłącznie dlatego postępuje tak agresywnie, bo musi. Grzech pierworodny narodzin tego państwa jest taki, że zawsze będzie miał wrogów dookoła.
Użycie w tym momencie broni jądrowej przez Izrael - przyjmując, że Iran też ją ma - kończy przecież istnienie tego kraju.
W tym sęk, że nikt nie wie, czy Iran tę broń ma. Jeśli okazałoby się, że tak, musiałby jeszcze zdążyć jej użyć. Skutki ataków nuklearnych byłyby bowiem takie, że i tak lądujemy w dalszym ciągu w tym samym układzie, który mamy teraz - ktoś musiałby pomagać Izraelowi zakończyć całą tę eskapadę.
A jeśli Iran jest w posiadaniu głowic jądrowych. Nie zaatakuje jako pierwszy?
Jeśli Iran tę broń ma, będzie ukrywane to do samego końca, a w ostateczności zostanie użyte jako karta przetargowa. Może być tak, że gdzieś w kuluarach USA z Izraelem się na samym końcu tej historii umówią z Iranem: nie wybijemy was wszystkich, ale tylko dlatego, że oddacie broń jądrową i w zamian będziecie kolaborować. Będzie to sytuacja podobna do tej, która miała miejsce w Ukrainie. Kupiła sobie - poniekąd - wolność i swobodę, oczywiście pozostając w orbicie Rosji, w zamian za to, że oddała arsenał nuklearny.
Jeżeli w tym momencie Iran użyłby broni jądrowej, którą może posiadać, to wykańcza sam siebie? Reakcja USA byłaby przecież natychmiastowa.
Dokładnie tak. Jeżeli Iran użyłby broni jądrowej przeciwko Izraelowi, i gdyby choć jedna głowica wybuchła, oznaczałoby to absolutny koniec. Wojnę światową.
Czym Netanjahu przekonał Trumpa do tego, żeby wysłać B2 na Fordow i włączyć się do wojny?
Bardzo wysokim współczynnikiem sukcesu, jeśli chodzi o operacje realizowane przez ich lotnictwo, a także dobrze działającą agenturą na terenie Iranu. Izraelskie lotnictwo tak skutecznie przejęło kontrolę nad przestrzenią powietrzną Iranu, że bombowce po prostu mogły - absolutnie bez żadnych oporów - lecieć i nie być nawet przez chwilę wykryte. Trumpa też przekonało, że Izraelczycy zlikwidowali całą masę celów. Wiedział, że sytuacja w Iranie jest zła. Gdyby nie było źle, to nie odłączaliby internetu. Tymczasem nie da się wejść na żadną stronę z wiadomościami z Iranu, obejrzeć normalnie telewizji... Nie robiłoby się w Iranie takiej totalnej ciszy, gdyby nie było źle.
Przystąpienie do ataków było więc opatrzone gwarancją sukcesu?
Dzięki temu Trump mógł po wszystkim powiedzieć, że nie zapowiada kolejnych kroków, bo "dużo zależy teraz od Irańczyków, ich dyplomacji...". Oczywiście żadnej dyplomacji nie będzie.
Trzeba jednak pamiętać, że Trump określał się mianem "prezydenta pokoju", a to nie wygląda na pokojowe działanie. Nie idzie też w parze przecież ani trochę z sondażami w USA. Amerykanie, w tym wyborcy Trumpa, sprzeciwiali się temu, żeby Stany Zjednoczone jakkolwiek militarnie angażować w konflikt. A Trump to jednak mimo wszystko zrobił.
Zrobił, owszem, ale w ograniczonym zakresie. Tak więc to jest jeszcze akceptowalne, bo pokazuje amerykańską siłę, ale bez amerykańskiej krwi. Póki co.
Rozmawiała Dorota Kuźnik, dziennikarka Wirtualnej Polski
Łukasz K. P. Przybyszewski Fundator i prezes AFF, iranista, mgr International Business (Szkoła Główna Handlowa w Warszawie), absolwent podyplomowych studiów z zakresu bezpieczeństwa wewnętrznego (Uniwersytet Warszawski). Pracował wcześniej jako m.in.: analityk OSINT dla NaviRisk – wiodącego w naszym regionie dostawcy globalnych i zintegrowanych usług w zakresie zarządzania ryzykiem, cyberbezpieczeństwa, dochodzeń korporacyjnych, due diligence, ryzyka zgodności i ochrony marki oraz badacz Azji Zachodniej w Ośrodku Badań Azji Centrum Badań nad Bezpieczeństwem przy Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie.