Ekolodzy: 52 godziny na kominie, a potem na policję
Ekolodzy z Greenpeace zeszli przed
godz. 14 z komina Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin w Koninie
(Wielkopolska). Zostali zatrzymani przez policję i przewiezieni na
przesłuchanie do miejscowej komendy policji. Na kominie przebywali
ponad 52 godziny.
04.12.2008 | aktual.: 08.12.2008 09:19
Policja zabrała też aktywistom sprzęt, którego używali na platformie komina. Prawdopodobnie zostanie im przedstawiony zarzut wtargnięcia na cudzy teren bez zgody właściciela. Grozi za to kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
- Mieliśmy się świetnie. Jesteśmy tylko głęboko rozczarowani, że na nasz protest nie zareagował rząd - powiedziała Magdalena Figura, która jako jedyna kobieta przebywała od wtorku na kominie.
- Schodzenie trwało kilka godzin. Ekolodzy musieli precyzyjnie spakować swój sprzęt i zachować podczas powrotu na dół szczególną ostrożność - podkreślił rzecznik Greenpeace Polska, Jacek Winiarski.
Ekolodzy rozpoczęli akcję we wtorek rano i - ze względu na trudne warunki atmosferyczne - zatrzymali się na setnym metrze 150-metrowego komina odprowadzającego parę wodną do atmosfery. Założyli tam namiot, w którym podgrzewali żywność. Mieli też środki łączności, poprzez które komunikowali się z kolegami na ziemi.
Na komin przedostało się we wtorek w sumie 11 aktywistów, ale sześciu z nich zeszło na dół po około 10 godzinach protestu. Tuż przed rozpoczęciem tej akcji, inna grupa ekologów, zablokowała bramę wjazdową do elektrowni i w znacznym stopniu odwróciła uwagę ochrony elektrowni. Po około godzinie wszyscy zostali usunięci przez policję i przewiezieni na przesłuchania. W środę postawiono im zarzuty wtargnięcia na cudzy teren, bez zgody jego właściciela.
- Przerywamy akcję ze względu na Barbórkę i aby podkreślić, że nasze działania nie są i nie były skierowane przeciwko górnikom - podkreślił Winiarski.
Dyrektor Greenpeace Polska Maciej Muskat oświadczył, że "najwyraźniej premier Donald Tusk wierzy, iż węgiel oznacza bezpieczeństwo, choć jest oczywiste, że jest to bezpieczeństwo jedynie dla koncernów energetycznych z poprzedniej epoki".
- Dla setek tysięcy ludzi na świecie (...), energia elektryczna pochodząca z węgla oznacza katastrofy klimatyczne, migracje i zagrożenia dla rolnictwa. Greenpeace nadal będzie działać, aby uzmysłowić politykom, że chowanie się przed odpowiedzialnością za powstrzymanie zmian klimatu oznacza dosłownie spalanie własnej przyszłości - powiedział Muskat.
Jak powiedział Winiarski, ekolodzy weszli na komin, ponieważ chcieli otrzymać od rządu zapewnienie, iż polska polityka energetyczna zmieni się, tzn., że nasz kraj będzie odchodzić od węgla i inwestować w odnawialne źródła energii. Ekolodzy domagali się także zapewnienia, że Polska nie będzie blokować pakietu klimatycznego UE.
Akcja na kominie była drugą, jaką ekolodzy przeprowadzili po założeniu w połowie listopada na krawędzie pobliskiej odkrywki węgla brunatnego Jóźwin II B stacji klimatycznej "Ziemia na krawędzi". Pierwszą akcję protestacyjną zorganizowali schodząc na dno tej odkrywki. Zostali wtedy zatrzymani i postawiono im zarzuty wtargnięcia na cudzy teren. Jednocześnie Kopalnia Węgla Brunatnego "Konin" SA w Kleczewie wyceniła swoje straty związane z dwugodzinnym zatrzymaniem wydobycia węgla na 350 tys. zł. i będzie się domagać odszkodowania z powództwa cywilnego.
Według Winiarskiego, wszystkie akcje Greenpeace podejmowane są, aby zwrócić uwagę na ocieplenie klimatu. "Żądamy stopniowego wygaszania węgla jako głównego surowca produkcji energii elektrycznej w Polsce i zastępowania go energią odnawialną" - powiedział. Ma temu służyć m.in. zaniechanie budowy nowych odkrywek węgla brunatnego.
W czwartek ekolodzy rozpoczęli też likwidację swojej stacji klimatycznej "Ziemia na krawędzi", którą za kilka dni przeniosą do Poznania, na czas trwającej tam od poniedziałku Konferencji Klimatycznej COP 14.